Lekarzu, leśniku, kierowco - Białoruś cię potrzebuje!


Białoruskie Ministerstwo Pracy opublikowało statystyki dotyczące wolnych etatów. W kraju brakuje specjalistów, z kolei bezrobotni szukają najprostszych prac.

Ministerstwo porównało zapotrzebowanie pracodawców z deklaracjami bezrobotnych składanymi w urzędach pracy. Raport opublikowała państwowa agencja telewizyjna.

Białoruś najbardziej potrzebuje pielęgniarek (2446 wakaty), lekarzy (2269 wakatów) i kierowców zawodowych (2164 wakaty). Przy czym wolnych etatów czekających na lekarzy jest 90 razy więcej, niż oficjalnie bezrobotnych doktorów. Bezrobotnych pielęgniarek jest 54 razy za mało, a kierowców potrzeba 3 razy więcej, niż zgłosiło się ich do urzędów pracy.

Poza tym jest popyt na felczerów-laborantów (wakatów jest 371 razy więcej niż odpowiednich bezrobotnych), weterynarzy (126 razy więcej), zootechników (31 razy), nauczycieli edukacji dodatkowej (12 razy), leśniczych (9 razy), szwaczek (8 razy), nauczycieli przedszkolnych (4,5 razy), murarzy (4,4 razy) i betoniarzy (4 razy) i innych specjalistów.

Ministerstwo Ochrony Zdrowia przyznawało się wcześniej do niewielkiego deficytu kadr. W 2016 roku w ośrodkach zdrowia etaty lekarskie były „obsadzone” jedynie w 95,6%, a stanowiska medycznych specjalistów średniego stopnia w 97%.

Co do liczby bezrobotnych, to instytucje państwowe zazwyczaj ją zaniżają, albo przemilczają. Na statystyki wpływają też dorywcze prace sezonowe organizowane przez urzędy pracy.

W lutym organizacje pozarządowe podały liczbę 260 tysięcy bezrobotnych w kraju, który liczy 9,498 mln mieszkańców. Oznacza to, że bezrobotnych jest ponad 7 razy więcej, niż zarejestrowanych w Ministerstwie Pracy – w tym momencie 35,3 tys.

Według ministerstwa zarejestrowani bezrobotni zazwyczaj szukają w pośredniaku pracy niewymagającej kwalifikacji. Na posadę sprzątaczki jest ponad 4 razy więcej chętnych niż wakatów, tak samo z posadą dozorcy. Potencjalnych tragarzy jest 3 razy więcej niż wolnych miejsc pracy, robotników pomocniczych 2,5 razy i tak dalej.

Na Białorusi pracy nie może znaleźć 22 marynarzy-strażaków, 9 monterów foteli, 7 biologów, 7 kontrolerów instalacji energooszczędnych i 4 urzędników wystawiających paszporty lub dowody osobiste. Od stycznia do listopada bieżącego roku do banku wakatów Białorusini zgłaszano się 10 milionów razy.

Białoruskie władze walczą z bezrobociem także za pomocą przymusu – zarówno wobec bezrobotnych, jak i pracodawców. Rok temu w życie wszedł prezydencki dekret nr 3, który nałożył specjalny podatek na osoby, które nie przepracowały w kraju chociaż 6 miesięcy w ciągu roku. Opodatkowanie bezrobotnych, w tym niepełnosprawnych, nazywanie ich „darmozjadami”, wywołało na początku roku ogólnokrajowe protesty. Część demonstracji rozpędziła milicja, a ich inicjatorzy trafili do aresztów.

Wczoraj dowiedzieliśmy się o kolejnym kuriozum. Tym razem rozporządzenie prezydenta dotyczyło zwiększenia ilości miejsc pracy. Mińskie władze miejskie nałożyły więc na stołeczne firmy obowiązek utworzenia nowych stanowisk.

KA, PJ/belsat.eu

Aktualności