Z szacunkiem wobec różnorodności, ale bez Rosji. W Kijowie wystartowała Eurowizja. O ich opinię spytaliśmy mieszkańców stolicy Ukrainy, zagranicznych gości i ekspertów.
Ukraińska stolica gości konkurs już drugi raz: Kijów organizował Eurowizję 2004 dzięki zwycięstwu śpiewaczki Rusłany. Ale w tym roku miasto przygotowywało się do święta muzyki, jakby robiło to po raz pierwszy: otwarto Plac Pocztowy, wyremontowano metro, a budowa Euromiasteczka i samo show kosztowało stolicę 45 milionów dolarów, przy czym w kraju dalej trwa wojna.
„Nie wiem, na ile jest to uzasadnione. W naszym kraju rozpoczęła się Eurowizja, która zabiera masę pieniędzy z naszego budżetu, wiele ich przy tym przepada. Myślę, że w tym momencie to nie jest właściwe”. „Takie imprezy nie powinny mieć teraz na Ukrainie miejsca”. “To okazja, by Ukraina została zauważona” – uważają mieszkańcy Kijowa.
Służba Bezpieczeństwa Ukrainy zakazała wjazdu rosyjskiej śpiewaczce Julii Samojłowej, która dwa lata temu występowała na okupowanym przez Rosję Krymie, na który przyjechała bez zezwolenia ukraińskich władz. W odpowiedzi na to organizatorzy Eurowizji zagrozili sankcjami, rosyjski Pierwszy Kanał zrezygnował z transmitowania konkursu. Samajłowa zamiast na Eurowizję pojechała znów koncertować na Krymie.
Dzięki niemu po raz pierwszy w historii konkursu zabrzmi język białoruski. Według szacunków bukmacherów, szanse Navi na zwycięstwo są niewielkie. Ale, według eksperta Siarhieja Filimonowa, Eurowizja nie jest muzycznym Olimpem, o miejsce na którym warto walczyć.
„Ci, którzy nie otrzymają wysokich not, mogą w kontekście międzynarodowym zyskać więcej, niż ci, którzy wygrali” – zapewnia dziennikarz muzyczny.
Pierwszy finał Eurowizji rozpoczął się we wtorek o 22, drugi, w czasie którego wystąpi Navi, odbędzie się w czwartek, a zwycięzca zostanie wyłoniony 13 maja.
Nastassia Chrałowicz, PJr, Biełsat. foto: Andres Putting / eurovision.tv