Sąd obwodowy w Mohylewie odrzucił apelację Alaksandra Sidareuskiego, którego skazano na 15 dni aresztu “za udział w nielegalnym zgromadzeniu”. Teraz nasz kolega w każdym momencie może trafić za kraty.
12 października nasz mohylewski operator Alaksandr Sidareuski został skazany na 15 dni aresztu administracyjnego na podstawie artykułu 23.34 Kodeksu Wykroczeń Republiki Białoruś. Dziennikarz skorzystał z przysługujących mu 10 dni na złożenie odwołania. Jednak dziś sąd obwodowy w Mohylewie odrzucił apelację i podtrzymał wyrok niższej instancji.
W związku z tym nasz kolega tylko czeka, aż zostanie zatrzymany i doprowadzony przez milicję do aresztu. Znając białoruskie realia, nastąpi to przed weekendowymi protestami, które ma relacjonować.
Skazanie Alaksandra za udział w manifestacji jest sprzeczne z białoruskim prawem. Zgodnie z ustawą o mediach dziennikarz relacjonujący wydarzenie publiczne nie jest jego uczestnikiem. Mimo to podczas “rozmowy wychowawczej” na komisariacie, dzielnicowy oświadczył naszemu dziennikarzowi, że milicjanci będą traktować go jako demonstranta, a więc łamać jego prawa.
W ciągu tygodnia poprzedzającego pierwszy wyrok nasz mohylewski korespondent:
Alaksandr jest jednym z dziesiątek dziennikarzy białoruskich mediów niezależnych, którzy od wyborów prezydenckich 9 sierpnia zostali za swoją pracę skazani na areszt. Jak podkreślają białoruskie i międzynarodowe organizacje, łamanie wolności słowa i praw mediów na Białorusi osiągnęło w tym roku bezprecedensowy poziom.
Dziennikarze są też prewencyjnie zatrzymywani i przetrzymywani w aresztach lub na komisariatach do dnia rozprawy – maksymalnie 72 godziny, czyli cały weekend. Dziś sąd w Mińsku zakończył bez wyroku sprawę naszej korespondentki Maryi Hryc, której groziło 15 dni aresztu za rzekome stawianie oporu milicji (art. 23.4 KW). Sędzia nie zobaczył jednak w jej działaniach znamion wykroczenia. Nasza koleżanka odsiedziała już w związku z umorzoną sprawą 3 dni w areszcie tymczasowym, do którego trafiła po Marszu Kobiet 26 września.
pj/belsat.eu