Przeciwnicy integracji z Rosją zawiązali dziś w Mińsku żywy łańcuch. Protest był nieliczny. Milicja nie interweniowała.
Szereg demonstrantów miał połączyć Plac Październikowy z Pocztą Główną. O wyznaczonej porze –godzinie 15 czasu białoruskiego – plac był pusty, a protestujący zebrali się jedynie pod urzędem pocztowym. Do końca akcji – godziny 15.30 – dołączyło do niej kilkadziesiąt osób.
Pojawiły się biało-czerwono-białe flagi niepodległej Białorusi i antyintegracyjne hasła. Milicja nie interweniowała. Funkcjonariusze drogówki zwracali jedynie uwagę demonstrantom, by nie wychodzili na jezdnię.
W proteście wzięli udział opozycyjni politycy: przewodniczący ruchu „Za wolność” Juryj Hubarewicz, były kandydat na prezydenta Białorusi Anatol Labiedźka ze Zjednoczonej Partii Obywatelskiej i Wital Rymaszeuski, stołeczny koordynator Białoruskiej Chrześcijańskiej Demokracji.
– Ludzie wychodzą na ulice w rocznice. Ale 29 grudnia nie jest związany z żadnym wydarzeniem – powiedział Biełsatowi Hubarewicz, tłumacząc niewielkie rozmiary zgromadzenia.
Wcześniej przez centrum Mińska przeszedł antyintegracyjny marsz zwolenników Ruchu Solidarności „Razam” i Białoruskiej Chrześcijańskiej Demokracji. Wzięło w nim udział około 150 osób. Po serii zatrzymań, procesów i aresztowań demonstrantów, opozycja nie porozumiała się co do jednej formy protestu.
Demonstracje przeciw integracji Białorusi z Rosją odbywają się od początku grudnia. W tym czasie władze Alaksandra Łukaszenki i Władimira Putina kończą prace nad „mapami drogowymi”, według których zostaną zunifikowane systemy prawne obu państw.
Eksperci uważają, że pogłębienie integracji oznacza koniec niepodległości Białorusi. Opozycja nazywa działania władz zdradą stanu.
pj/belsat.eu
