Męczennik z Wiszniewa. 70 lat temu komsomolcy zakatowali o. Stanisława Michalskiego


W Boże Narodzenie 1950 roku, skatowany przez komsomolców, umarł proboszcz parafii w Wiszniewie koło Mołodeczna o. Stanisław Michalski SJ. Po 70 latach historię niezłomnego zakonnika przypomniał portal jezuitów.

O. Stanisław Mochnacki SJ urodził się 1 maja 1912 roku we wsi Mełpin koło Śremu, w Wielkopolsce. Do Towarzystwa Jezusowego wstąpił w wieku 16 lat. Formację zakonną i studia odbył w Kaliszu, Krakowie i Wilnie, gdzie zastał go wybuch II wojny światowej. W 1942 roku, będąc jeszcze klerykiem, znalazł się w owianym złą sławą więzieniu na Łukiszkach i kolejne dwa lata spędził za kratami. 3 października 1944 roku otrzymał w Wilnie święcenia kapłańskie, po czym trafił na opuszczoną parafię, do oddalonego o 60 kilometrów od Mołodeczna Wiszniewa.

O. Stanisław Mochnacki SJ na łożu śmierci. Fot.: jezuici.pl

Licząca dziś pół tysiąca mieszkańców wieś Wiszniew ma długą i bogatą historię. Pierwszy, drewniany kościół parafialny, pod wezwaniem Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny, ufundowano tu jeszcze w piętnastym wieku. Dzisiejsza, barokowa bryła świątyni, jest efektem wielokrotnych przebudów na przestrzeni kolejnych stuleci.

W okresie międzywojennym polichromie w jej wnętrzu wykonał wybitny młodopolski malarz i pedagog Ferdynand Ruszczyc. W Wiszniewie obecnych było zawsze wiele kultur i wiele religii – stąd pochodzili między innymi: działacz reformacji Szymon Budny, założyciel Światowego Kongresu Żydów Nachum Goldmann i prezydent Izraela Szymon Peres.

Barokowy kościół pw. Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny w Wiszniewie. Fot.: wikipedia.org

Praca duszpasterska w czasach stalinowskich, na zajętych przez sowietów terenach była dla młodego jezuity zadaniem niezwykle trudnym. Świadomość duchowych potrzeb miejscowych katolików sprawiała jednak, że sam zwracał się do przełożonych o pozostawienie go w Wiszniewie na dłużej. Dwa lata po objęciu parafii, w liście do jednego ze współbraci, a zarazem swojego byłego wykładowcy, pisze:

– Tak wielkich obszarów nie można zostawić bez księdza, ja tego nie potrafię uczynić. Ojcze Kochany prosiłbym bardzo przedstawić moją sytuację Przew. Prowincjałowi. Niech Ojciec wspomni też, że chcę i pozostanę zawsze wiernym i posłusznym synem Loyoli. Z największą radością i ochotą wróciłbym w rodzinne strony do swoich, do Braci Ukochanych wszak tam sto razy spokojniej i bezpieczniej, ale gdy warunki zewnętrzne nie pozwalają na to, gdy dobro dusz wymaga, aby w tak wielkiej parafii (7 tys.) był ksiądz, która przez rok cały za Niemcami była pozbawiona opieki duchowej, ponieważ ks. Proboszcz był aresztowany i gdy w pobliskiej parafii nie ma księdza, a w drugiej ks. Proboszcz chory, więc wobec tego proszę Kochanego Ojca, aby był tak łaskawy i prosił Przew. Oj. Prowincjała, aby pozwolił mi zostać nadal na parafii wiszniewskiej. Moje najgorętsze życzenie obecnie jest trwać dalej na posterunku, choćby tu nawet bardzo ciężko było – chcę wytrwać do końca tak jak Dobry Pasterz. Który daje duszę swą za owce swoje.

Posługa jezuity nie mogła długo pozostać niezauważona przez komunistów. Terror, którego ofiarą padł o. Michalski, w pamięci parafian jest obecny po dziś dzień. Salezjanin, ks. Artur Leszniewski, którego bliscy mieszkali w owym czasie w Wiszniewie, mówi wprost, że przekazywane z pokolenia na pokolenie historie o niezłomnym kapłanie wpłynęły na wybór jego drogi życiowej:

– Babcia opowiadała, jak komuniści szydzili z księdza proboszcza, jak zimą kazali mu wejść do jeziora i nie pozwalali z niego wyjść. Wspominała jak kiedyś wtargnęli do kościoła podczas Mszy św., wyrwali mu kielich i nalali do niego bimbru. Potem trzymając go wlewali mu bimber do gardła. W Wigilię Bożego Narodzenia członkowie Komsomołu pobili go w kościele do nieprzytomności. Cierpiał całą noc, a o północy (w porze Pasterki) pokazał się ludziom modlącym się za niego na zewnątrz. Ostatkiem sił udzielił wszystkim błogosławieństwa i nakazał, by przy jego grobie prosić o nowe powołania. Tak więc ja przy grobie jezuity rozpoznałem swoją drogę do kapłaństwa. Tak jak moi przodkowie, tak i ja oddaję cześć ojcu Stanisławowi jako świętemu. Moja babcia, jej siostra i matka, miały w swoich modlitewnikach zdjęcie ks. Stanisława w trumnie. Po każdej modlitwie całowały to zdjęcie. „Ten ksiądz to święty – mówiły. A jego grób to miejsce modlitwy”.

Pamięć o niezłomnym jezuicie w rodzinie ks. Leszniewskiego jest pielęgnowana z jeszcze jednego powodu. Jako „kułacy” straciła ona wówczas cały swój majątek.

– Mój pradziadek został pobity na śmierć, a prababcia z ośmiorgiem dzieci została bez niczego. Żyli w piwnicy, a ojciec Stanisław zaopiekował się nimi. Babcia powtarzała często ze łzami w oczach, że dzięki niemu nie umarliśmy z głodu.

Prześladowania Kościoła Katolickiego na przełomie lat ’40 i ’50 na terenach dzisiejszej Białorusi są tematem wyprodukowanego przez Biełsat TV filmu Kasi Rostockiej „Kościół na krzyżu”, do obejrzenia którego zapraszamy.

md / belsat.eu / jezuici.pl

Aktualności