Moskwa ryzykownie gra irańskimi emocjami


Rosja trzyma się od bliskowschodniej awantury na dystans, co nie znaczy, że w niej nie uczestniczy. Przeciwnie, jest jednym z głównych aktorów.

Kiedy w przeprowadzonym przez Amerykanów zamachu w Bagdadzie 3 stycznia zginął irański generał Ghasem Solejmani na Bliskim Wschodzie przyspieszył bieg wydarzeń. Wściekłość szyitów oraz możliwe działania odwetowe Iranu stały się doskonałą okazją dla Władimira Putina, by zrealizować rosyjski plan ograniczenia amerykańskiej hegemonii na Bliskim Wschodzie. I doprowadzenia do sytuacji, w której karty w regionie rozdawać będzie kilka regionalnych mocarstw. Z Rosją wśród nich.

Iran jest nie od dziś, ani od wczoraj, kluczowym partnerem Rosji na Bliskim Wschodzie. Moskwa stawia na Iran od ponad dwóch dekad i jest on najważniejszym rosyjskim narzędziem w regionie. To jednak narzędzie niebezpieczne i trudne do kontrolowania. Moskwa zdaje sobie sprawę, że nadmierna eskalacja po zabójstwie Solejmaniego nie jest jej na rękę. Podobnie, jak odmrożenie irańskiego programu atomowego. Dlatego stara się kontrolować temperaturę wrzenia konfliktu. Na Bliskim Wschodzie nie jest to jednak takie proste.

Trudny partner

Iran i Rosja mają zbieżne interesy na Bliskim Wschodzie. Dla Teheranu kluczowe jest wypchnięcie USA z regionu. Tak, aby osłabić kluczowych partnerów Ameryki i wrogów szyickiego Iranu: Arabię Saudyjską i Izrael. Dla Rosji ważne jest nawet nie wypchnięcie, ale osłabienie amerykańskich wpływów. To dlatego Rosja zaangażowała się w syryjską wojnę domową i w 2015 r. wysłała tam swoje wojska. Rosjanie współpracują zarówno z syryjską armią rządową, jak i wspieranymi przez Teheran siłami Hezbollahu i irańskimi najemnikami.

Kreml oczywiście nie chciałby, żeby w miejsce Ameryki na Bliskim Wschodzie karty rozdawał inny hegemon, nawet Iran. Z punktu widzenia Putina idealny byłby podział wpływów w bliskowschodnim torcie między lokalne potęgi: Iran, Arabię Saudyjską, Izrael i Turcję z udziałem Rosji i USA. W takiej grze na przeciwwagach Rosjanie świetnie się czują, bo mają dobre relacje praktycznie ze wszystkim graczami. Poza USA.

Iran jest Rosji potrzebny również na bliskim jej podwórku, czyli w muzułmańskich republikach byłego ZSRR. Iran mógłby tam poważnie namieszać, np. wspierając islamskich radykałów.

Wiadomości
Iran planuje manewry morskie z sojusznikiem – Rosją
2019.01.06 18:01

Ale już od lat 90. Teheran raczej tonował nastroje: mediował podczas konfliktu czeczeńskiego i wojny domowej w Tadżykistanie. To Irańczycy w 1997 r. nakłonili szyicką opozycję w Tadżykistanie do rozmów z prezydentem Emomali Rahmonem i pomogli zachować mu władzę, a jednocześnie utrzymać rosyjskie wpływy w tej republice. Oczywiście prowadził w ten sposób swoją grę przeciw Saudom, którzy byli głównymi sponsorami wahabickich radykałów na Kaukazie Północnym, ale jednocześnie oddawał nieocenione przysługi Kremlowi. W zamian Rosja wspierała Iran w czasach blokady gospodarczej. Dostarczała po cichu broń i technologie.

Jednak nadzieje na rozkwit irańsko-rosyjskich relacji gospodarczych po zniesieniu sankcji na Teheran w 2015 r. nie spełniły się. Handel z Iranem to tylko… 0,2 proc. rosyjskiej wymiany handlowej z zagranicą. Z zapowiadanych wielkich rosyjskich inwestycji w Iranie również niewiele zostało: pożyczka ponad 2 mld. USD, modernizacja kolei i jednej elektrociepłowni. Rosjanie muszą się również liczyć z tym, że Iran, potencjalnie jeden z największych producentów ropy na świecie (jeśli poprawi przestarzałą infrastrukturę) będzie wpływał na światowe ceny ropy, czym Moskwa jest bezpośrednio zainteresowana.

Rosjanie nie są również zwolennikami irańskiego programu atomowego. Broń nuklearna w Iranie pozwoliłaby mu za bardzo się usamodzielnić. Tymczasem o ile Rosjanie chcą takiego zaognienia sytuacji na Bliskim Wschodzie, żeby Amerykanie angażując tam swoje siły, osłabiali się, to na pewno nie chce doprowadzić do bezpośredniej konfrontacji amerykańsko-irańskiej. Ajatollahowie są bowiem za słabi na takie starcie. Największe jednak ryzyko dla pozycji Rosji kryje się w antyirańskim kursie administracji Donalda Trumpa. Może być postawiona wobec wyboru pomiędzy zachowaniem „strategicznego partnerstwa” z Iranem, a otwartym konfliktem z USA. Tego jednak nie chce. Dlatego po zabójstwie Solejmaniego, wsparcie dla swego sojusznika wyraziła w umiarkowany sposób. Tak, by nie drażnić Amerykanów.

Minister Spraw Zagranicznych Siergiej Ławrow nazwał je jedynie „złamaniem prawa międzynarodowego” oraz stwierdził, że krótkowzroczne zabójstwo Solejmaniego prowadzi do poważnego zakłócenia bezpieczeństwa międzynarodowego. Siergiej Szojgu, minister obrony narodowej Rosji, również wykonał gest w stronę swego irańskiego partnera. Kilka dni po amerykańskiej akcji w Bagdadzie rozmawiał z szefem sztabu irańskiej armii Mohammadem Bagheri. Rosyjskie poparcie dla Iranu było więc na tyle „miękkie”, by nie prowokować Trumpa. Z drugiej strony, na tyle wyraźne, by pokazać, po czyjej stronie stoi Moskwa.

Wszyscy na jednego

Zabójstwo Solejmaniego już osłabiło pozycję Iranu. Generał był architektem budowanego za pomocą spisków, wspierania organizacji terrorystycznych i sojuszy „szyickiego półksiężyca”, czyli irańskiej strefy wpływów. Rozciągającej się od Libanu, przez Syrię, Irak, częściowo Jemen, po pogranicze irańsko-afgańskie. To on uzyskał znaczący wpływ na reżim Baszara al-Asada w Syrii.

Solejmani był również zwolennikiem współpracy z Rosją. Od 2015 r. jeździł do Moskwy i był patronem rosyjsko-irańskiego sojuszu w Syrii. Mimo, że sojusz ten przechodził różne kryzysy (było nim np. zbliżenie Rosji z Turcją, czy hamowanie zapędów proirańskich bojówek w południowej Syrii, w pobliżu Izraela), to okazał się trwały i doprowadził do ocalenia al-Asada.

Wiele skomplikowanych sojuszy w bliskowschodniej układance zależało od osobistych kontaktów i autorytetu Solejmaniego. Jego brak poważnie zaszkodzi irańskim wpływom. A co gorsze dla ajatollahów, zmusza ich do reakcji. Muszą się zemścić, bo inaczej stracą w oczach milionów szyitów. Nie tylko tych w Iranie, ale też w Syrii, Iraku i Libanie. Tyle, że pole reakcji Teheranu jest ograniczone. Nie może pójść na otwartą wojnę z USA. Ani nie jest na nią gotowy, ani nie pozwoli na to Moskwa. Irańczycy mogą jednak podnieść poziom prowadzonych od dawna antyamerykańskich konfliktów zastępczych. W Iraku, Libanie, Syrii, czy Jemenie – uderzyć za pomocą zamachów terrorystycznych w samych Amerykanów, lub ich sojuszników: Saudów i Izraelczyków.

Inną drogą będzie uwikłanie Amerykanów w konflikt wewnętrzny w Iraku. Donald Trump nie może sobie przecież pozwolić w roku kampanii wyborczej ani na ewakuację sił amerykańskich z Iraku i poniżającą utratę wpływów w tym kraju, ani na wysłanie tam znaczącej liczny żołnierzy i odgrzanie krytykowanego zaangażowania sprzed kilkunastu lat. Może jednak tupnąć nogą – zagrozić, a potem przeprowadzić np. prewencyjne naloty na irańskie instalacje, lub irańskich sojuszników.

Dla Putina nadchodzą krytyczne dni, kiedy jego dyplomacja będzie się dwoić i troić, by utrzymać na Bliskim Wschodzie odpowiednią temperaturę konfliktu, ale nie dopuścić do wrzenia. W sobotę do Moskwy leci Angela Merkel. Putin będzie starał się wykorzystać niechęć Europy do zaogniania konfliktu z Iranem i wprowadzić Niemcy i Francję do gry przeciw zapędom Trumpa.

Wiadomości
Merkel leci do Moskwy – rozmawiać o Iranie, Ameryce i Ukrainie
2020.01.06 14:18

Korzystne dla Moskwy jest zaktywizowanie się Chińczyków, a nawet Japonii. Ci pierwsi zaoferowali Irakowi wsparcie wojskowe. Ci drudzy chcą wysłać do Zatoki Perskiej swoją flotę, by chroniła płynące do Azji tankowce. Im więcej silnych aktorów, którzy nie chcą konfliktu, tym lepiej. Rosja buduje bowiem koalicję pod hasłem: wszyscy przeciw agresywnej Ameryce.

Iran odgrywa w tej koalicji jedną z kluczowych ról, choć nie wolno zapominać o historycznej nieufności obciążającej relacje obu państw. Przyszłość pokaże, czy można o niej mówić wyłącznie w czasie przeszłym.

Wiadomości
Putin i Szojgu polecieli do Syrii
2020.01.07 16:46

Michał Kacewicz, Antoni Styrczula/belsat.eu

Aktualności