Plotki zastąpiły informacje. Epidemia "zapalenia płuc" w Dokszycach


Chorzy umierają, lekarze nie wierzą testom, a o liczbie zakażeń decydują władze miejskie. To mieszkańców Dokszyc musieliśmy pytać o ich wiedzę na temat epidemii, bo władze urywają prawdę.

7 kwietnia dyrekcja szpitala rejonowego w Dokszycach na północy Białorusi poinformowała, że w mieście zarejestrowano pierwszych zakażonych koronawirusem. Według mieszkańców, od tego czasu sytuacja ciągle się pogarsza, jednak ani medycy, ani władze nie informują o sytuacji epidemicznej w rejonie.

Dokszyce na Witebszczyźnie zostały założone u schyłku I Rzeczypospolitej jako prywatne miasto kościelne. Obecnie są liczącym 6 tysięcy mieszkańców miasteczkiem rejonowym (powiatowym). Od początku epidemii przechodnie na ulicach są rzadkością, choć na Białorusi nie wprowadzono kwarantanny. Idą głównie do sklepu lub apteki. Tydzień po wykryciu koronawirusa życie miasteczka całkowicie się zmieniło – większość mieszkańców stara się nie opuszczać domów, a wychodzący na ulice zakładają maski.

Puste ulice Dokszyc, reszta przechodniów w maskach.
Zdj. belsat.eu

Emerytka – także w masce – najpierw chce nas ominąć. Ale gdy dowiaduje się, że jesteśmy dziennikarzami niezależnych mediów, zatrzymuje się.

– Ludziom otworzyły się oczy. Na ulicach nie ma ani młodzieży, ani dzieci, wszyscy siedzą w domach. Na ulicach prawie nikogo nie ma, a ci, którzy wychodzą, to tylko w maskach. Może i wirus nie taki straszny, ale to ciężkie do zniesienia, gdy ludzie chorują i umierają. Dwóch mężczyzn, których znałam, zmarło – tłumaczy nam mieszkana miasta. – W szkołach ferie do 20 kwietnia. Moja córka napisała podanie, by nie wysyłać dzieci do szkoły do końca miesiąca. Ale kto wie, może szczyt zachorowań dopiero przed nami.

Karetka pogotowia w Dokszycach.
Zdj. belsat.eu

Kobieta jest oburzona, że władze nie informują o liczbie chorych na Covid-19 w mieście. Jedynie wiadomości docierają do mieszkańców od znajomych pracujących w szpitalu. Według naszej rozmówczyni, władze przestały kontrolować sytuację.

– Oni boją się o swoje stołki. A ludzie? Próbujcie przetrwać, jak umiecie. Byłam w aptece – paracetamolu nie ma, rękawiczek nie ma. W XXI wieku! W najgorszych czasach Związku Radzieckiego tak nie było. Paracetamol zawsze był, i to za kopiejki. Ja rozumiem, że nie można robić zapasów tabletek, bo mają termin. Ale żeby rękawiczek i masek zabrakło?

Kobieta uważa, że to wina administracji, która roztrwoniła pieniądze mieszkańców i nie zapewniła należytego zaopatrzenia aptek.

– Robią, co chcą. Ile czynów społecznych w tamtym roku ogłaszali, ile pieniędzy wtedy zbierali? I gdzie te pieniądze teraz są? Powinni choć minimalny zapas zapewnić.

W centrum miasteczka spotykamy mężczyznę w średnim wieku. Na twarzy ma maseczkę, na dłoniach rękawiczki, a z torby wystaje mu środek dezynfekujący.

– Ludzie w mieście chorują. Mówili w telewizji, żeby tak chodzić: maska, rękawiczki, antyseptyk i zachowywać dystans. I tego przestrzegam, bo nie jestem już młody. Trzeba na siebie uważać, ale nie wszyscy to jeszcze rozumieją. Gdy tylko ten wirus pojawił się w Chinach, od razu wiedziałem, że tak będzie – twierdzi mężczyzna.

Puste ulice Dokszyc.
Zdj. belsat.eu

Brak informacji od początku kwietnia

Miejscowe władze nie komentują sytuacji. Pierwsze oficjalne informacje o zakażeniach pojawiły się 8 kwietnia w lokalnej, państwowej, gazecie. Powiadomiono wtedy, że w szpitalu znajduje się 85 chorych na zapalenie płuc, nie podano jednak, u ilu wykryto koronawirus. W związku z brakiem rzetelnych wiadomości, po mieście chodzą plotki, czasem dalekie od prawdy.

– Nasze miasto jest maleńkie, wszyscy się dobrze znają, wiele osób można zapytać o sytuację w szpitalu. Tylko gdy informacje przechodzą z ust do ust, obrastają plotkami i nowymi “faktami”. U nas tu jeden mężczyzna zmarł na zapalenie płuc, ale gdy jeszcze był w szpitalu, to ludzie trzy razy zdążyli go pochować – twierdzi nasz rozmówca.

Kościół pw. Trójcy Świętej w Dokszycach. Do szpitala trafili też kapucyni z miejscowego klasztoru.
Zdj. belsat.eu

Wirus z Watykanu

Pojawiły się też plotki o dokszyckim klasztorze. Według niektórych, ojcowie kapucyni przywieźli koronawirusa z Watykanu. Pogłoskom tym zaprzecza ojciec Alej Szenda, kustosz Białoruskiej Kustodii Zakonu Braci Mniejszych Kapucynów.

– Aktualna sytuacja w Dokszycach jest nieznana. Możliwe, że ktoś twierdzi, że źródłem zakażenia jest kościół. Ale co to dokładnie oznacza? Możliwe, że w kościele był wirus. I jeśli nawet tam dochodziło do zakażeń, to jak tam trafił? Możliwe, że ktoś przyniósł go z miasta. Istnieje plotka, że kapucyni przywieźli go z Watykanu, ale nikt tam od dawna nie był. I nawet za granicą od ponad miesiąca nikt z nich nie był.

Obecnie mnisi znajdują się w izolacji i nie mają kontaktu z parafianami, jednak drzwi świątyni są dalej otwarte dla wiernych.

Szpital rejonowy w Dokszycach.
Zdj. belsat.eu

Chorzy na zapalenie płuc i koronawirusa trafili do szpitala rejonowego w Dokszycach. Pan Alaksandr pytał o sytuację w placówce znajomych medyków.

– Dwóch pracowników szpitala jest teraz w ciężkim stanie. Jedną z chorych jest starsza lekarka pierwszego kontaktu. Dziennie na izbę przyjęć przychodzi od 90 do 120 osób. Oczywiście wśród nich są także ci, który poddali się panice. Ale chorych na zapalenie płuc jest tam już 130 osób. Część jest teraz pod respiratorem, powiedziała mi znajoma pielęgniarka. 7 osób już zmarło, ale ile miało koronawirusa, nie wie nikt.

“Podczas wizyty w przychodni należy być koniecznie w masce!!!”.
Zdj. belsat.eu

Nasi rozmówcy boją się przedstawić i nie chcą, by ich fotografowano. Jednak wielu zgadza się dać anonimowy komentarz.

– Ludzie umierają na zapalenie płuc, ale nie informują nas, co je wywołuje. Znajoma ze szpitala mówi, że są przypadki koronawirusa, niektóre nawet potwierdzone. Ale medycy sami nie wierzą tym testom, tak mi mówili. Bo przyszło polecenie, by wszystkim chorym na Covid-19 wpisywać “zapalenie płuc”. Sanepid zna wynik testów, przekazuje go rejonowemu komitetowi wykonawczemu, a tam decydują, jakie informacje podać. Dlatego pracownicy szpitala samo mogą nie znać prawdy – mówi nam inny mieszkaniec.

Dokszyce, 13 kwietnia 2020 roku.
Zdj. belsat.eu

Z prośbą o skomentowanie sytuacji w szpitalu zwróciliśmy się do miejscowej stacji sanitarno-epidemiologicznej.

– Niestety, nie możemy komentować sytuacji. Przepraszam, mamy dużo pracy, pracujemy bez przerwy. Zapytajcie w szpitalu rejonowym.

Z kolei naczelny lekarz szpitala przez cały dzień nie odbierał telefonu.

Dokszyce zamieniły się w miasto-widmo.
Zdj. belsat.eu

Złą sytuację w szpitalu potwierdzili jednak wolontariusze, którzy pomagają medykom w Dokszycach.

– Szpital rejonowy już dawno jest przepełniony. Izolowani są w nim także lekarze, którzy leczą pacjentów z koronawirusem. Szpital został przeprofilowany, teraz leczy tylko choroby płuc – powiedziała nam Iryna Tracciakowa, która zbiera środki dla medyków obwodu witebskiego. – W Dokszycach są pacjenci intubowani, pod respiratorami, jest im podawany tlen. Chory jest też personel. Sytuacja w mieście jest taka, że w innych państwach uznano by ją za nadzwyczajną.

Według białoruskiego Ministerstwa Zdrowia, 14 kwietnia w obwodzie witebskim zakażonych koronawirusem było 848 osób. O sytuacji w poszczególnych rejonach (powiatach) resort nie informuje.

Wiadomości
447 nowych zakażeń na Białorusi
2020.04.15 15:28

Wiktar Starawojtau, pj/belsat.eu

Aktualności