„Powidoki” ostatni film Andrzeja Wajdy – recenzja Valiaryny Kustavej


fragment “Powidowków” reż Andrzej Wajda

Najważniejszy białoruski festiwal filmowy „Listapad” zamknęła premiera ostatniego filmu Andrzeja Wajdy „Powidoki”. Białoruscy widzowie mogli obejrzeć obraz nawet wcześniej niż widzowie w Polsce, gdzie premiera będzie miała miejsce dopiero w styczniu 2017 r.

Film jest polskim kandydatem do Oskara w kategorii najlepszy film nieanglojęzyczny.

Białoruska poetka Valiaryna Kustava podzieliła się swoimi wrażeniami z czytelnikami Belsat.eu.

Kino narodowe, które warto pamiętać.

„Powidoki” Wajdy to narodowe kino, którego nam Białorusinom brakuje. To dramat historyczny poświęcony schyłkowi życia polsko-białoruskiego malarza-awangardzisty Władysława Strzemińskiego.

Film Wajdy przywraca nam pamięć. Pamięć nie tylko o zawirowaniach historii, ale też o zapomnianej sylwetce artysty, jego sprzeciwie wobec przestępczej władzy.

„Chciałoby się powiedzieć odszedł mistrz Andrzej Wajda, a dzięki jego ostatniemu filmowi w masowej świadomości narodził się malarz Strzemiński. Tak jak w Polsce, również na Białorusi artysta był zapomniany – podkreślił dyrektor Instytutu w Mińsku Mateusz Adamski przed pokazem.

„Andrzej Wajda uważał urodzonego w Mińsku Strzemińskiego za bardzo ważną postać dla polskiej sztuki awangardowej i jednocześnie za symbol walki o wolność z totalitarną i komunistyczną władzą” – podkreślił  Mateusz Adamski.

Po której stronie jesteś? Po swojej?

Wajda rzeczywiście swym filmem wskrzesił pamięć o Strzemińskim i pierwszym wrażeniem po filmie była potrzeba pojechania do Polski, by móc popatrzeć na oryginał „Powidoków”, a także poznać odtwórcę głównej roli Bogusława Lindę.

vaida

Kadr z filmu.

Film to wspaniały przykład położenia nacisku na wagę istnienia środowiska artystów i twórców kultury, którzy są w stanie odczuć swój świat i stać się dźwignią dla całych narodów, czy nawet epok, katalizatorem myślenia, wolności i prawdy.

Właśnie takim powinien być współczesny białoruski film pretendujący do Oskara.

„Po której stronie jesteś? Pyta się przedstawiciel komunistycznej władzy poeta Juliana Przybosia. „Po waszej”. „Po której stronie jesteś? To samo pytanie zadają malarzowi Strzemińskiemu. – „Po swojej” odpowiada ten i do samego końca walczy o to, w co wierzy.

„W sztuce i miłości można dać jedynie to co masz”

„W sztuce i miłości można dać jedynie to co masz” – mówi profesor Strzemiński do zakochanej w nim studentki, która ryzykując wszystkim przepisuje i redaguje dzieło jego życia – książkę „Teoria widzenia”.

On sam jednak nie umie już kochać, jednak tworzy jakby w opętaniu. Pędzi do przodu jak na złamanie karku w swoim przywiązaniu do prawdy. Jest byle jakim ojcem i niefrasobliwym mężem. Gdy wyznają mu miłość on ironicznie rzuca: „Myślałem, że gorzej już nie będzie”. Jest gotowy poświęcić rodzinę dla studentów. Pozwala jedynie, gdy ludzie wielbią go jako pryncypialnego, owładniętego tworzeniem artystę. Broń Boże mieć takiego męża.

Zwolennik sztuki Kandyńskiego i Chagalla, uczeń Malewicza jest zwalczany przez władze. Niszczą jego ekspozycję, pozbawiają ulubionego zajęcia wykładowcy w Szkole Sztuk, wyrzucają ze Związku Artystów i nawet pozbawiają możliwości kupowania farb i zarabiania, konfiskują mieszkanie i aresztują zakochaną w nim asystentkę.

Zwiastun filmu „Powidoki”

My jednak odczuwamy ten sprzeciw wolnego twórcy działającego w zniewalającym systemie. Twórcy, fizycznie upośledzonego (choć praktycznie tego nie czuć), którego wewnętrzna duchowa siła zastępuje mu amputowaną rękę, nogę jest jego sercem i pędzlem.

„Gdy poeta nie może mówić na głos – musi milczeć”

Na Białorusi nie ma takiej pryncypialnej, zrozumiałej, wewnętrznie dynamicznej twórczości filmowej. Sztuki, w której nie ma miejsca na wątpliwości, po której stronie jest prawda. Gdzie pokazuje się absolutną kłamliwość systemu, który stara się złamać i przystosować do siebie ludzi i twórców.

Przez poetę Juliana Przybosia, który wybrał nie „swoją”, a „ich” stronę, przemawia wielki Czesław Miłosz: „Gdy poeta nie może mówić na cały głos – musi milczeć”. I dlatego Przyboś wybiera milczenie – nie drukuje, nie prezentuje swoich wierszy. „A ty – mówi do przyjaciela profesora wpatrując się w obraz „Powidoków” – zmieniasz się, ale zostajesz sobą”. Malarz Strzemiński – nie zważając, że żyje w czasach, gdy trzeba mówić szeptem – maluje w zgodzie z sobą i na cały głos ogłasza swoją prawdę: malarstwo to nie sztuka ozdobna. Poeci i malarze nie muszą być karną armią. Nie muszą podporządkować się systemowi. I tworzy towarzystwo „A.R.” – malarzy rewolucjonistów. Jest egoistą we wszystkim oprócz malarstwa.

Białorusinom brakuje właśnie takich filmów o osobach, którymi można się zachwycać, i z których można być dumnym.

„Józef Drozdowicz (Jazep Drazdowicz), Napoleon Orda, Mikoła Seljaszczuk… Nie znamy i nie cenimy tego co nasze. Krajowi potrzebne są takie osoby, które jak lampki oświetlają historię, są zdolne do wywołania zmiany i ruszenia do przodu, bo jest za kim i dokąd iść.

Za nimi pójdą następcy – przekonani,  silni, niewahający się. I ta siła młodych wykształconych ludzi, którzy płoną ogniem twórczych odkryć. Czasem spalają się, ale świadomie podejmują takie ryzyko.

“Nic  zbędnego”

Przed pokazem obawiałam się rozczarowania. Czy można w wieku 90 lat nakręcić dobre, żywe filmy? W takim wieku można się obawiać znudzenia, samopowtarzalności, nadmiernego moralizatorstwa, co może mieć odbicie w filmie.

Niewielu reżyserom udało się zachować jasność myślenia pod koniec życia. Nie dotyczy to twórcy „Powidoków”, które nie tylko nie rozczarowują, a zachwycają.

Od pierwszych kadrów zielonych pagórków okrytych słońcem po jakim w dzieciństwie struliwał się Strzemiński. Do kadru obrazu zalanego odblaskiem czerwieni padającej z wielkiego plakatu Stalina, który zawieszają przed oknem. I by wpuścić naturalne światło artysta rwie przy pomocy swoich kul czerwoną płachtę. Ostatnia scena, gdy ciężko chory na gruźlicę Strzemiński zawiązujący szaliki manekinom na wystawie sklepowej, pada wśród nich i umiera na oczach obojętnych przechodniów. Artysta na chwilę sam zamienia się w eksponat, obiekt sztuki.

W filmie nic nie jest zbędne – jednak autor osiąga  maksymalny efekt. Wewnętrzną estetycznie zweryfikowaną dynamikę, dramaturgię. Starannie dobrane są postacie i aktorzy. Nie można pominąć  roli młodej utalentowanej aktorki Bronisławy Zamachowskiej (w filmie córki Strzemińskiego Niki) – zachwyca jej wewnętrzna emocjonalność i dokładność.

Po obejrzeniu tego ciężkiego przecież filmu wychodzi się z poczuciem lekkości i dumy.

Valiaryna Kustava/jb/ WWW.belsat.eu/pl/

fot. Walaryna Kustawa

Aktualności