Portnikow: Prawo bezprawia. Kreml ignoruje werdykt sądu międzynarodowego


Piąta rocznica aneksji Krymu. Symferopol, 15.03.2019 r.
Zdj. Forum/REUTERS/Alexey Pavlishak

Reakcja Federacji Rosyjskiej na orzeczenie Międzynarodowego Trybunału Prawa Morza, zobowiązujące Moskwę do uwolnienia statków i ich załóg zatrzymanych podczas konfliktu w Cieśninie Kerczeńskiej była całkiem przewidywalna.

W czasie, gdy w Kijowie mówiono o przekonującym zwycięstwie dyplomatycznym, rosyjski MSZ oznajmił, że jurysdykcja Trybunału w Hamburgu nie dotyczy tej kwestii. Rosja nie uczestniczyła w posiedzeniach właśnie z tego powodu. A w posiedzeniach arbitrażu, na których będzie rozpatrywane sedno konfliktu, zamierza wziąć udział w jednym, jedynym celu: aby udowodnić, że nie ma on prawa o niczym decydować. Dlatego, nawet zakładając, że za kilka lat Rosja przegra, to wcale się tym nie przejmie.

Mechanizmów wpływu brak

Ambasador Ukrainy w Niemczech Andrij Mełnyk określił orzeczenie Międzynarodowego Trybunału Prawa Morza jako historyczne. I ma absolutną rację. Po raz pierwszy w historii najnowszej zademonstrowano, że jakieś państwo może bez żadnych konsekwencji dla siebie ignorować międzynarodowe prawo morskie, a społeczność międzynarodowa nie ma żadnych mechanizmów wpływu na nie.

W Kijowie mówi się o potrzebie podjęcia prób wprowadzenia nowych sankcji przeciwko Rosji, jeśli nie będzie ona wykonywać decyzji Trybunału. Od jego siedziby nazwano je już nawet „sankcjami hamburskimi”. Ale po wyborze na prezydenta Ukrainy byłego showmana Wołodymyra Zełenskiego, który mówi o chęci jak najszybszego zakończenia wojny z Rosją, Zachód przygotowuje się nie do zaostrzenia sankcji, ale do ich osłabienia. I nawet, gdyby wyobrazić sobie, że nowe sankcje zostaną wprowadzone, czy zmusi to Rosję do rezygnacji z jej widzenia sytuacji w Cieśninie Kerczeńskiej?

Wiadomości
Międzynarodowy Trybunał Prawa Morza: Rosja ma natychmiast uwolnić ukraińskich marynarzy
2019.05.25 14:04

„Bo Krym jest nasz”

Bo w gruncie rzeczy, sęk nie tkwi nie tylko w tej sytuacji, ale na prawie międzynarodowym jako takim. Jego sedno zawiera się przede wszystkim w respektowaniu go przez poszczególne państwa, a nie tylko w mechanizmach nacisku na nie. Rosja była np. jednym z sygnatariuszy memorandum budapesztańskiego, a więc gwarantem integralności terytorialnej Ukrainy. I wcale nie przeszkodziło jej to napaść na ten kraj i anektować Krym. Ale w Moskwie nadal uważa się, że nie naruszono tam memorandum. Podobnie jak nie naruszono porozumień rosyjsko-ukraińskich, w których zapisano wzajemną integralność terytorialną. „Bo Krym jest nasz”.

Dokładnie tak samo Rosja nie uznaje jurysdykcji Międzynarodowego Trybunału Prawa Morza. Na tej podstawie, że przy podpisaniu przez Rosję i Ukrainę stosownych dokumentów zostały zgłoszone zastrzeżenia. Więc międzynarodowe prawo morskie ich nie obejmuje… Ale na jakiej podstawie na wodach wewnętrznych Rosji i Ukrainy można zatrzymywać ukraińskie jednostki, odpowiedzi nie ma. Dlatego, że tu działa absolutnie inna logika – przyzwolenia na wszystko.

Przygotowanie do kapitulacji

Społeczności międzynarodowej nie udało się jak dotąd przy pomocy sankcji zmusić Rosji do zmiany jej polityki. A przeważająca część ukraińskiego społeczeństwa „zmęczyła się wojną” i moralnie jest gotowa do kapitulacji przed byłą metropolią.

To zapotrzebowanie na kapitulację zwietrzyły nowe władze. Nowy prezydent Wołodymyr Zełenski i szef jego administracji Andrij Bohdan już mówią o nowym referendum lub sondażu, który pozwoliłby władzom Ukrainy rozpocząć bezpośrednie negocjacje z Kremlem. Zaś nowy szef Sztabu Generalnego, gen. Rusłan Chomczak już zdążył zapowiedzieć, że nie wolno było wysyłać okrętów do Cieśniny Kerczeńskiej. To znaczy, że de facto przełożył odpowiedzialność ze strony rosyjskiej, która przeprowadziła piracką akcję, na działające według prawa międzynarodowego (zgodnie z orzeczeniem Trybunału) kierownictwo Ukrainy.

I to nie przejęzyczenie generała i nie przypadkowe wypowiedzi polityków. To naprawdę przygotowanie do kapitulacji. Jej logika jest bardzo prosta: jeżeli na Rosję nie da się wpływać za pomocą prawa międzynarodowego, a wojnę trzeba kończyć „za każdą cenę”, to pozostaje tylko poddać się na warunkach Rosji.

Ofiara agresji jako dobrowolna zdobycz

I jeżeli taka kapitulacja Ukrainy Zełenskiego nastąpi, to znów przekonamy się o tym, co wiemy od końca lat 30. ubiegłego wieku: kiedy agresor łamie normy prawa międzynarodowego, a świat nie może go powstrzymać, to ofiara agresji wcześniej czy później staje się jego dobrowolną zdobyczą. Przy radosnych owacjach świadków jej zniknięcia z mapy świata oraz oklaskach wielu mieszkańców samego demontowanego państwa.

Co prawda potem rozpoczynają się o wiele straszniejsze wojny, co jest nieuniknione wtedy, kiedy prawo międzynarodowe przestaje działać. Ale to już kolejny akt tragedii.

Witalij Portnikow, ukraiński dziennikarz i publicysta dla belsat.eu

Inne teksty autora:

Aktualności