Landsbergis dla „Biełsatu”: Łukaszenka wysługuje się silniejszemu


Czy Litwa naprawdę wyszła ze składu ZSRR i czy dziś jest gotowa do obrony niepodległości? Czy  do zawarcia pokoju pomiędzy Rosją a Ukrainą może doprowadzić Aleksander Łukaszenka? 

Bezsprzecznym bohaterem litewskiej niepodległości jest Vytautas Landsbergis. W 1988 został przewodniczącym Rady Sejmu Ruchu na Rzecz Przebudowy „Sajudis”. W 1990-92 – był przewodniczącym Rady Najwyższej Litwy. W 1996 został przewodniczącym Sejmu Republiki Litewskiej.

Nasze pierwsze pytanie dotyczy aktu o niepodległości, przyjętego 25 lat temu w Radzie Najwyższej Litwy. Czy Litwini oczekiwali wtedy, że Moskwa wprowadzi wtedy taką mocną blokadę waszego kraju?

W ogóle niczego nie oczekiwaliśmy. Robiliśmy swoje – to co było przewidziane, to co było nam przenaczone, i co było naszą wewnętrzną decyzją. Nie traciliśmy wtedy czasu na zastanawianie się, co będzie robić „góra” w Moskwie.

Jakie ustępstwa ze strony władz centralnych mogłyby przekonać Radę Najwyższą, aby nie wychodzić ze składu Związku Radzieckiego?

Przede wszystkim nigdzie nie wychodziliśmy, z żadnego składu. Nie uznawaliśmy nawet takiego podejścia, że „wychodzimy”. Bardzo dobrze pamiętam jednego staruszka, który przyszedł do nas, do parlamentu ze wsi. On był jakby z bajki, zakłopotany tym, że używa się takiego niewłaściwego sformułowania – że my mamy wyjść. Przecież to oni mają wyjść!

W 1990 roku „Sajudis” odniósł całkowite zwycięstwo w wyborach do Rady Najwyższej. W tym czasie na wyborach w Białorusi antykomunistyczna opozycja zebrała tylko 10% głosów. Jak Pan sądzi, skąd wzięła się taka różnica pomiędzy Białorusinami a Litwinami? Skąd ta indyferentność u Białorusinów?

To nie ja powinienem oceniać i domniemywać. Nie ma też co robić badań historycznych i socjologicznych. To musicie zrobić u siebie w domu wy – przeanalizować, jak było wtedy. A w przyszłości trzeba zmienić sytuację, aby nie stało się tak, że tylko 10% obywateli opowiada się za niepodległością. Mogę sądzić, iż to dlatego, że wasza inteligencja była niejednokrotnie zniszczona. Ludzie są zniewoleni i przyuczeni, że całe kierownictwo jest gdzieś w Moskwie i ono o wszystkim decyduje. A tu trzeba tylko być posłusznym. Było to chyba głębsze w waszym kraju i wszym społeczeństwie, niż u nas. Na Litwie był taki duch buntu, nieposłuszeństwa i nastroju, aby robić swoje znacznie wcześniej. Nie mówię już o powstaniach, o oporze zbrojnym, a potem o podziemnym oporze ideologicznym. Występowały u nas różne formy tego samego.

Wielokrotnie mówił Pan, że Ukraina broni teraz całej Europy. Czy wystarczająco dużo Europa robi dla Ukrainy i czy mogłaby ona robić więcej? 

Oczywiście. I mogłaby, i musiałaby robić więcej. I to słuszne rozumowanie, że Ukraina walczy nie tylko o siebie. Wszyscy uświadamiają sobie, że jeśli Putinowi uda się podbić Ukrainę, to pójdzie dalej i nawet jednocześnie może napaść na inne sąsiednie państwa. Dlatego pomoc Ukrainie to samoobrona samej Europy. Ale jeśli walczący o wolność ukraińscy bojownicy, żołnierze i ochotnicy  nie mają nawet butów i odzieży – nie mówiąc już o uzbrojeniu, z którym mogliby przeciwstawić się  npastnikowi, wrogowi –  i nie pomaga się im, to po prostu hańba. Jeżeli obok ciebie biją człowieka, a ty się odwracasz i przechodzisz dalej, to jak możesz potem się szanować?

Aleksander Łukaszenka odgrywa teraz rolę wysłannika pokoju, rzekomo próbując pogodzić Ukrainę z Rosją. I Europa uznaje tę rolę, chociaż jest jasne, że Łukaszenka nie wyjdzie spod kontroli  Moskwy. Czy Pańskim zdaniem Białorusi uda się w najbliższym czasie wydostać się z orbity Rosji i wybrać integrację z Europą?

Prawdziwy wysłannik pokoju powinien zaproponować traktat pokojowy pomiędzy Rosją a Ukrainą. Gdybym zobaczył, że pan Łukaszenka wychodzi z taką propozycją do obydwu stron, które biorą udział w wojnie rosyjsko-ukraińskiej… Sąsiad, który ma poprawne stosunki i z jednymi i z drugimi, mógłby powiedzieć: „Przyjaciele, siadajcie i opracowujcie porozumienie pokojowe, wystarczy już wojować”. Wtedy mógłbym go uznać za wysłannika pokoju. Ale jeżeli potakuje on kombinacjom, których celem jest oszukanie słabszego, to wysługuje się w ten sposób silniejszemu. Jeżeli trzeciej stronie zależy na pokoju i współczuje tym, którzy cierpią, to musi mówić o pokoju pomiędzy Ukrainą a Rosją. A nie z jakimiś najemnikami, bo kiedy są podstawiani najemnicy, to już oszustwo, to już królestwo kłamstwa. Skoro walczą tam najemnicy, to walczą za tego, kto ich najął, kto dostarcza najnowszą broń, umundurowanie i ekwipunek, a do tego bezpośrednio wspiera swoim wojskiem, oficerami i sprzętem.

Czy uważa Pan, że Litwa powinna przywrócić powszechny obowiązek wojskowy?

Trzeba było robić to wcześniej. W ogóle nie warto było go znosić. Widzimy teraz i uświadamiamy sobie ogromną lukę wynikającą z tego powodu, że poprzedni rząd socjaldemokratów i poprzedni minister obrony jednym rozkazem zlikwidował ten obowiązek. Musimy mieć pełnowartościowe siły zbrojne, a nie na papierze. Są niby jakieś bataliony, jednostki, ale żołnierzy w nich nie ma, lub jest bardzo mało. To nawet nie taka ilość potrzebna do obsługi sprzętu. Władze kraju za bardzo liczyły na stronę formalną, tzn., że przyjdą nas bronić państwa NATO, a my sami nie musimy o to się martwić. Oczywiście, było to błędem – niezamierzonym lub, co gorsze – zamierzonym.

Rozmawiała Nastaśsia Jaumien, belsat.eu

Aktualności