Mimo rzucenia przeciwko oponentom Alaksandra Łukaszenki setek funkcjonariuszy OMONu i Wojsk Wewnętrznych, demonstrantom udało się wczoraj dotrzeć do podmińskich Kuropat i uczcić pamięć dziesiątek tysięcy ofiar stalinowskich represji.
By rozbić niedzielny Marsz Przeciwko Terrorowi milicja używała gumowych kul i granatów hukowych. Do aresztu trafiło co najmniej 314 osób zidentyfikowanych z imienia i nazwiska – podaje centrum obrony praw człowieka Wiasna. Wśród nich operator Biełsatu Zmicier Sołtan i trójka reporterów gazety Nasz Czas. Sołtan i jeden z korespondentów Naszego Czasu zostali pobici. Sołtanowi zabrano kamerę i telefon.
W podmińskim uroczysku Kuropaty, co roku odbywają się opozycyjne upamiętnienia w okolicach Dnia Wszystkich Świętych i nieuznawanego przez władze Dnia Pamięci Ofiar Represji Stalinowskich, obchodzonego przez środowiska niezależne w rocznicę zamordowania w 1937 r. ponad 100 przedstawicieli białoruskiej inteligencji. Kuropaty są miejscem pochówku dziesiątek tysięcy osób straconych w latach 1937-1940
W ostatnich latach akcje te były niezbyt liczne, ale w tym roku wielotysięczny marsz pod hasłem „Dziady przeciw terrorowi” wpisał się w odbywające się od wyborów prezydencki 9 sierpnia akcje protestacyjne, których uczestnicy domagają się ustąpienia Alaksandra Łukaszenki. Według niezależnych portali wiele osób było w niedzielę na Kuropatach po raz pierwszy.
Do zatrzymań doszło głównie w Mińsku, ale akcje protestacyjne odbyły się też w innych miastach: Grodnie, Mohylewie czy Pińsku. Kilka osób trafiło do aresztu w małej wsi Żodiszki na północy Białrusi. Rano protestujący pojechali tam z niedalekiej Smorgonii, by zaprotestować przed domem naczelnika smorgońskich władz rejonowych
jb/pp/ belsat.eu wg PAP inf. własna