Kircha luterańska w Grodnie: od zmurszałej podłogi do nowych organów i baterii słonecznych


Historia pastora, który odbudował świątynię i odrodził gminę wyznaniową.

Neogotycka kircha luterańska w Grodnie powoli staje się znakiem firmowym miasta, zajmując godne miejsce obok Kałoży i kościoła farnego. Co niedzielę odbywają się tu nabożeństwa, regularnie są organizowane koncerty muzyki organowej, a budynek jest włączony do wszystkich tras turystycznych po Starym Mieście.

Ale przecież jeszcze 8-10 lat temu kircha sprawiała dość żałosne wrażenie. Obłupane ściany, zardzewiałe arkusze blachy na dachu, nienaturalny kształt iglicy. (Według legendy miejskiej, starą zniszczono pod koniec II wojny światowej, kiedy na wieży zajął stanowisko niemiecki snajper).

Jak niewielkiej gromadce wiernych udało się odnowić świątynię i zrobić z niej pełnowartościowe centrum kulturalne? Swoimi doświadczeniami podzielił się z nami pastor – Uładzimir Tatarnikau.[/vc_column_text][vc_single_image image=”378138″ img_size=”large”][vc_column_text]Pastor grodzieńskiej kirchy[/vc_column_text][vc_column_text] – Jak przyszedł ojciec do Kościoła Luterańskiego?

– Urodziłem się w Wilejce, potem rodzina przeprowadziła się do Witebska. W 1993 r., kiedy luteranie na Białorusi dopiero podnosili głowę po upadku „żelaznej zasłony”, nasza rodzina dołączyła do Kościoła. Chodziłem wtedy do szkółki niedzielnej.

Potem dostałem się do seminarium w Petersburgu, które obejmuje działalnością Rosję i kraje WNP. Ukończyłem je w 2009 r. i zostałem skierowany do wspólnot w Witebsku i Grodnie. W Grodnie główną kwestią było odnowienie świątyni, a w Witebsku trzeba było w ogóle szukać pomieszczenia. Tam sytuacja była jeszcze bardziej skomplikowana. Dotychczas jeżdżę pomiędzy tymi miastami – spróbuję pośpiewać i tam, i tu.

– Wasza rodzina ma niemieckie pochodzenie?

– Nikt z moich przodków nie był luteraninem. Kościół Luterański na Białorusi to nie „Kościół niemiecki”, jak ktoś może myśli. Nasi wierni to Białorusini, potomkowie Niemców są rzadkością.

Stalinowska polityka deportacji Niemców z Powołża do Kazachstanu zadała silny cios również wspólnocie w Grodnie. Niedawno wspominaliśmy 75-lecie tego dekretu. A na początku lat 90. Niemcy pozwoliły potomkom zesłanych powrócić do historycznej ojczyzny. Przecież nie do Grodna by wracali…

Dlatego my nie mamy łączności pokoleniowej, którą mają katolicy, prawosławni, muzułmanie.

Nawet baptystów, których wtrącano do więzienia za czasów ZSRR, mimo wszystko totalnie nie zsyłano. Dlatego w latach 90. odnowienie rozgrabionej świątyni bez pastora było dla niewielkiej wspólnoty prawie niewykonalnym zadaniem. Uznałem więc, że praca w Grodnie jest moim pierwszoplanowym zadaniem.[/vc_column_text][vc_single_image image=”378166″ img_size=”large”][vc_column_text]Wygląd kirchy przed przebudową[/vc_column_text][vc_single_image image=”378158″ img_size=”large”][vc_column_text]Kircha przed przebudową [/vc_column_text][vc_single_image image=”378202″ img_size=”large”][vc_column_text]Nowa iglica przed zamontowaniem[/vc_column_text][vc_column_text]– W jakim stanie zastał ojciec kirchę w 2009 roku, po przyjeździe?

– W seminarium studentom tworzy się „warunki cieplarniane”: oby tylko studiowali teologię i o nic się nie martwili. A kiedy przyjechałem tutaj, to nie było ogrzewania, za to szczeliny w ścianach, przegniła pogoda. Pełnić służbę było niemal niemożliwością, a ludzi mało… Trzeba było robić po prostu wszystko!

Najbardziej przykre, że w seminarium nie wykładano nam podstaw budownictwa i zarządzania. Uczyłem się przecież na pastora, a nie na majstra.

Zapytałem wtedy sam siebie: „A czy tego chciałeś?” Ale po 10 latach widzę, że wszystko było nie na darmo. Moje hasło to „krok za krokiem z pomocą Bożą”. Naprawiliśmy podłogę, wzmocniliśmy ściany, położyliśmy dach, zainstalowaliśmy iglicę taką, jaka była w 1912 roku.

– Ale jak daliście radę wszystko to zrobić?

– Przede wszystkim był to długi dialog z różnymi władzami, przedsiębiorstwami, osobami prywatnymi. Wielka jest też zasługa ówczesnego ambasadora Niemiec Christofa Weila. To on powiedział, że świątynię należy nie po prostu odrestaurować, ale wypełnić od środka. Z jego inicjatywy zabraliśmy się za poszukiwania organów w 2012 roku.[/vc_column_text][vc_single_image image=”378214″ img_size=”large”][vc_column_text]Wnętrze kirchy[/vc_column_text][vc_single_image image=”378222″ img_size=”large”][vc_column_text]Kircha z zewnątrz[/vc_column_text][vc_single_image image=”378218″ img_size=”large”][vc_column_text]Wnętrza[/vc_column_text][vc_single_image image=”378206″ img_size=”large”][vc_column_text]Nagrobki żołnierzy niemieckich[/vc_column_text][vc_column_text]– W świątyni były chyba stare organy?

– Za czasów ZSRR znajdowało się w niej archiwum. Ale kiedy się wyprowadziło, wierni nie dostali prawie nic. Meble, żyrandole i organy zabrano do sali posiedzeń w filharmonii. Gdzie są teraz, nie wiadomo. Wiadomo też, że organy po prostu zdemontowano i wyniesiono na ulicę. W ten sposób je zniszczono.

A dla luteran organy odgrywają niezwykle ważną rolę. Nasz Kościół nie przypadkiem nazywa się „śpiewającym”.

Mieliśmy na początku keyboard do akompaniowania podczas nabożeństw. Na poszukiwaniu organów zeszły dwa lata, ponieważ instrument musi pasować do konkretnego budynku. W końcu znaleźliśmy – we Frankfurcie nad Menem. Pomogli nam niemieccy dyplomaci i niemiecki biznes. Organy zdemontowano, przetransportowano i zamontowano tu w 2014 roku.

– Od tego czasu w kirsze odbywają się koncerty?

– Właśnie tak. Myśleliśmy, że publiczności znudzą się one w ciągu tych dwóch lat, ale okazało się, że nie – chodzą aktywnie. W ten sposób łączymy misję religijną i kulturalną. Kiedy jedzie się do Finlandii, gdzie luteran jest 95 proc., to tam nic ludziom nie trzeba tłumaczyć. Tutaj nikt nic o nas wie. I właśnie dzięki organom ludzie przestali się bać do nas przychodzić.[/vc_column_text][vc_single_image image=”378250″ img_size=”large”][vc_column_text]Organy z Frankfurtu nad Menem[/vc_column_text][vc_single_image image=”378242″ img_size=”large”][vc_column_text]Organy z Frankfurtu nad Menem[/vc_column_text][vc_single_image image=”378246″ img_size=”large”][vc_column_text]Organy z Frankfurtu nad Menem[/vc_column_text][vc_column_text]– A jakiej muzyki ojciec sam słucha?

– Powinienem kontaktować się również i z estetami muzycznymi i z profanami, dlatego muszę znać i Bacha i piosenkarkę Kadyszewą. To tak jak z telewizją: oglądam różne programy, aby orientować się we współczesnym świecie. A dla duszy zazwyczaj wybieram spokojne kompozycje fortepianowe.

– Jak wygląda dzień pracy pastora?

– Praca pastora trwa 24 godziny na dobę. To nie urzędnik ani milicjant, który wychodzi z pracy i staje się zwykłym człowiekiem. W pierwszej połowie dnia to kontakty ze zwiedzającymi, wycieczkami, spotkania z przedstawicielami władz. Chodzę na siłownię, bo praca jest głównie siedząca. Dużo pracuję przez Internet, w tym też kontaktuję się z partnerami. Delegacje do Witebska i Mińska to też część mojego stylu życia.[/vc_column_text][vc_single_image image=”378238″ img_size=”large”][vc_column_text]Z powodu przywiązania do muzyki luteran nazywa się „śpiewającym Kościołem”[/vc_column_text][vc_single_image image=”378142″ img_size=”large”][vc_column_text]Pastor Uładzimir Tatarnikau przyznaje, że pracuje 24 godziny na dobę.[/vc_column_text][vc_single_image image=”378178″ img_size=”large”][vc_column_text]Nabożeństwa odbywają się w każdą niedzielę[/vc_column_text][vc_single_image image=”378198″ img_size=”large”][vc_column_text]Baterie słoneczne na dachu kirchy[/vc_column_text][vc_column_text]– Skąd wziął się pomysł na baterie słoneczne na świątyni?

– Nie jesteśmy Kościołem z XVI wieku, musimy być nowocześni. Protestantyzm dał swego czasu impuls nauce i rozwojowi technologii.

A teraz przejmujemy doświadczenie braci z Niemiec, którzy masowo instalują baterie słoneczne. Tak można być niezależnym energetycznie, oszczędzać.

Najpierw wymieniliśmy żarówki na energooszczędne. Wymieniliśmy okna w plebanii, aby oszczędzać ciepło. Teraz spróbowaliśmy z bateriami słonecznymi, chociaż Grodno nie Soczi i słońca tu niewiele. Kiedy zobaczymy, że jest efekt, to ustawimy więcej. Planujemy, żeby baterie pokrywały 50 proc. zapotrzebowania. Wtedy będzie można pomyśleć o nocnym podświetleniu kirchy, bo na razie to za drogo.

– W przyszłym roku przypada 500-lecie Reformacji. Planujecie coś specjalnego?

– Trzeba do tego czasu odnowić zegar, który kiedyś był na wieży. Sam mechanizm ocalał, ale cyferblaty zostały zniszczone. Fragmenty wskazówek i cyfr się zachowały, więc nowy zrobimy według starego wzoru. Resztki starych tarcz zegarowych trafią do muzeum, które będzie można rozmieścić w podziemiach pod kirchą. Niech ludzie widzą, że jesteśmy tu już od dawna, a nie przyjechaliśmy skądś w 2009 roku. Luteranie od 1796 roku mieli wielki wkład w rozwój miasta i mam nadzieję, że będą w przyszłości mieć nie mniejszy.

A dookoła świątyni zasadzimy sad. W mieście niestety wycina się wiele drzew, zamiast których układa się kostkę. Niech dzięki nam zieleni będzie trochę więcej!

АК, belsat.eu

Aktualności