Po anulowaniu akredytacji dziennikarzy zagranicznych pracujących na Białorusi będą oni traktowani podczas demonstracji jako uczestnicy tych zgromadzeń – poinformowała dziś milicja.
Relacjonować protesty mogą tylko oficjalnie zarejestrowane media, a zagraniczni korespondenci mogą pracować podczas protestów tylko, gdy mają ważną akredytację. Tymczasem w piątek zostały one anulowane, również w przypadku korespondentki PAP w Mińsku. Wszyscy zagraniczni korespondenci muszą przejść ponowną akredytację składając odpowiedni wniosek do MSZ Białorusi.
Uznanie dziennikarzy za uczestników akcji protestu oznacza, że za obecność na tych zgromadzeniach będzie im grozić kara administracyjna, czyli np. grzywna lub areszt.
MSZ Białorusi oznajmiło wczoraj, że dotychczasowy regulamin akredytowania dziennikarzy zagranicznych został przyjęty w 2008 roku i “nie odpowiadał już poziomowi rozwoju gałęzi medialnej i nowym tendencjom w ustawodawstwie”. Od poniedziałku, 5 października, komisja akredytująca korespondentów rozpocznie prace w nowym składzie.
Telewizji Biełsat, ani jej dziennikarzom białoruski MSZ nigdy nie wydał takich akredytacji mimo że wnioski w tej sprawie są składane od początku istnienia stacji, czyli od ponad 10 lat. W związku z tym nasi dziennikarze i operatorzy są regularnie zatrzymywani, aresztowani, skazywani na kary grzywny i aresztu. Milicja wielokrotnie odbierała im już też sprzęt należący do stacji.
– Akredytacja Biełsatu była dobrą szansą dla Białorusi, by polepszyć swoje relacje z Zachodem. Jednak odmowna decyzja przekreśliła ostatnie działania białoruskich władz w tym kierunku – tak jeszcze w 2013 roku komentowała trzecią z kolei odmowę zarejestrowania biura naszej telewizji w Mińsku dyrektor Biełsatu Agnieszka Romaszewska–Guzy.
cez/belsat.eu wg PAP, inf.wł.