– Zupełnie bez sensu wyglądały rzucone przeciwko kobietom autozaki (więźniarki), samochody z drutem kolczastym i polewaczka – napisała Nasza Niwa.
Tam, gdzie nie dało się przejść, kobiety zawracały i skręcały w boczne ulice, czasami dzieląc się na mniejsze grupy i wyznaczając nowe trasy. Kilkukrotnie otaczały funkcjonariuszy i nawet odbijały z ich rąk dziennikarzy i mężczyzn, bo kobiet nie zatrzymywano – przynajmniej w chwili obecnej nie ma informacji na ten temat.
W niektórych miejscach kobiety z kwiatami i biało-czerwono-białą symboliką przerwały łańcuchy funkcjonariuszy.
Gwiazdą kobiecego marszu była idąca na jego czele Nina Bahińska, 73-letnia emerytka, która jest legendą białoruskiego protestu, od lat wychodzi na mińskie place i ulice z białoruską flagą narodową. Często – samotnie.
Drobna kobieta, z obciętymi na krótko siwymi włosami, kilka dni temu stała się szeroko znana, gdy na Placu Niepodległości siłowała się z dwa razy większym OMON-owcem, próbującym wyrwać jej biało-czerwono-białą flagę. Stała się też bohaterką memu internetowego po tym, gdy na próbę interwencji funkcjonariusza, odpowiedziała frazą „Ja spaceruję!” i poszła naprzód z nieodłączną flagą.
– Kobiety jak woda przelewały się przez kordony, krążyły, zmieniały trasy (…) Za nimi ciągnęły więźniarki, ale kobiety nie dały im przejechać, bo wyszły na ulicę – podsumowuje marsz Nasza Niwa.
Zatrzymano kilku dziennikarzy, w tym – w czasie relacji na żywo – reporterów Radia Swaboda. Są oni już na wolności.
Zobacz nasze zdjęcia z Marszu Kobiet:
Marsz Kobiet był pierwszym tak licznym protestem od kilku dni. Po wielkim marszu w centrum Mińska w ubiegłą niedzielę, w którym wzięło udział ok. 200 tys. ludzi, protesty w ciągu tygodnia były coraz mniej liczne – gromadziły od kilkuset do kilku tysięcy osób.
Chociaż mieszkańcy Mińska i innych miast próbowali zbierać się na pokojowe akcje, były one przerywane przez milicję i dochodziło do zatrzymań.