Lawon Wolski i Jamala wystąpią na koncercie w Wilnie


Koncert o nazwie „O wolność naszą i waszą” upamiętniający ofiary masowej deportacji mieszkańców Litwy na Syberię odbędzie się dziś wieczorem.

Imprezę organizuje sygnatariusz Aktu Niepodległości Litwy Emanuelis Zingeris oraz Litewski Związek Społeczności Tatarskiej. Honorowymi gośćmi są też byli przywódcy Białorusi Stanisłau Szuszkiewicz i Leonid Krawczuk.

13442221_1076834755730570_7300334340251223552_nBiełsat rozmawiał z uczestniczką koncertu i zwyciężczynią tegorocznego konkursu Eurowizji – Jamalą.

Chcielibyśmy zacząć od rozmowy o Tatarach krymskich. Jak wygląda teraz ich sytuacja w ojczyźnie?

Sytuacja jest teraz mniej więcej stabilna, ale powiedziałabym, że taka niepełnoprawna, niejednoznaczna. Są obawy, że na Tatarów krymskich jest wywierana presja. Zakazali działalności Medżlisu, zamykają biblioteki, zakazują wiecu 18 maja – w dzień deportacji. Tamte zapewnienia władz Krymu z czasu aneksji nie są wykonywane. Wtedy mówiono, że wszyscy zostaną przyjęci jako jedna wielka rodzina: Ukraińcy, Rosjanie i Tatarzy krymscy. A teraz są z tym problemy. Ale jestem człowiekiem nastawionym optymistycznie i myślę, że zdrowy rozsądek zwycięży, a praw człowieka będą przestrzegane niezależnie od jego narodowości.

Jak ważne jest zachowanie języka Tatarów krymskich dla zachowania tożsamości narodu?

Mówiłam o tym również podczas Eurowizji. Często pytano: co to za język w refrenie? Skąd jestem? Co to za data – 1944? Zawsze wyraźnie odpowiadałam, że osobiście dla mnie bardzo ważne jest wiedzieć, skąd się pochodzi, gdzie ma się korzenie. Właśnie dlatego zachowałam tę nazwę „1944”. Bo dla mnie to bardzo ważna data, kiedy moja rodzina, mój ród Dżamaładzinowów cierpiał i cierpi od tamtego czasu do dziś. Bo ta deportacja wywarła piętno na całej naszej rodzinie, na całym naszym życiu, na wszystkich Tatarach krymskich. Dla tego dla mnie znajomość historii i używanie języka jest powodem do dumy.

Co więcej: wiecie, zadzwonił do mnie prezydent Turcji i podziękował, że śpiewałam po krymskotatarsku na Eurowizji. On uważa Tatarów krymskich za braci, a to był pierwszy przypadek w konkursie, kiedy rozbrzmiał język krymskotatarski. I wyszło tak, że zwyciężył!

Wielu uważa, że bardzo dobrze byłoby, gdyby każdy reprezentant śpiewał w swoim języku. To kontrowersyjna kwestia. Wszyscy chcą zdobyć uznanie międzynarodowe, dlatego język angielski jest uważany za taki język międzynarodowy. Konkretnie w tej piosence nie chciałam tłumaczyć refrenu z krymskotatarskiego, brzmiał u mnie jak mantra, on oczarowywał, brzmiał jak część historii, jak część tego drzewa, które rosło na scenie. To symbolizowało odrodzenie korzeni.

Na Białorusi nie promuje się na szczeblu państwowym używania języka białoruskiego. Co mają robić Białorusini, aby to zmienić?

Śpiewać po białorusku! Wydawać książki, mówić po białorusku. Mamy podobną historię. Są części Ukrainy, gdzie mówi się tylko po ukraińsku, a są takie, gdzie mówi się przeważnie po rosyjsku. Tak już się przyjęło. Ale teraz zostało uchwalone prawo np. w sprawie muzyki: w radiu większy procent muzyki ma być po ukraińsku. To samo przeszło na telewizję itd. Filmy są tłumaczone. To nie jest błyskawiczny proces, wprowadza gdzieś dyskomfort, ale ja np. swobodnie mówię po ukraińsku, po rosyjsku i po angielsku.

I wydaje mi się, że jeśli kraj nazywa się Białorusią, to tam powinien być język białoruski. Przepraszam za takie radykalne stanowisko, ale wydaje mi się to słuszne (śmiech).

Zwyciężyła Pani na Eurowizji, konkurentem była Rosja. Co dla Pani osobiście oznacza to zwycięstwo?

Nie chciałabym wyciągać tego, co już rozdmuchały media. To nie była walka Ukrainy z Rosją na Eurowizji. To był konkurs piosenki. No to powiedzmy np., że to była raczej walka Ukrainy z Australią. Bo byliśmy akurat faworytami. Ale te wszystkie plotki na ten temat… Nie chciałabym ich kontynuować. Uczestniczyłam jako reprezentantka Ukrainy i jestem dumna, że Ukraina wygrała.

Hanna Rusinawa, belsat.eu

Aktualności