Wyznania Aleha Ałkajewa opublikowano na kanale projektu „The Ludi” w YouTube.
– Zawsze byli rezerwowi strzelający, ale strzelał jeden. Czasami trzeba było strzelać i po cztery razy. No nie wychodziło za pierwszym razem – opowiadał o wykonywanych przez siebie egzekucjach Ałkajeu. – Lekarz sprawdzi: serce bije. Można poczekać aż umrze, a można jeszcze raz strzelić. Decyzję podejmowałem ja.
Były szef mińskiego aresztu nr 1 w Mińsku, w którym przebywają również skazani na karę śmierci i gdzie wykonywane są wyroki przekonuje, że egzekutorzy „wiedzieli, co robią” i nie mieli z tego powodu wyrzutów sumienia. Chociaż nie ukrywa, że zabicie człowieka strzałem w głowę jest wyjątkowo drastyczne.
– Oszołomiło mnie, że w ludzkiej głowie może być tyle krwi. Oszołomiła fontanna krwi z głowy – wspomina Ałkajeu jedną z egzekucji.
Czytajcie również:
Oprócz szczegółów z ostatnich chwili życia, były funkcjonariusz opowiedział też o warunkach, w których przebywali skazani oczekując na dzień wykonania wyroku:
– Oni zazwyczaj nie mają pieniędzy, więc nie kupowali jedzenia w sklepiku. Przeważnie papierosy. W celach siedziały po dwie osoby. Mieliśmy chyba 17 cel. Kiedy było dużo ludzi, to siedziało i po trzech – zdradza Aleh Ałkajeu.
Naczelnikiem mińskiego aresztu nr 1 był on w latach 1996 – 2001. Potem wyemigrował do Niemiec, gdzie uzyskał azyl polityczny. W 2001 wysunął przypuszczenie, że zaginionych w latach 1999 – 2000 oponentów Alaksandra Łukaszenki porwano i zamordowano. Narzędziem zbrodni miał być „pistolet egzekucyjny” stosowany do wykonywania kary śmierci i wydany przez Ałkajewa ówczesnemu ministrowi spraw wewnętrznych Juryjowi Siwakowowi. Swoje wspomnienia z tego okresu Ałkajeu zawał w książce „Rasstrelnaja komanda” („Ekipa do zabijania”).
“Banda”. Film Raisy Michajłouskiej o białoruskim “szwadronie śmierci”:
JW, cez/belsat.eu