Paradoks białoruskich wyborów lokalnych – duża frekwencja przy nikłym zainteresowaniu


Na Białorusi zakończyły się w niedzielę wybory do władz lokalnych. Według oficjalnych danych frekwencja była wysoka i wyniosła 77 proc. Rekordowa ilość, bo aż 35 proc wyborców zagłosowało we wcześniejszym głosowaniu.

Główny dzień wyborów w niedzielę poprzedziło pięć dni głosowania przedterminowego. Frekwencja z głosowania przedterminowego była wyższa niż w poprzednich wyborach lokalnych w 2014 r. (32 proc.). Według pierwszych danych w radach obwodowych i w Mińsku nie dostał się żaden przedstawiciel opozycji.

Według opozycji i aktywistów, którzy prowadzili niezależną obserwację wyborów, władze sztucznie zawyżały frekwencję – wskazano wiele konkretnych przypadków, gdzie liczby podawane przez obserwatorów i oficjalnie przez komisje wyborcze różniły się.

Zarejestrowano również przypadki tzw. karuzel, czyli wielokrotnego głosowania przez te same osoby w różnych lokalach wyborczych, a także „zorganizowanego” głosowania pracowników zakładów czy studentów. Aktywiści informowali o przypadkach utrudnień w obserwacji wyborów. Duża frekwencja może być niespodzianką, bo lokalne rady są praktycznie pozbawione prerogatyw. Do tego w większości okręgów w ogóle nie ma konkurencji, bo biorą w nich udział tylko pojedynczy kandydaci.

W niedzielę przed południem przedstawiciele niezależnej kampanii obserwacyjnej „Prawo Wyboru” poinformowali o naciskach służb specjalnych na właścicieli używanego przez nich lokalu – centrum Korpus. W efekcie aktywiści musieli przenieść się w inne miejsce i dopiero po jakimś czasie udało im się wznowić transmisję internetową.

W wyborach do rad lokalnych na Białorusi ponad 22 tys. kandydatów walczyło o mandaty radnych do 1309 rad lokalnych w 18111 okręgach. Opozycja zgłosiła do udziału 219 kandydatów, niemal o 100 osób mniej niż cztery lata temu. Zarejestrowanych zostało ich 174. W komisjach wyborczych, które liczyły głosy, znalazło się tylko 26 przedstawicieli opozycji (cztery lata temu były to 23 osoby). Stanowi to 0,04 proc. ogólnej liczby członków komisji.

Jednym z zarejestrowanych incydentów była napaść milicjantów na dziennikarza Biełsatu Andrusia Kozieła, który w dniu wyborach pracował jako obserwator z ramienia opozycji. Przewodniczącej komisji wybiorczej nie spodobało się, że dziennikarz przy pomocy telefonu prowadził transmisję na żywo z lokalu wyborczego. Wezwała milicjantów, którzy rozbili mu do krwi głowę, uderzając o drzwi wejściowe. Kozieł trafił na noc do aresztu i obecnie oczekuje na proces – jest oskarżony o “niepodporządkowanie się milicji”.

jb belsat.eu PAP

Aktualności