„Łukaszenka to wojna”. Reportaż z demonstracji przeciwko rosyjskim bazom na Białorusi




W centrum Mińska odbyło się trzecie „zgromadzenie narodowe” zorganizowane przez Mikołę Statkiewicza. Protestowano przeciwko rosyjskiej bazie lotniczej, która może zostać rozmieszczona pod Bobrujskiem. Podczas akcji ogłoszono powstanie nowego ruchu – na rzecz wsparcia niepodległości i państwowości Białorusi.

Zrozumieć, że akcja dotyczy baz wojskowych można było dzięki kilku plakatom, które przynieśli uczestnicy. W pozostałym – retoryka przemawiających niezbyt różniła się od poprzedniego zgromadzenia: władza nie jest wybieralna, a dlatego Białorusini nie mogą wpływać na jej decyzje.

Statkiewicz tradycyjnie powtarzał, że takich akcji nie było w Mińsku od pięciu lat i samo to jest sukcesem.

Na miejscu zbierano podpisy pod apelem do Ministerstwa Obrony. Podpisywano bez entuzjazmu i szczególnej wiary na możliwość wpłynięcia na sytuację. Chociaż Juraś Hubarewicz mówił, że w razie rozmieszczenia bazy na akcje protestu wyjdą dziesiątki i setki tysięcy Białorusinów, to teraz było ok. pięciuset osób.

„Łukaszenka to wojna” – to hasło, którym pokrótce można opisać treść wszystkich przemówień. Mikoła Statkiewicz, Zmicier Daszkiewicz i Franak Wiaczorka jeszcze w piątek występowali w Warszawie, a w sobotę przyszli na akcję w centrum Mińska. Uczestników nie było więcej niż ostatnio. Wezwanie do przyprowadzania znajomych nie zadziałało, mimo weekendu i ładnej pogody

Biało-czerwono-białe flagi i selfie

W mediach społecznościowych apelowano o przynoszenie większej ilości symboli narodowych. W wyniku powiewało ok. 10 biało-czerwono-białych flag, kilka Unii Europejskiej i jedna – Młodego Frontu. Jego przywódcy od razu rozdawali zaproszenia na zjazd, który ma się odbyć 10 października.

Obok przechodziło wielu ludzi, młodzież robiła sobie selfie na tle flag. Ale występujących nie słuchano, bo żeby ich usłyszeć trzeba było wcisnąć się w tłum.

„Te same twarze, i z jednej strony i z drugiej – narzekał jeden z uczestników wiecu, którego też śmiało można by zaliczyć do „tych samych twarzy”. Rozmawialiśmy kilkadziesiąt metrów dalej, gdzie nie słychać było przemawiających. Podobnie jak podczas poprzedniej akcji organizatorzy niezbyt zadbali o sprzęt nagłaśniający.

Rozmowy na wiecu były tematem samy w sobie. Ludzie na poważnie mówili o Państwie Związkowym [Białorusi i Rosji] jako o związku narodów, które mają po prostu złych przywódców. Inni fatalistycznie czekali na Białorusi drugiej Syrii. Młodzi pragnęli nowych liderów opozycji – charyzma Statkiewicza nie działa już tak jak dwa – trzy tygodnie temu.

Wszystkich zapisano do nowego Ruchu

Pojawienie się funkcjonariuszy milicji wywołało zdziwienie. Hasła przeciwko rosyjskiej bazie wojskowej, a nawet „Żywie Biełaruś!” brzmiały nie tak gromko jak „Hańba!” adresowane do stróżów prawa. Czuć było, że wielu w tłumie chciałoby konfrontacji z władzami, zatrzymań i OMON-u. Spokojna reakcja milicji, kilku tajniaków – nie dawało to pełni wrażeń zbliżonych to tych z początku lat 2000. W pewnej chwili ludzie zaczęli nawet domagać się uwolnienia więźniów politycznych.

Poprzez „ręce w górę” uchwalono rezolucję do rządu. W ten sam sposób powołano do życia nowy ruch – O państwowość i niepodległość Białorusi.

„Takie nazwy to już choroba” – mówił jeden z uczestników wiecu (chociaż z podniesioną do góry ręką też przyczynił się do utworzenia nowej siły politycznej z „niezdrową” nazwą). Wybrano komitet organizacyjny, a Uładzimir Niaklajeu odczytał nazwiska koordynatorów w regionach. Nie wszyscy byli „za”.

„Nie chce niepodległości, jest za rosyjskimi bazami, nie trzeba słuchać prowokatorów” – reagował polityk na głosy sprzeciwu.

Niaklajewa wybrano na przewodniczącego, a Mikoła Statkiewicz poparł powołanie ruchu. Chociaż nie można powiedzieć, że nowa struktura powstała teraz – na ulicy. Niaklajeu oznajmił o jego utworzeniu jeszcze w maju. Wtedy odbył się zjazd założycielski, który wybrał byłego kandydata na prezydenta i poetę na przewodniczącego.

Następna akcja – 10 października, w przeddzień wyborów. Możliwe, że będzie to ostatnie takie zgromadzenie. Czy za tydzień ludzie usłyszą coś nowego i czy będzie inny scenariusz – na razie nie wiadomo, ale rozmów o wystąpieniach ulicznych i wielodniowych protestach nie było.

Iwan Szyła, belsat.eu

Aktualności