Matka Aminy Okujewej o relacjach polsko-ukraińskich: nie możemy być zakładnikami historii


Matka czeczeńskiej i ukraińskiej bohaterki zabitej przez rosyjskie specsłużby opowiada o losach swojej polskiej rodziny w Związku Sowieckim.

Iryna Kamińska jest etniczną Polską, której dziadkowie w czasach stalinizmu zostali zesłani z Podola na Syberię. Jej córka Amina Okujewa, walczyła w II wojnie czeczeńskiej, była aktywistką kijowskiego Majdanu i snajperem w Donbasie. Zginęła z rąk rosyjskich specsłużb podczas zamachu na jej męża.

– Pani dziadkowie, Fabian Terlecki i Maria Kamińska, w jaki sposób trafili z okolic dzisiejszego Chmielnickiego na Syberię w latach 30 ubiegłego wieku?

– Zostali tam zesłani. Ci, którzy stanowili zagrożenie dla sowieckiego reżimu byli albo zabijani, albo zsyłani. Oficjalnie dziadkowie zostali „rozkułaczeni” – mieli kawałek ziemi, swój dom, który zabrano i zrobiono w nim siedzibę „sielsowietu”, czyli władz wsi.

To była silna rodzina, ze starego szlacheckiego rodu. I oni we krwi mieli posiadanie własności prywatnej. I za to rodzina dziadka trafiła na Syberię. Rodzina się podzieliła, bo części udało się dotrzeć do Polski.

– Co robili na zesłaniu?

– Na początku dziadek trafił do łagru, apotem otrzymał prawo osiedlenia się w okolicy. To był obwód Amurski w okolicach Błagowieszczeńska na granicy z Chinami – miejscowość Dunduki. To sam środek tajgi, a w nim duża diaspora polskich zesłańców, którzy rozmawiali między sobą po polsku. Dziadek nauczył się szycia, został doskonałym krawcem. Dwójka jego braci wyruszyła na wojnę.

– Paradoksalnie, dzięki temu, że rodzina została zesłana na początku lat 30. ub.w., udało im się uniknąć o wiele okrutniejszych represji, szczególnie wymierzonych w Polaków mieszkających w ZSRR.

Foto
W Sejmie RP otwarto wystawę poświęconą polsko-czeczeńskiej obrończyni Ukrainy Aminie Okujewej
2019.03.13 15:33

– Tak to był 29/30 rok, gdy jeszcze nie było zmasowanych represji – potem w 1933 r. był Wielki Głód. A potem 1937 r., gdy już nie zsyłali, ale po prostu zabijali. I już tam na zesłaniu urodziła się moja matka i wujek.

– Co oznaczało być Polakiem w ZSRR, szczególnie na zesłaniu?

– Mama mówiła, że zanim poszła do szkoły, rozmawiała tylko po polsku. A w szkole zaczęli nazywać ją „Kitajką” (ros. Chinką), bo nikt jej nie rozumiał. Nikt nie wiedział, co to za język i co to za naród Polacy. I wtedy zaczęto ją zmuszać do mówienia tylko po rosyjsku. Ponadto wmawiano jej, że skoro urodziła się w Rosji, jest Rosjanką.

Na szczęście w dokumentach zapisano jednak, że jest Polską i ma polskich rodziców. Najciekawsze, że w dokumentach dziadka zarejestrowano jako Kamiński – pod nazwiskiem żony. Dlaczego? Fabian Terlecki był represjonowany i zmienił nazwisko, żeby dzieci nie miały problemów związanych z faktem, że pochodzą z rodziny „wroga ludu”.

– Jak pani rodzina trafiła na Północny Kaukaz?

– Umarł Józef Stalin i można było wyjechać. Życie na Syberii było bardzo trudne, choć oni ciepło wspominają te miejsca. Tam żyli normalni ludzie. I teraz Syberia chce się oddzielić od Rosji.

– Dlaczego wybrali akurat Kaukaz?

– Gdzieś trzeba było jechać, a i tak nie chcieli wracać na zgliszcza, na Ukrainę. Dobytku wiele nie mieli, musieli zaczynać wszystko od zera. Żyliśmy tak jak wszyscy w tych czasach. Nikt wiele nie mówił o polityce. O rzeczach związanych z religią. Wszyscy zrozumieli, że zesłanie zostawiło swój ślad. Rodzice rozumieli, że w każdej chwili mogą przyjść i nas zabrać. Trzeba było przynajmniej nie mówić o swojej polskości.

Amina z przestrzeloną tarczą w czasie masakry na Majdanie, fot. I Kamińska

O praktykowaniu religii nie było mowy, zresztą nie było tam kościoła. Moja mama jednak do dziś jest katoliczką. Zabrałam ją z Rosji do Odessy, gdyż z powodu Aminy już nie mogła tam mieszkać. Wiązało się to z niekończącymi się wezwaniami do FSB. I dopiero w Odessie, gdzie jest kościół, zaczęła praktykować z powrotem.

– Czy gdy pani rodzina mieszkała jeszcze w Związku Sowieckim, nie pojawił się u was pomysł emigracji do Polski?

– Słyszałam, że gdy pojawiała się informacja, że Polacy będą mogli pojechać do Polski, by połączyć się z rodzinami, to ludzie, którzy zaczęli się o to ubiegać, z powrotem trafili do więzień. A niektórych nawet zabili. Nie można było sobie wsiąść do pociągu i pojechać. I jak mówiłeś „chcę do Polski” trafiałeś do wiezienia.

– Kiedy pani przyjechała do Odessy?

– Pod koniec lat 70. – przyjechałem na studia. Uczyłam się na wydziale filologicznym. Byłam nauczycielką, a potem dziennikarzem.

– Mam wrażenie, że zarówno Aminę, podobnie jak i panią charakteryzował wyjątkowo silny charakter. Skąd to się wzięło, czy to u was rodzinne?

– Niestety mogę przyznać, że nie mam tak silnego charakteru, jak Amina. Wychowywana byłam w sowieckim modelu edukacji. I trzeba było nauczyć się konformizmu, by jakoś przetrwać. Amina od początku charakteryzowała się niesamowitą niezależnością. Ona była inna i miało się wrażenie, że wie o swojej misji. Są ludzie, którzy to rozumieją, a większość nie zdaje sobie z tego sprawy i żyją z dnia na dzień.

– Skąd czerpała swoją siłę?

– Ogromne wrażenie wywarła na niej niesprawiedliwość wobec Czeczeńców. Była mała, gdy wybuchła I wojna czeczeńska. Potem w 1999 r. gdy wybuchła II wojna czeczeńska mieszkaliśmy w Moskwie. I po wysadzeniu domów mieszkalnych zaczęli bardzo silnie prześladować Czeczeńców, a władze rozpoczęły inwazję na Dagestan. Amina uczyła się na Uniwersytecie Przyjaźni Narodów i w tym czasie uczyło się tam bardzo wielu Czeczenów.

I tę niesprawiedliwość, zabijanie ogromnej liczby cywilów świat przełknął. Może gdyby nie przełknął, nie byłoby wielu innych problemów. To były eksperyment Rosji i FSB mający na celu sprawdzenie, co świat może zaakceptować. I faktycznie uznano to za wewnętrzną sprawę Rosji.

– Jaki Amina miała wtedy kontakt z Czeczenią?

– Po pierwsze, miała męża Czeczena i kontaktowała się z wieloma Czeczenami studiującymi na jej uniwersytecie. Uczyła się na stosunkach międzynarodowych na dyplomatę, ale zrozumiała, że dyplomacją nic tu nie osiągnie.

Amina Okujewa, fot 24 Kanał

I wtedy uznała, że trzeba jechać do Czeczenii. W Moskwie było wtedy wielu Czeczenów, zajmowali się biznesem, czasem przestępczością i wielu z nich wyjechało na wojnę. I ona powiedział, że trzeba bronić swojej rodziny i wymogła na mężu, by z nią pojechał.

– A pani jako matka jak się do tego odnosiła, gdy córka powiedziała: „jadę na wojnę”?

– Nie było takiej siły, by to zwalczyć. Bywają ludzie tak silni, że nie jesteś w stanie ich zatrzymać. Mam taką teorię: 90 proc. ludzi leży na kanapie i podąża za jednostkami, którzy ich prowadzą. 10 proc. ludzi to ludzie aktywni, pełni pasji – jednak z tego 7 proc. to ci, którzy umieją tylko niszczyć. Tacy Putinowie. A 3 proc. to ludzie, którzy coś od siebie dają i to są ludzie dobra.

Wśród nich znajdują się walczący o wolność albo, upraszczając, ludzie w typie Elona Muska, którzy wynajdują nowe technologie i popychają świat do przodu. I uważam, że moja córka znajduje się w gronie tych, którzy zmieniają świat na lepsze. Była też bardzo religijna i świadoma swojej religijności.

– Kiedy przyjęła islam?

– Bardzo wcześnie, przed wyjściem za mąż. Poczuła swoje czeczeńskie korzenie. Dla niej ważne było pojęcie monoteizmu. Gdy jeździła po Ukrainie, miała bardzo bliskie, niesamowite kontakty z przedstawicielami innych religii – judaizmu, ukraińskiego prawosławia. Dla niej Bóg był głównym powodem jej działania, bo tylko on dawał życie i wolność. I tylko on mógł je odebrać.

– Jak to było, gdy pojechała na wojnę w Czeczenii?

– To było bardzo ciężkie. To była wojna o przetrwanie. To było podziemie schowane głęboko w górach. Mogłam miesiącami nie mieć od niej sygnału. Tego nie dało się porównać z niczym, nawet z Donbasem

– Jednak wojna w Donbasie jest silnie nagłaśniana w światowych mediach.

– Tak, a tam było potworne zezwierzęcenie. Jednak i w Donbasie mimo obecności mediów, znęcają się nad jeńcami. I robią to ludzie określający się jako „bracia Słowianie”.

– Czy spodziewaliście się na Ukrainie wybuchu wojny z Rosją?

– Amina pod koniec grudnia 2013 r. chciała wystąpić na scenie na Majdanie. Piosenkarka Rusłana, która prowadziła protest ze sceny, zapytała przedtem, o czym będzie mówić. Odpowiedziała, że „Majdan się wkrótce skończy, a potem zacznie się wojna z Rosją”. Piosenkarka zaprotestowała. „Jak możesz takie rzeczy mówić? Jeśli będziemy o tym mówić, to wojna wybuchnie” – mówiła. A o tym samym mówił już wcześniej Dżochar Dudajew w 1994 r., a potem Lech Kaczyński.

– Wielu Polaków ma pretensje do Ukraińców za rzeź wołyńską i wielu nie rozumie, że potomkowie Polaków czy ukraińscy Polacy poszli na wojnę, by bronić Ukrainy.

– Mówią, że historia uczy jednego – że niczego nie uczy. A nie powinno się być zakładnikiem historii. Historia powinna pomagać w analizowaniu tego, co było i pomagać w uniknięciu błędów. Amina zawsze bardzo wspierała integralność terytorialną Ukrainy. Mówiła, że Rosja wykorzystuje najmniejszy powód historyczny, żeby wywołać konflikt i prowadzić swoją wojnę hybrydową. I jeżeli Rosja to robi, należy się przeciwstawić temu w najbardziej radykalny sposób. I dlatego potrzebne jest zjednoczenie, solidarność – ulubione słowo Polaków.

Trzeba pamiętać o historii, jednak nie można być jej zakładnikiem. Amina jest przykładem człowieka, który jednoczy. Na otwarciu wystawy w Sejmie zobaczyłam, że ludzie, którzy może nawet mają niejednoznaczne podejście do Ukrainy, ciepło reagują na kobietę, w której połączyła się różna krew, różne religie.

– Kiedy poczuła pani, że Aminie coś zagraża na Ukrainie?

– Zaczęło się od tzw. próby zamachu na Putina. W 2012 roku mąż Aminy Adam Osmajew zostało oskarżony o rzygotowywanie zamachu na rosyjskiego prezydenta. Jego ojcem był dyrektor czeczeńskiej firmy naftowej i moim zdaniem była to próba przejęcia biznesu. Informację o rzekomym zamachu użyto w kampanii prezydenckiej Putina i sądzę, że była to jakaś operacja.

To był prezent dla Putina od Janukowycza. Gdyby nie Amina, Adama wydaliby Rosjanom, a tam zostałby zabity bez sądu. I ona zaczęła walczyć o niego przez Europejski Trybunał Praw Człowieka. Zainteresowały się tym też media. I obraz kobiety walczącej o swojego męża jakoś zapadł Ukraińcom w pamięci.

Było 13 prób zamachów na Putina, w których uczestniczyło kilkanaście osób – nie jest znany los żadnego z tych „zamachowców”. I dla Rosjan było ważne, żeby legenda, którą stworzyli, zakończyła się ukaraniem „winnego”. Amina poszła na Majdan, bo była przekonana, że tylko Majdan może obronić jej męża. Potem ruszyła na front w Donbasie. Adama uwolniono i oni zaczęli aktywnie walczyć za Ukrainę. I tak trafiła na celownik Rosjan.

– Dlaczego nikt nie ochronił Aminy?

– Bo na Ukrainie nie ma prawa chroniącego świadków. To był ciężki czas dla Ukrainy. Trzeba było zmienić mieszkanie, samochód. Mieli wprawdzie na krótko ochronę, ale potem ją odwołano. A zresztą, nawet z ochroniarzami ciężko uchronić się od serii z automatu kałasznikowa.

– Amina w Donbasie była snajperem, zabijała ludzi. Opowiadała o swoim zajęciu?

– Niewiele. Gdy pytali się, co czuje, gdy strzela odpowiadała: odrzut na ramieniu. To taka służba, jak ty nie zabijesz, zabiją ciebie. Służyła jako kontrsnajper. Zabijali naszych chłopaków, ona przyjeżdżała i ich broniła. Ci ludzie przyszli właśnie po to, by zabijać. To nasze terytorium i albo się z niego wycofamy i powiemy “zabierajcie”, albo zaczniemy bronić swojego prawa.

Amina Okujewa służyła jako snajper, fot. I. Kamińska

– Jak dalej potoczy się ta wojna?

Czy można zatrzymać bieg historii? Można wprawdzie przedłużyć agonię imperium rosyjskiego, które opiera się na zajmowaniu cudzych terytoriów. I myślę, że to ostatnie imperium tego typu, i ono nie pasuje do świata, który jest już globalny.

Agonia będzie trwała krócej lub dłużej. I trzeba uczynić tak, by jak najmniej ludzi zginęło. Ogromna odpowiedzialność spoczywa na świecie. On powinien zrozumieć, co się dzieje na Ukrainie, i że bez niej nie będzie wielkiej Rosji.

Świat powinien powstrzymać się od wspomagania Rosji np. poprzez budowę różnych gazociągów. Bo to w ostatecznym rozrachunku granie po stronie diabła.

Biełsat opowiedział historię Aminy w ramach projektu „Potomkowie Polaków giną za Ukrainę”

Czytajcie również:

Z Iryną Kamińską rozmawiał Jakub Biernat

jb/belsat.eu

Aktualności