Popchnęli na tory i zabrali telefon – to nie napad, ale działanie białoruskich milicjantów WIDEO


Działacz związku zawodowego z Baranowicz planował pojechać na demonstrację przeciwko polityce społecznej prezydenta. Nie trafił tam jednak, bo został zatrzymany przez funkcjonariuszy „po cywilnemu”. Teraz opowiedział o tym w sieci.

21 października aktywistę Związku Zawodowego Przemysłu Radiolektroniczego (REP) Ryhora Hryka zatrzymano na dworcu kolejowym zanim wsiał do pociągu, którym miał pojechać na stołeczny Marsz Oburzonych Białorusinów. W czasie zatrzymania przez milicjantów w cywilu mężczyzna został rzucony na szyny kolejowe. Aktywista opowiedział swoją historię w nagraniu, które dzisiaj opublikował.

Jak mówi w filmiku, w sobotę wyszedł na ulicę i, gdy milicja nie zatrzymała go pod klatką schodową (jak zazwyczaj ma to miejsce przed protestami), poszedł na dworzec. Planował pojechać pociągiem do Mińska, by wziąć udział w Marszu Oburzonych Białorusinów 2.0 – demonstracji przeciwko polityce socjalnej prezydenta Alaksandra Łukaszenki.

– Chciałem wyjść na peron. Zobaczyłem milicjantów po cywilnemu. Włączyłem kamerę w telefonie. Drogę zagrodziły mi dwóch ludzi, jeden wyciągnął coś z kieszeni, pokazał i kazał oddać paszport [dowód osobisty – przyp. red.] – opowiada Hryk w swoim nagraniu.

Gdy oddał paszport, milicjant powiedział, że zostanie przewieziony na komendę milicji w Baranowiczach.

– Powiedziałem: za co? I kazałem albo pisać protokół na miejscu, albo zostawić mnie. Chciałem pójść do pociągu. Milicjanci zawsze bili mnie w brzuch, prowokowali, bym odpyskował, by było za co zatrzymać. Ci mnie popchnęli i upadłem na szyny.

Aktywista nagrywał wszystko kamerą w telefonie. Gdy doszedł do siebie, poprosił milicjantów kolejowych [odpowiednik SOK – przyp. red.] o reakcję. Ci powiedzieli jednak, by Hryk radził sobie sam. Mężczyzna zadzwonił pod numer 102 (na milicję), ale „tajniak” wyrwał mu telefon. Potem został złapany pod ręce i zaciągnięty na postój taksówek.

– Podszedł nieobojętny obywatel, spytał, co się dzieje. Powiedziałem, że piąty raz zatrzymują mnie za nic. Potem przyjechał samochód i odwieziono mnie na komendę miejską – kontynuuje Hryk.

Początkowo milicjanci twierdzili, że we wsi, w której mieszka aktywista, doszło do kradzieży. Potem został zaprowadzony do gabinetu majora Pauleni, gdzie dowiedział się, że jest świadkiem.

– Powiedział, że 15 października w Internecie pojawiła się informacja, że w Baranowiczach ktoś zorganizował pikietę, dlatego przywieziono mnie w charakterze świadka. Pokazałem paszport i bilet, by udowodnić, że na Białoruś wróciłem 17 października. Dano mi telefon, bym wezwał adwokata i pogotowie ratunkowe – relacjonuje Hryk.

Jednak major milicji stwierdził, że ratownicy i prawnik nie są potrzebni, a funkcjonariusze zabrali telefon. Ostatecznie, po skasowaniu nagrania pobicia i zatrzymania, oddali urządzenia. Aktywista był trzymany na komisariacie ponad 4 godziny, co zgodnie z białoruskim prawem wymaga uzasadnienia na piśmie.

– Wszystko to zrobili dlatego, bym nigdzie nie pojechał – komentuje pokrzywdzony działacz związkowy.

Zobacz też:

DR, PJr/belsat.eu

Aktualności