Białoruski przywódca już dziś postanowił podkreślić znaczenie przyszłorocznej kampanii prezydenckiej. Robił przy tym dwuznaczne aluzje do bliżej nieokreślonych zagrożeń zewnętrznych.
Jak stwierdził, on sam wie doskonale o istnieniu takich zagrożeń, ale nie może na ich temat mówić. Nie wyjaśnił też, dlaczego nie może tego zrobić.
– Często do nich nawiązuję, nie mogę tego powiedzieć otwarcie i publicznie… Będą nas obmacywać ze wszystkich stron. Mocno będą obmacywać – enigmatycznie, ale w typowym dla siebie, obrazowym stylu mówił prezydent. – I nawet sobie nie wyobrażacie, z której strony zagrożenie dla nas jest większe.
Alaksandr Łukaszenka ma na to jednak starą, sprawdzoną metodę: władza powinna być jak najbliżej człowieka, „którego wezwie do lokalu wyborczego”.
– Koszt tego przedsięwzięcia jest bardzo wysoki, szanowni przyjaciele: to, czy zostaniemy na tym kawałku ziemi gospodarzami, czy nie. I nie tylko my, ale także nasze dzieci – mówił na dzisiejszej naradzie z urzędnikami, przedstawionymi jako „aktyw obwodu mińskiego”.
Dlatego to przede wszystkim właśnie przedstawiciele władz powinni zdać ten nadchodzący egzamin. Ja się bowiem zwrócił do zgromadzonych, „dziś mamy wielkie teczki, a jutro będziemy zwykłymi ludźmi”.
– I żeby w nas potem, jak to się popularnie mówi, kijami nie rzucali albo kamieniami w okna. Za nasze obecne podejście do tych ludzi, którzy wsadzili nas na te stanowiska. Wszystkich nas: od prezydenta do do tych urzędników państwowych, którzy tu siedzą – ostrzegł.
Wybory prezydenckie na Białorusi powinny odbyć się w przyszłym roku. Jak niedawno oświadczyła szefowa Centralnej Komisji Wyborczej Lidzija Jarmoszyna, mogą one zostać przeprowadzone nawet 30 sierpnia – ostatniego dnia aktualnej kadencji. Dokładna data głosowania ma być wyznaczona podczas wiosennej sesji parlamentu, która zakończy się 25 czerwca przyszłego roku.
dd, cez/belsat.eu