"Myślę, że w Rosji ktoś klaszcze z radości". Prezydent Lwowa mówi nam, komu zależy na kryzysie w stosunkach polsko-ukraińskich


W rozmowie z belsat.eu Andrij Sadowy przekonuje, że Ukraina walczy o niepodległość Polski i z optymizmem patrzy na przyszłość relacji dwustronnych.

– Mieliśmy oddzielne upamiętnienie zbrodni wołyńskiej. Osobno prezydenci Andrzej Duda i Petro Poroszenko. Jak, ze lwowskiej, szczególne wyczulonej perspektywy wyglądają relacje polsko-ukraińskie?

– Byłem w Łucku, tuż przed wizytą Andrzeja Dudy na Wołyniu. Rozmawiałem z tamtejszym gubernatorem. Był sfrustrowany, bo ciężko zrozumieć, co się dzieje. Ja również nie rozumiem. Też mnie to frustruje.

Polacy byli zawsze naszymi przyjaciółmi. Tymczasem wizyty prezydentów, oddzielne i bez uzgodnienia stanowisk to nie jest dobra rzecz. Myślę, że w tym czasie w Rosji ktoś klaszcze z radości.

Oczywiście bardzo źle, że Polacy i Ukraińcy nie potrafią znaleźć porozumienia w sprawach historycznych, które zdominowały nasze relacje. Bóg tak postanowił, że jesteśmy sąsiadami, i tak już będzie zawsze. Właśnie we Lwowie, gdzie brzemię wspólnej polsko-ukraińskiej historii jest tak wyraźne, doskonale to rozumiemy. I mamy bardzo dobre nastawienie do Polaków. Kiedy jednak słyszę o debatach, ustawach i wszystkim tym, co powoduje, że w Polsce budowany jest obraz Ukrainy jako państwa wrogiego, ja patrzę na to jak na jakieś potworne nieporozumienie. Coś się niektórym ludziom w głowach poprzestawiało. Jestem przekonany, że to jakieś chwilowe otumanienie.

– Na Ukrainie też są środowiska, które odpowiadają za zaognienie debaty historycznej i skierowanie jej w stronę konfliktu. Mam na myśli np. ukraiński IPN i częściowo władze w Kijowie.

– Tak, ale w ukraińskiej polityce kwestia Wołynia gra dużo mniejszą rolę niż w Polsce. U was jest wykorzystywana do podbijania notowań politycznych. U nas w mniejszym stopniu. Bo Ukraińcy są dobrze nastawieni do Polski i Polaków. Podziwiają Polskę. To co szkodzi polsko-ukraińskim relacjom to paradoksalnie słabość Ukrainy. To, że jest rządzona przez układ oligarchiczny, który osłabia państwo i pozwala działać różnym szkodnikom i harcownikom. A także nie umie odpowiedzieć na krytykę z Polski, doprowadzić do kompromisu. Bo oligarchowie nie działają w interesie Ukrainy.

Lwowska rada miejska z apelem o uwolnienie uwięzionego w Rosji Ołeha Sencowa.

Jednocześnie u was budowany jest negatywny obraz Ukrainy. Poza tym Polacy mają chyba za dużo wolnego czasu. My nie mamy tego komfortu, by głównym tematem relacji zagranicznych czynić historię. My mamy wojnę. Ja tych ludzi, którzy widzą w nas wrogów zapraszam na wschód Ukrainy. Od razu zmienią zdanie. Niech zobaczą co się tam dzieje. Polacy nie zdają sobie z tego sprawy, że kilkaset kilometrów od nich codziennie giną ludzie. Matki i dzieci płaczą po stracie mężów i ojców.

A my walczymy za Polaków też, za niepodległość Polski walczymy! Za wolność Europy. Dziesięć tysięcy ludzi już zginęło w tym konflikcie. Tymczasem dostajemy cios w plecy, kiedy jesteśmy oskarżani o wrogość wobec Polski, o faszyzm. I Ukraińcy pytają: dlaczego? Z powodu tragicznych wydarzeń sprzed kilkudziesięciu lat?

– Te sprawy nie zostały jednak wyjaśnione i dla wielu Polaków są po prostu ważne, jako kwestia pamięci, także rodzinnej, tak jak dla Ukraińców są ważne z perspektywy pamięci historycznej.

– Ależ wydawało się, że te sprawy zostały, przynajmniej na poziomie państwowym, w znacznej mierze wyjaśnione! Przyjeżdżał Aleksander Kwaśniewski, były deklaracje naszych prezydentów. Myślałem, że ta stronica w naszej historii jest już przewrócona i idziemy dalej. Tymczasem ktoś znowu wrócił na początek książki.

Turyści z Polski znowu chętnie przyjeżdżają do Lwowa i napędzają miejską gospodarkę. Źródło: capital.ua

Jeśli obserwować naszą historię przez ostatnie trzy-cztery stulecia, można znaleźć wiele złych rzeczy, tragedii i okazji do kłótni. Ale niech się tym zajmują historycy. Jeśli politycy będą się tym zajmować, to nigdy nie będzie dobre dla państwa. Ja ze swojej strony robię wiele, by szczególnie tu, we Lwowie dawać przykład współpracy z Polską i poszanowania dla wspólnej historii.

Niedawno, razem z Rafałem Dutkiewiczem, prezydentem Wrocławia składaliśmy kwiaty pod pomnikiem pomordowanych polskich profesorów. Niedawno nadałem jednemu z placów we Lwowie imię Jacka Kuronia.

Na poziomie lokalnym te relacje wyglądają lepiej niż na poziomie państwowym. W dodatku rosyjska propaganda, która oddziałuje również na Polaków, akcentuje konflikty, szuka ich.

Powoli rozpoczyna się na Ukrainie kampania wyborcza. Czy Wołyń będzie obecny w ukraińskiej kampanii?

– Nie sądzę. Są ważniejsze sprawy: wojna, okupacja naszego terytorium, reformy. To będą trudne wybory, bo najpierw prezydenckie, potem parlamentarne. Oczywiście są pomysły, by je przyspieszyć. To bardzo zła idea, zadziała na korzyść Rosji. W dodatku Rosja ma swoich kandydatów, polityków na których stawia.

– Którzy to są?

– Rosjanie zawsze mają 3-4 kandydatów. Zresztą wielu z nich na prezydenta kandyduje całe życie. W kolejnych wyborach. Już mają duże doświadczenie i mają dobre relacje z Rosją. Nie będę im robił reklamy i mówił o kogo chodzi, nie ma sensu, ale każdy kto obserwuje ukraińskie realia wie o kogo chodzi.

Ja i moja partia Sampomoc mamy swoją drogę. Ja się urodziłem we Lwowie, jestem obywatelem Ukrainy, nigdy w życiu nie marzyłem, że będę prezydentem Lwowa, czy liderem partii, ale życie zmusiło mnie robić te kroki. Zależało mi na tym, żeby Lwów rozkwitał. Żeby zmienić sytuację w państwie trzeba zbudować partię. Ja buduję partię. Żeby naprawić sytuację, trzeba wygrywać wybory prezydenckie, parlamentarne. Nie mogę tego zrobić jeden dzień i miesiąc.

– Mówi pan, jakby miał zamiar kandydować w wyborach prezydenckich.

– Często słyszę to pytanie ostatnio. I odpowiedź mam prostą: moja partia będzie brała udział w wyborach prezydenckich i parlamentarnych i my musimy wygrywać. Kiedy kampania oficjalnie wystartuje, wtedy będą decyzje.

Ja pracują codziennie, jako prezydent Lwowa i lider Samopomocy. Czy ja zacząłem swoją kampanię? Mam taką odpowiedź: kiedy się urodziłem 19 sierpnia 1968 r. to zacząłem swoją kampanię wyborczą.

Nie wiadomo gdzie będę za rok, za dwa. Bo tak długo nie można pracować, jako prezydent miasta. Ja już 12 lat jestem prezydentem Lwowa. To bardzo ciężka praca. Także dla zdrowia. Szczerze powiem, że rozumiem np. Rafała Dutkiewicza, że zrezygnował i nie kandyduje. Kierować państwem to jest łatwiej niż dużym miastem. Miasto to jest większa odpowiedzialność na co dzień. To jest polityka komunalna, gospodarka. A polityka państwowa to są globalne procesy. W mieście rezultat decyzji widzi się już następnego dnia i wychodząc na ulicę patrzysz w oczy mieszkańcom.

– Chodzą słuchy, że kandydować będzie znany muzyk, rockman Swiatosław Wakarczuk i może mieć wsparcie Samopomocy?

– Piłem z nim kawę dwa tygodnie temu we Lwowie. Znam go dawno. Też jest lwowiakiem. Jego ojciec był rektorem uniwersytetu we Lwowie.

Sławik chce dobra dla Ukrainy. On jest bardzo pozytywnym człowiekiem. Zarabia ciężką pracą. Nie ma pieniędzy od oligarchów.

Jestem przekonany, że jest tą osobą, z którą trzeba rozmawiać i może nawet współpracować. Żeby myśleć o przyszłości Ukrainy. On chce oddać część swojego życia dla kraju. I ostatnie spotkanie z nim dało mi dużo pozytywnych wrażeń.

– W wielu miejscach, także w Polsce, ludzie z showbiznesu słabo sprawdzali się w polityce, ciążył brak doświadczenia i zaplecza.

– Wakarczuk nie buduje partii. On był przez pewien czas członkiem parlamentu, po pomarańczowej rewolucji. Niedługo to trwało, bo się rozczarował i złożył mandat. Ale on ma autorytet, popularność i chce to przełożyć dla państwa. Jasne, że wielu polityków chciałoby go wykorzystać. Jestem przekonany, że podejmie mądre decyzje. Potrzeba nam nowych twarzy, młodych ludzi z – charyzmą. Takich, którzy nie byli ubrudzeni dotychczasową polityką.

– Nie jest pan czasem rozczarowany, że cztery lata po rewolucji na Majdanie wciąż zadajemy te same pytania o korupcję, układ oligarchiczny na Ukrainie?

– Nie mogę być rozczarowany, bo nikt nie spodziewał się, że zmiany nastąpią od razu. To jest proces. Każdy piękny kwiat trzeba pielęgnować i wkładać dużo pracy w jego uprawę. Dlatego właśnie buduję partię, która jest obywatelska, a nie oligarchiczna. W Samopomocy nie ma ludzi powiązanych z oligarchami. Przed wyborami w 2014r. nie przyjmowaliśmy nikogo, kto był wcześniej deputowanym, albo ministrem. Bo cały polityczny establishment odpowiada za stan w jakim znalazła się Ukraina, tak słaba, że łatwo stała się ofiarą rosyjskiej agresji.

Dziś układ oligarchiczny ma się świetnie. Za stołem siedzą oligarchowie i decydują jak rozgrabiać państwo. Ktoś bierze gaz, ktoś energetykę. I tak to wygląda. Każdy ma swoją działkę.

Rinat Achmetow np. na Ukrainie sprzedaje prąd drożej niż w Mołdawii. Komitet antymonopolowy nie widzi tego. Achmetow zarabia dziś więcej niż za Janukowycza. Np. dzięki niemu węgiel kupujemy drożej niż na giełdzie w Rotterdamie. Tę patologię należy wykorzenić. Polacy powinni to rozumieć i wspierać Ukraińców. Tylko w ten sposób otworzymy drogę do porozumienia.

Rozmawiał Michał Kacewicz/belsat.eu

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Aktualności