Byłam ostatnio pytana wielokrotnie czy można się było spodziewać tego co się zdarzyło tego lata i jesieni na Białorusi. Zazwyczaj pytanie zadawane było z założeniem, że odpowiedź powinna być raczej “nie, nikt się nie spodziewał”. A jednak…
Istnieje coś takiego jak zwiastuny przemian społecznej świadomości. My w Biełsacie, mieliśmy do nich o wiele łatwiejszy dostęp niż ktokolwiek inny, bo coraz lepiej znaliśmy naszych coraz liczniejszych widzów. Obserwując jak zmienia się zachowanie wobec naszych dziennikarzy ludzi na ulicy, rozmawiając z nimi, śledząc drobne wydarzenia i sieci społecznościowe, można było dobrze wyczuwać społeczny “puls”.
Jasne, że absolutnie nikt, także ja, nie spodziewał się dokładnie tego co nastąpiło. To jest najciekawsze w życiu społecznym, że choć zmiany świadomościowe i nastroje można badać, a też po prostu wyczuć, o tyle ile byś się nie nagłowił i tak nie przewidzisz w 100 proc., co się dokładnie wydarzy… Kto np. w 1979 r. przewidywał powstanie “Solidarności”?
Dla mnie momentem niezwykle znaczącym, który został przeoczony, czy też zlekceważony przez wielu obserwatorów, były tzw. protesty darmozjadów. W 2017 r., po nałożeniu podatku na osoby bezrobotne, przez Białoruś i to także przez białoruską prowincję, przetoczyła się fala społecznego niezadowolenia i protestów. Było widać, że pracowicie ulepiony przez “dobrego choć autorytarnego Baćkę” system definitywnie przestaje działać. Że władza odjeżdża od rzeczywistości, sądząc że bezrobotni w rzeczywistości wszyscy są krezusami pracującymi na czarno w ościennych krajach. Widać też było, jak bardzo dokuczyła ludziom urzędnicza samowola, w ramach której każdy jest małym dyktatorkiem na swoim odcinku.
Jednak ostatecznym ZWIASTUNEM zmiany były wileńskie uroczystości pochowania powstańców styczniowych, na czele z narodowym bohaterem Białorusi czyli Wincentym Konstantym Kalinowskim, znanym na Białorusi jako Kastuś Kalinouski.
Ta wielka, litewsko – polsko – białoruska uroczystość, której dwa państwa – spadkobiercy Rzeczpospolitej Obojga Narodów czyli Polska i Litwa nadały przepiękną i podniosłą oprawę, była w rzeczywistości, w największym stopniu, uroczystością BIAŁORUSKĄ.
Po jednej stronie lawety wiozącej trumny przywódców powstania na Litwie – Konstantego Kalinowskiego i Zygmunta Sierakowskiego szła litewska, a po drugiej polska kompania honorowa, za trumnami – prezydenci Litwy i Polski wraz z małżonkami, ale każdy kto widział te morze biało-czerwono-białych flag i te tysiące ludzi, musiał się zadumać.
Ci wszyscy ludzie ściągnęli w zimny, listopadowy dzień do Wilna, nie bacząc na to, że Litwa to kraj Schengen i trzeba załatwiać wizę, tłukli się pociągami w nocy albo o świcie, stali na granicy marszrutkami albo własnymi samochodami – bo tak bardzo bliska i ważna dla nich była ta uroczystość. Widać było w czyich sercach przesłanie wolności sprzed 160 lat wciąż budzi najżywszy oddźwięk. Który naród został wciąż jeszcze zapomnianą sierotą po Rzeczpospolitej, gdy tymczasem rodzeństwo już urządziło się i umościło, każdy po swojemu…
I to był właśnie najważniejszy zwiastun, świadczący o tym, że nic już nie będzie takie jak dawniej. Nie jestem pewna czy prezydenci Litwy i Polski, słusznie celebrując sojusz pomiędzy dwoma naszymi narodami, wiedzieli że tą piękną uroczystością największy i NAJWAŻNIEJSZY prezent robią Białorusinom.
I dziś znów jak oglądam te zdjęcia, mam łzy w oczach.
Agnieszka Romaszewska, dyrektor Biełsat TV