Nad gazociągiem Nord Stream 2 zbierają się czarne chmury


Dania szuka sposobu na opóźnienie budowy rosyjskiego gazociągu, USA grożą sankcjami, a UE decyduje, czy ściślej kontrolować transport gazu. To złe wieści dla Gazpromu, który ściga się z czasem.

Dla Gazpromu i rosyjskiej polityki zagranicznej dopięcie projektu Nord Stream 2 jak najszybciej jest kluczowym wyzwaniem. Jest zbudowany w 1/3, co oznacza, że pierwotny plan dokończenia budowy jeszcze do końca 2019 r. stoi pod znakiem zapytania.

Tymczasem zakończenie budowy jest dla Moskwy kluczowe z uwagi na wygasające kontrakty na tranzyt i dostawy gazu dla Polski i Ukrainy. Gdyby druga nitka bałtyckiego gazociągu o przepustowości 55 miliardów metrów sześciennych była bliska ukończenia, pozycja negocjacyjna Moskwy wzrosłaby.

Nieoczekiwanie dla Gazpromu i jego niemieckich partnerów pojawiły się problemy. Duńczycy otwierają drogę do wskazania Gazpromowi nowego szlaku dla układania rur na dnia Bałtyku, poza swoją strefą ekonomiczną. Oznaczałoby to, że spółka Nord Stream będzie musiała wyznaczyć nową lokalizację dla gazociągu. A to wiąże się z kosztami i wydłużeniem prac nawet o trzy lata.

Już 18 marca unijna Komisja Przemysłu, Badań Naukowych i Energii pod przewodnictwem Jerzego Buzka przegłosuje nowelizację tzw. dyrektywy gazowej. To otwarcie drogi do wprowadzenie większej kontroli UE nad gazociągami, zwłaszcza Nord Streamem. Do tego Amerykanie grożą sankcjami przedsiębiorstwom współpracującym przy budowie Nord Stream 2.

Waszyngton naciska

W poniedziałek amerykański dziennik Wall Street Journal napisał, że administracja w Waszyngtonie pracuje nad pakietem sankcji dla wszystkich firm zaangażowanych w budowę Nord Stream 2. Sankcje mogą zostać wprowadzone w akcie prawnym senatu USA nowelizującym zbiór antyrosyjskich sankcji CAATSA.

Uderzałyby przede wszystkim w europejskich partnerów Gazpromu: niemieckie, austriackie i francuskie spółki energetyczne i banki. Bezpośrednimi partnerami projektu są: austriacka OMV, niemieckie BASF-Wintershall i Uniper, francuska Engie i brytyjsko-holenderska Royal Dutch Shell.

Wall Street Journal informuje również, że Donald Trump po raz kolejny prosił Angelę Merkel, by wycofała się z projektu Nord Stream 2. Na razie nie wiadomo jednak, czy przecieki z Waszyngtonu nie są tylko kolejną odsłoną amerykańskiej gry i naciskiem na Berlin, czy realną próbą uderzenia w rosyjsko-niemieckie interesy gazowe. Amerykanie mówią o sankcjach związanych z Nord Stream 2 już od dawna, ale do tej pory niewiele zrobili i ciągle negocjują z Niemcami.

Jeszcze w lutym przedstawiciele Komisji Europejskiej, krajów członkowskich i Parlamentu Europejskiego porozumieli się w sprawie nowelizacji tzw. dyrektywy gazowej. Wprowadzona nowelizacja jest stosunkowo liberalna i kompromisowa. Poprawki zawężają stosowanie unijnego prawa do wód Niemiec. Pod prawo unijne podlegać będzie ta cześć gazociągu, która biegnie przez wody terytorialne ostatniego państwa członkowskiego na trasie gazowej magistrali.

Oznacza to, że dyrektywie będzie podlegała tylko ta część gazociągu Nord Stream 2, która przebiega przez wody terytorialne Niemiec. O stosowaniu dyrektywy decydować będzie niemiecki urząd regulacyjny w porozumieniu z Komisją Europejską. Tymczasem warunki prawne pozostałej części gazociągu będą negocjowane między Rosją i Niemcami, ale zgodzić się na nie będzie musiała Komisja Europejska.

Przeciwko budowie gazociągu protestują również polscy rybacy – ubiegłoroczny protest w Gdyni. Źródło: Forum/ Fot. Lukasz Dejnarowicz / FORUM

Ostatecznie wprowadzenie dyrektywy gazowej po głosowaniu w parlamencie europejskimi i zgodzie ministrów energii państw UE może nastąpić jeszcze w czerwcu. Mimo licznych ustępstw i przepisów lobbowanych przez niemiecki rząd, zwiększy ona kontrolę Komisji Europejskiej nad gazociągami. A zwłaszcza nad Nord Stream 2, który nie będzie mógł być budowany dalej wyłącznie na podstawie negocjacji niemiecko-rosyjskich.

Jeszcze trudniejsze dla Gazpromu będą przepisy dyrektywy gazowej nakazujące rozdzielenie właściciela gazociągu od dostawcy gazu. Tymczasem Gazprom jest całkowitym właścicielem spółki Nord Stream 2. Zmiana będzie wymagała biznesowej ekwilibrystyki i podniesie koszty przedsięwzięcia. Jednak to nie unijne przepisy, ani amerykańskie groźby są obecnie największym problemem dla rosyjsko-niemieckiego gazociągu. Stwarza je maleńka Dania.

Duński pat

Dwa lata temu spółka Nord Stream 2 prosiła duński rząd o zgodę na położenie gazociągu wzdłuż wyspy Bornholm, na terenie morza terytorialnego Danii. Kopenhaga wstrzymała się od decyzji. Rosjanie prosili zatem o możliwość położenia rury tzw. trasą północną, biegnącą przez wyłączną strefę terytorialną Danii.

W drugim wariancie gazociąg biegłby przez obszar Natura 2000 i Duńczycy mogliby blokować decyzję poprzez instytucje europejskie. Pod koniec lutego polski sejm zgodził się na podział tzw. „szarej strefy” na Bałtyku, obszaru o powierzchni 3600 km kw. Stwarza to nową możliwość: Duńczycy sprzeciwiając się dwóm dotąd rozpatrywanym wariantom przebiegu gazociągu, mogą wskazać Gazpromowi trzecią drogę.

Od lewej: szef Gazpromu Aleksiej Miller, prezes spółki Nord Stream 2 AG i były kanclerz Niemiec Gerhard Schroeder, oraz szefowa francuskiego koncernu gazowego Engie, Isabelle Kocher. Źródło: Forum/ REUTERS/Christian Hartmann/File Photo

Przez właśnie uregulowaną między Polską i Danią „szarą strefę”. A to oznacza, że Rosjanie będą musiali starać się o nowe pozwolenia, napisać projekt, przeprowadzić badania. Jednym słowem budowa gazociągu opóźni się, zdaniem analityków, nawet o trzy lata. Duńczycy nawet nie ukrywają, że robią co mogą, by zaszkodzić Nord Streamowi.

– Przed podjęciem decyzji duński rząd musi ocenić co się dzieje w Rosji i jak ona traktuje Ukrainę – powiedział tydzień temu Anders Samuelson, duński minister spraw zagranicznych po spotkaniu ze swoim niemieckim kolegą w Berlinie i dodał – Kluczowa będzie ocena z punktu widzenia duńskich interesów, polityki zagranicznej, bezpieczeństwa i obrony.

Mimo, że w Danii trwa gorąca dyskusja i nie brakuje zwolenników porozumienia z Rosją i Niemcami, ta wypowiedź oznacza, że Dania nie traktuje Nord Streamu wyłącznie w kategoriach biznesowych. Ale jako projekt związany z bezpieczeństwem w regionie. Czyli tak samo, jak patrzy na swój gazociąg Rosja. I tego właśnie obawiają się Duńczycy

Wiadomości
Europarlament chwali Ukrainę i potępia budowę Nord Stream 2
2018.12.13 09:32

Michał Kacewicz/belsat.eu

Aktualności