W białoruskiej telewizji państwowej padły sensacyjne słowa – wymierzone przeciwko Alaksandrowi Łukaszence. Takie święto nieposłuszeństwa zdarza się raz na kilka lat, podczas kampanii wyborczych, kiedy to prawo wymaga zapewnienia czasu antenowego startującym w wyborach przeciwnikom reżimu.
W tegorocznych wyborach prezydenckich urzędujący prezydent Białorusi ma czterech zarejestrowanych rywali. Są to: socjaldemokrata Siarhiej Czeraczań, była członkini Izby Reprezentantów Hanna Kanapackaja, lider społecznego stowarzyszenia „Mów prawdę” Andrej Dzmitryjeu oraz gospodyni domowa Swiatłana Cichanouskaja.
Podczas wczorajszego wystąpienia telewizyjnego Cichanouskaja jeszcze raz podkreśliła, że nie jest politykiem. Kilka dni temu na wiecu w Homlu, przyznała: „Nie potrzebuję władzy. Chcę być z moimi dziećmi i mężem. Chcę dalej smażyć moje kotlety”. Ale to właśnie ta niespodziewana i pozornie nieprzygotowana do walki rywalka Łukaszenki znalazła się w centrum uwagi zwolenników zmian.
Apodyktyczna władza zorientowała się już dawno, że jej własna popularność w tych wyborach jest niezwykle niska. Doprowadziło to do wykluczenia z walki o prezydenturę najbardziej niebezpiecznych potencjalnych rywali Łukaszenki – byłego bankiera Wiktora Babarykę, byłego dyrektora Białoruskiego Parku Wysokich Technologii Waleryja Capkałę, oraz popularnego blogera, który aktywizował ludzi na ulicach – Siarhieja Cichanouskiego. Babaryka i Cichanouski, a także wielu ich współpracowników, znaleźli się za kratkami i zostały im postawione zarzuty. Capkałę, jak sam powiedział, przed aresztowaniem uchroniła ucieczka z dwójką dzieci do Rosji.
Cichanouskaja wystartowała w wyborach, aby uwolnić swojego męża i poprzeć jego sprawę. Ten krok w duchu wiernych żon dekabrystów podbił serca społeczeństwa. Na wiecach witają ją jak gwiazdę światowego formatu. Kiedy zająknie się, szukając słowa, dodają jej otuchy oklaskami i krzyczą „Brawo!”. Na spotkania z nią przychodzą tysiące osób (na przykład w Homlu było to dziesięć tysięcy). Ograniczona w sensie politycznym Białoruś nigdy dotąd nie przeżywała takiego masowego porywu w stronę zmian.
Dzisiaj w telewizyjnych wystąpieniach wszyscy rywale zatwardziałego na każdym polu konserwatysty Łukaszenki wyrazili w taki czy inny sposób chęć zmian w państwie. Głównym hasłem opozycjonisty i jednocześnie przedsiębiorcy Czeracznia jest wyzwolenie biznesu. Kanapackaja oświadczyła, że „zmiany w świadomości, w komunikacji, zasadach zarządzania, gospodarce, finansach, kulturze i innych sferach są od dawna spóźnione”. Jednocześnie zarówno Czeraczeń, jak i Kanapackaja podkreślają, że chcą, by zmiany wprowadzane były stopniowo, na drodze ewolucji.
Ale jaka to będzie ewolucja, jeśli Łukaszenka nie ukrywa obrzydzenia samym słowem „reforma” i nie tylko nie zamierza odejść, ale otwarcie grozi tym, którzy są przeciwko niemu?
Doświadczony polityk Dzmitryjeu pozwolił sobie na odważniejszą retorykę, oświadczając, że ruch popierający ideę nowego prezydenta objął miliony Białorusinów. Do tego ostro skrytykował Łukaszenkę, który „straszy nas majdanami, chaosem, biedą i utratą niepodległości” i używa metod z którymi „zrujnować można nawet Szwajcarię”.
Jednocześnie jednak Dzmitryjeu wzywa „wszystkich alternatywnych kandydatów do jedności w drugiej turze”, co jest gorzką ironią dla mniej lub bardziej wtajemniczonego społeczeństwa. W czasie rządów Łukaszenki nie będzie drugiej tury. On sam wygrał w drugiej turze wyborów 1994 roku z ówczesnym premierem Wiaczesławem Kiebiczem i dobrze pamięta, jak współpracownicy Kiebicza starali się wykluczyć faworyta kampanii Łukaszenkę między pierwszą a drugą turą.
Zatem nieśmiertelny prezydent nie da powodu do rozproszenia i chwiejności liczb. Woli wygrywać za jednym zamachem z miażdżącym oficjalnym wynikiem (poprzednim razem, w 2015 r., Centralna Komisja Wyborcza podała 83,49%).
Ogólnie rzecz biorąc, szczerość kandydatów dyskutujących o ewolucji i drugiej turze jest kwestionowana przez wielu. Niektórzy ludzie otwarcie nazywają tych troje “sparringpartnerami” Łukaszenki.
Cichanouskaja mówiła także o reformach, a obiecując przyzwoite zarobki, emerytury i inne świadczenia pokazała populistyczną stronę swoich postulatów. Łukaszenko również był populistą w 1994 roku. Teraz, gdy jego rządy doprowadziły kraj do głębokiej stagnacji, a zwykli ludzie są zmęczeni ubóstwem, przeciwko przywódcy jest używana jego własna broń.
Jednak Cichanouskaja wyróżnia się na tle innych przeciwników Łukaszenki nie reformatorską retoryką, ani nawet ostrą krytyką. Ludzie są poruszeni jej historią: żona zdecydowała się walczyć o sprawiedliwość dla aresztowanego męża, a jednocześnie przeciwko niesprawiedliwości całego systemu. Kobieta ta umiejętnie przedstawia szczegóły, które w pozytywny sposób odbiera opinia publiczna: że kocha swojego Siarhieja, który został uwięziony za prawdę, że musiała wysłać dwoje dzieci za granicę z dala od niebezpieczeństw, i że jej dziesięcioletni syn w SMSach pisze, że boi się o nią…
Podkreśla swój brak doświadczenia w polityce i brak ambicji prezydenckich. Zasadniczo jej programem jest obalenie Łukaszenki, uwolnienie więźniów politycznych i zorganizowanie nowych, uczciwych wyborów z udziałem Babaryki, Capkały i Cichanouskiego, którzy są obecnie poza rozgrywką.
Wizja reform w państwie wydaje się przyciągać nadzieję większości zwolenników zmian do postaci Cichanouskiej. Władze prawdopodobnie już teraz żałują, że lekkomyślnie zarejestrowały gospodynię, aby rozbłysnąć pewnym pluralizmem, wierząc, że będzie ona bezradna w kampanii.
Ale przede wszystkim, Cichanouskaja uzyskała niespodziewane poparcie sztabów Babaryki i Capkały. W rezultacie powstało kobiece trio, które jest niezwykle efektywne pod względem PR: Cichanouskaja, Weranika Capkała (żona niezarejestrowanego przeciwnika) i Maryja Kalesnikawa (szefowa sztabu Babaryki). Tournée tych, jak sami siebie nazywają, przyjaciółek w boju zamieniło się w potężne polityczne show.
Po drugie Cichanouskaja okazała się niezwykle zdolna także w kwestii politycznej: szybko zyskuje pewność oratorską, coraz bardziej improwizuje, pnie się w górę jako osobowość.
Jednak nawet ona stwierdza, że „wybory będą sfałszowane, wszyscy o tym wiemy”. Rzeczywiście, w komisjach wyborczych zasiadają osoby lojalne wobec władz, a CKW odrzuciła propozycję pokazywania każdej karty do głosowania obserwatorom. Natomiast sami niezależni obserwatorzy przygotowują się do bycia odciętymi od lokali wyborczych pod pretekstem trudnej sytuacji epidemiologicznej.
Zresztą na wypadek masowego oburzenia fałszerstwami i spontanicznego pojawienia się ludzi na ulicy, Łukaszenka przygotował już odpowiedź. Odwiedził brygadę sił specjalnych oddziałów wewnętrznych i obserwował żołnierzy z wyspecjalizowanym sprzętem podczas przygotowań do akcji rozpędzania protestów.
Tak więc programy są, ale kwestia mechanizmu zmiany w sytuacji, gdy władza nie ma zamiaru usuwać przeszkód na drodze do reform pozostaje. A dzień 9 sierpnia może stać się bardzo dramatyczny dla Białorusinów, którzy wierzyli w możliwość zmiany władzy w tych wyborach.
Alaksandr Kłaskouski dla vot-tak.tv, belsat.eu
(ksz)
Redakcja może nie podzielać opinii autora.