O ZSRR tylko dobrze – czyli dlaczego Łukaszenka nie pozwala badać obławy augustowskiej


Dr Ihar Kuzniacou – historyk badający zbrodnie stalinowskie wyjaśnia, dlaczego białoruskie władze odmówiły IPN w pomocy przy badaniach tzw. obławy augustowskiej, w czasie której z rąk NKWD zginęło ponad pół tysiąca żołnierzy i osób podejrzewanych o współpracę z AK.

Czytaj więcej>>> Białoruś odmówiła pomocy prawnej w śledztwie IPN dot. obławy augustowskiej

Dlaczego białoruskie władze odrzuciły wystosowany przez IPN wniosek o pomoc prawną w sprawie badania tzw. „obławy augustowskiej”? W wyjaśnieniu padło tłumaczenie, że zagraża to suwerenności lub bezpieczeństwu kraju.

– O tym jaki ma stosunek białoruska władza do tego problemu pokazuje przykład Rosji. Jakby jej nie krytykować, jednak w ciągu ostatnich 25 lat zrobiono bardzo wiele dla otwarcia archiwów. Rosjanie umożliwili badanie listy katyńskiej itd. To ogromna różnica, jeżeli porównywać z Białorusią. Co do obławy augustowskiej to nadzieja, że Polacy będą mogli ją badać na terenie Białorusi pojawiła się w ub. r. Białoruś odwiedził wtedy Andrzej Kunert  (Sekretarz Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa – Belsat.eu). I podobnie jak w Rosji jakoby stworzono polsko-białoruską komisję historyków, która miała zajmować się takimi sprawami. Podobno działa ona od roku – jakie są wyniki? Nie wiadomo. Proponowano wtedy, by najpierw zajmować się tematami niekontrowersyjnymi, takimi jak I wojna światowa i nie przystępować o badania tematów trudnych. I faktycznie nie są one badane. To samo dotyczy tzw. białoruskiej listy katyńskiej, czy Polaków straconych w czasach wielkiej czystki i pochowanych w masowych grobach na terenie podmińskich Kuropat.

W czym jednak rzecz – przecież wydarzenia te miały miejsce tak dawno, wszyscy sprawcy już nie żyją. Co przeszkadza Białorusi, żeby wykonać ten gest wobec Polski?

– To jest właśnie pytanie, co przeszkadza obecnej władzy i osobiście Łukaszence wydać pozwolenia na pracę w archiwach z dokumentami z lat 30-40-50 ub. w.? Tym bardziej, że nie ponosi ona odpowiedzialności za te zbrodnie. I nie tu ma żadnego logicznego wyjaśnienia. Jak bowiem logicznie wyjaśnić, że na Białorusi w ciągu ostatnich 25 lat nie otwarto archiwum KGB i nie zrobiono niczego, by uszanować pamięć ofiar. Świadczy to, że decydującą rolę odgrywają tu osobiste motywy Łukaszenki – jest to przykład roli jaką odgrywa jednostka w historii. Nie ma bowiem żadnej obiektywnej przyczyny, by zakazywać dostępu do dokumentów dotyczących pracowników NKWD, którzy dokonywali tych zbrodni i tym bardziej ich ofiar. Odmowna decyzja dotycząca obławy augustowskiej nie dodaje autorytetu białoruskich władzom i nie sprzyja rozwijaniu relacji polsko-białoruskich na tle ocieplenia z Zachodem i niedawnej wizyty polskiego ministra spraw zagranicznych na Białorusi. A mógł być to gest dobrej woli, któremu mogło towarzyszyć  powołanie polsko-białoruskiej komisji historyków ds. badania tych wydarzeń – tak by zobiektywizować wyniki. Bez białoruskiego wsparcia strona polska i tak będzie badać tę problematykę.

Twierdzi pan, że nie ma logicznego wyjaśnienia odmownej decyzji białoruskich władz. Jednak istnieją na pewno jakieś motywy ideologiczne.

– Ideologicznym motywem działań białoruskich władz – to nie dotykać negatywnych stron sowieckiej władzy. Dotyczy to represji stalinowskich, głodu i w ogóle niskiego poziomu życia w ZSRR. Sowiecką władzę można wspominać tylko pozytywnie. I ma to konkretne następstwa. W ciągu ostatnich 25 lat na Białorusi nie obroniono nawet jednej pracy doktorskiej poświęconej tej tematyce. I nawet w żadnym białoruskim doktoracie nie można znaleźć choćby jednego rozdziału poświęconego okresowi represji na terytorium Białorusi. Ten problem nie istnieje nie tylko na poziomie społecznym, ale też na polu naukowym. Sprawę ratuje wyłącznie inicjatywa pojedynczych historyków i organizacji społecznych. Ani jeden pracownik w naukowych organizacjach Białorusi, w tym Instytucie Historii Białoruskiej Akademii Nauk nie zajmuje się tą problematyką. Gdyby jednak na górze powiedziano krótkie „nie przeszkadzajcie”  zaraz obudziłyby się instytuty historii i historycy – ruszałby współpraca międzynarodowa. Jednak rozkazu „można” jak nie ma, tak nie ma. A na Białorusi jeżeli nie wiadomo, że „można” – to znaczy, że nie wolno. I jest to jak bicie głową mur.

Ihar Kuźniecou jest białoruskim historykiem badającym zbrodnie komunistyczne. Jest członkiem mińskiego oddziału Memoriału – organizacji badającej zbrodnie salionowskie na terenie b. ZSRR. Gdy w lutym 2012 r. skrytykował Aleksandra Łukaszenkę za zaprzeczanie istnieniu tzw. białoruskiej listy katyńskiej, został wezwany przez KGB, które zagroziło mu oskarżeniem o dyskredytowanie kraju. Historyk współpracował z Biełsatem przy tworzeniu filmu dokumentalnego „Katyń-70 lat później”.

Rozmawiał Jakub Biernat

Aktualności