Polskie obchody rocznicy II wojny wywołały furię kremlowskiej propagandy


Putin dużo inwestuje w przekonanie świata, że wojna zaczęła się 22 czerwca 1941 r., a skończyła zwycięstwem Stalina 9 maja 1945 r. Wczoraj w Warszawie głośno zabrzmiało, że było inaczej.

Na wczorajsze uroczystości nie był zaproszony Władimir Putin. Nie było też żadnego reprezentanta Rosji. Władze i media w Moskwie rozpętały z tego powodu histeryczną kampanię. Przelicytowując się na oskarżenia Polski o: ignorowanie rosyjskich ofiar wojny, stosowanie podwójnych standardów, służalczość wobec Ameryki, czy nawet… wywołanie II wojny światowej. W tej propagandowej krainie absurdu brak logiki i trzymania się faktów znanych z historii nie ma znaczenia. Wczorajsze obchody po prostu godzą w kremlowską narrację historyczną. Tak mocno podkreślaną przy okazji parad 9 maja na Placu Czerwonym.

Czyli wizji Rosji, jako głównej ofiary i najważniejszego zwycięzcy II wojny. Temu drugiemu faktowi trudno przeczyć, bo ZSRS faktycznie odniósł zwycięstwo i kolosalne zyski w 1945 r. Trudno również przeczyć gigantycznym ofiarom narodów ZSRS. Podobnie, jak temu, co Kreml starannie ukrywa, a wczoraj w Warszawie wybrzmiało. Że we wrześniu 1939 r. agresja na Polskę i II wojna światowa rozpoczęły się za wiedzą i przy pomocy Józefa Stalina.

W Warszawie był obecny Wołodymyr Zełenski, prezydent Ukrainy, a nawet pani Salome Zurabiszwili, prezydent Gruzji. A więc przywódcy z państw, które również wycierpiały straszliwie w czasie wojny i miały swój wkład w ostateczne zwycięstwo. To również godzi w rosyjską narrację, która przypisuje ofiary i trud wszystkich narodów byłego ZSRS Rosji.

Histeryczny chór

Przed i w trakcie wczorajszych uroczystości rocznicowych cały chór okołokremlowskich klakierów wyrażał oburzenie faktem, że Polacy nie zaprosili do Warszawy Władimira Putina. Szef rosyjskiej Dumy Państwowej – niższej izby parlamentu Wiaczesław Wołodin powiedział w niedzielę, że władze Polski „umniejszają rolę ZSRR” w II wojnie światowej i „upolityczniają rezultaty” tej wojny, a także „próbują przekreślić pamięć historyczną”.

Wiadomości
Rosyjscy politycy obwiniają Polskę o sprowokowanie II wojny światowej i umniejszanie roli ZSRR
2019.09.01 16:59

Przewodniczący komitetu ds. międzynarodowych Rady Federacji Konstantin Kosaczow uznał, że „polskie podwójne standardy wyglądają obrzydliwie”.

Jeszcze dalej poszedł dyżurny radykał z Dumy, czyli wyznaczony do roli nacjonalisty Władimir Żyrinowski. Powiedział, że to Polska była winna wybuchu II wojny światowej i to powinno być napisane w każdym podręczniku historii.

– Podejmując decyzję o umniejszeniu roli ZSRR, Rosji, w II wojnie światowej władze Polski demonstrują swoją niepełnowartościowość, upolityczniają rezultaty wojny i próbują przekreślić pamięć historyczną – powiedział Wołodin dziennikarzom w Moskwie i dodał, że jest to niedopuszczalne.

Deputowany Rady Federacji czyli wyższej izby parlamentu Franc Klincewicz, który zasiada w komisji obrony Rady Federacji, oznajmił, że Polacy mają „narzuconą z zewnątrz interpretację wydarzeń” i wspomniał o „ideologu zza oceanu”. Deputowany powiedział agencji RIA Nowosti, że władze Polski zajęły się „wyrównywaniem rachunków” i że jest to „mierna polityka”. W wywiadzie dla radia Goworit Moskwa ten sam deputowany oznajmił, mówiąc o sytuacji geopolitycznej 1939 roku, że „winna jest również sama Polska”.

– Wydarzenia roku 1939 i zachowanie Polski sprowokowały Niemcy do tego ataku. I wydarzyło się to, co się wydarzyło. Ich zdradziecka polityka przed rokiem 1939 sprawiła, że stało się to, co się stało – oznajmił Klincewicz.

Światopogląd rosyjskich polityków jest tutaj akurat dość spójny. Przecież w 2014 r. kiedy Rosja atakowała Ukrainę, kremlowscy politycy również twierdzili, że ofiara sama sobie jest winna.

Maleńka rysa

Dzisiejsze wydania rosyjskich gazet również są bardzo jednomyślne w ocenie wczorajszych uroczystości w Warszawie. „Rosyjskaja Gazieta” (RG) pisze o nich, jako o „odpychającym show PR-owskim” i twierdzi, że Polska sprywatyzowała pamięć po II wojnie światowej. W artykule RG ilustrowanym nie wiadomo czemu zdjęciem z defilady Wojska Polskiego z 15 sierpnia, Jewgienij Szestakow podkreśla, że polskim władzom chodziło o upokorzenie prezydenta Niemiec, Franka-Waltera Steinmeiera. By przed przywódcami z całego świata przepraszał za wojnę.

Zazwyczaj nieco bardziej stonowane „Niezawisimaja gazieta” i „Kommiersant” podkreślają, że prezydent Andrzej Duda nie wspomniał o ofierze 600 tys. żołnierzy sowieckich wyzwalających Polskę. Za to mówił o Katyniu, 17 września i braku sowieckiej pomocy dla Powstania Warszawskiego. Jeszcze dalej poszedł zwykle bardziej radykalny dziennik „Izwiestia”.

Wiadomości
Ławrow: Rosja nie ukrywa faktów z historii II wojny światowej
2019.09.02 12:22

Nazwał warszawskie obchody „historycznie fałszywymi”. „Izwiestia” dały wywiad z Siergiejem Naryszkinem, szefem Służby Wywiadu Zagranicznego (SWR), który bardzo często uczestniczy w kampaniach polityki historycznej. Naryszkin jest też szefem Rosyjskiego Towarzystwa Historycznego – czołowej instytucji zajmującej się propagowaniem kanonicznej, kremlowskiej wizji historii. Bagatelizował w „Izwestiach”, wczorajsze obchody i uznał, że świat doceni dopiero wielkie uroczystości 75 lecia zakończenia wojny w Moskwie 9 maja 2020 r.

Z tego chóru potępienia Polski i zakłamywania historii wyłamał się tylko jeden rosyjski polityk. Aleksiej Nawalny, lider opozycji opublikował wczoraj emocjonalny wpis na Twitterze.

– To niewiarygodne, weźcie podręcznik historii, żeby się przekonać, że Jedna Rosja (prokremlowska partia przyp. aut.) dosłownie powtarza dzisiaj słowa oficjalnych przedstawiciel hitlerowskich Niemiec – napisał Nawalny odnosząc się do krytyki Polski za obchody 1 września.

W chórze propagandowego oburzenia Nawalnemu trudno będzie się przebić. Tym bardziej, że zaraz będzie zakrzyczany oskarżeniami, że jest amerykańskim, a może nawet polskim agentem. Te słowa dodają jednak otuchy, że są w Rosji ludzie, którzy myślą inaczej, niż nakazuje im to narzucony przez Kreml kod oficjalnej narracji historycznej.

Michał Kacewicz/belsat.eu

Aktualności