Według białoruskiej politolog i prawniczki Wolhi Charłamowej, Rosja prowadzi wojnę informacyjną polegającą manipulowaniu moralnymi wartościami wyznawanymi przez białoruskie społeczeństwo.
– [Wolha Charłamowa] Wojna informacyjna to termin wykorzystywany przez NATO. Przez ten termin rozumie się stworzenie określonego tła informacyjnego, nowych wartości moralnych i sformatowanie na nowo pojęć: „swój-cudzy”, „dobro-zło”, „prawidłowe-nieprawidłowe”. I jeżeli ta operacja strategiczna trwa odpowiednio długo – można te pojęcia całkowicie przeorientować. I tak “dobro” za trzy-cztery lata może stać się „złem”. Ten kto teraz jest przyjacielem i bratem za jakiś czas zamienia się w „faszystę”, „banderowca”, „wroga”.
– Najróżniejsze. Klasyczne – kampanie polityczne. Każda z nich jest podporządkowana szukaniu wspólnego wroga. Każde działanie polityczne można zbudować na poszukiwaniu programu pozytywnego. To jednak skomplikowane. Jednym do szczęścia wystarczy dobrze wypić i zjeść, innym brakuje Maserati. Ciężko zjednoczyć tak różne grupy ludzi pod jednym hasłem. Dlatego każda rosyjska polityczna kampania polega na poszukiwaniach wspólnego wroga. I tu pojawia się Gruzja, Ukraina, w pewnym okresie była to nawet Białoruś. I oczywiście tradycyjny wróg zewnętrzny USA.
Od kilku lat Rosja wykorzystują nowe-nietradycyjne narzędzia. Filmy, seriale, talk-shows, plotki. Te ostatnie szczególnie dobrze oddziałowywują na Białoruś.
W latach 90 ub. w. w rosyjskiej telewizji pokazywano seriale, w których w pozytywnym świetle pokazywano tych, którzy walczyli z organami porządkowymi: kryminalne autorytety, biznesmenów. W latach 2000 wszystko się zmieniło – powstała cała masa produkcji, w których pokazuje się „znakomite” działania rosyjskiej milicji. Celem jest stworzenie wrażenia, że milicjanci są tacy jak wszyscy – mają swoje problemy. Po pewnym czasie tworzy się obraz bohatera. Milicjant to człowiek, który może ci pomóc, ochroni cię. Następnym krokiem jest pokazywanie, że funkcjonariusze rosyjskiego MSW czy MON mogą działać już nie tylko na swoim terytorium, ale na terytorium sąsiednich przeważnie postsowieckich krajów. Np. w rosyjskim serialu „Morskie diabły” od drugiego sezonu specjaliści rosyjskich służb specjalnych, nie działają już tylko w Rosji, ale na terytorium Ukrainy. I gdy na Krymie pojawiają się „zielone ludziki” nie są już przyjmowani jako szpiedzy czy dywersanci, a jako ludzie, którzy mają prawo tam być i działać.
Plotki są produktem skierowanym bardziej w stronę Białorusinów, gdyż ci nie dowierzają mediom. Odpowiada za to być może cenzura, czy wcześniejsza historia Białorusi. Białorusini doskonale rozumieją, że informacja pochodząca z mediów jest już przefiltrowana i to było komuś potrzebne. Jeżeli weźmiemy dowolne badanie socjologiczne okazuje się, że Białorusini najbardziej wierzą informacjom otrzymanym od swoich przyjaciół, znajomych czy rodziny. I w 2014 r. zaczęły pojawiać się informacje, że znajomy czy krewny pojechał na Ukrainę, zabrali mu samochód na potrzeby Majdanu, a potem na potrzeby operacji antyterrorystycznej. W efekcie białoruskie samochody dosłownie zniknęły z ukraińskich ulic. My w ciągu miesiąca w Odessie w 2014 r. nie zobaczyliśmy ani jednego samochodu na białoruskich rejestracjach.
Z Wolhą Charłamową rozmawiał Siarhei Pelesa