Jest pierwsza ofiara śmiertelna protestów w mińsku. W stolicy Białorusi milicja użyła siły przeciwko pokojowym demonstrantom, którzy wyszli na ulice bronić wyników wyborów prezydenckich.
OMON wykorzystał gaz, granaty hukowe, gumowe kule i polewaczki. Taranowała też obywateli ciężarówkami.
Białoruscy blogerzy donoszą o śmierci jednego z uczestników protestu. Jauhien Zajczkin na stale mieszkał w Gdańsku, a do ojczyzny wrócił zagłosować.
Redakcji Biełsatu udało się jednak z nim dziś skontaktować. Mężczyzna w charakterystycznych tatuażach, którego zdjęcia obiegły internet, został przez OMON pobity do nieprzytomności. W sieci pojawiło się w nocy nagranie, na którym załoga pogotowia udziela mu pomocy. Akcja ratunkowa okazała się skuteczna. Rozmowa z Zajczkinem wkrótce na naszej stronie. Nazwisko ofiary śmiertelnej, o której poinformowali dziś obrońcy praw człowieka z organizacji Wiasna, pozostaje nieznane.
Korespondent Naszej Niwy informują o dziewczynie trafionej gumową kulą w głowę. Pojawiają się doniesienia o dwóch kolejnych osobach, które odniosły rany od broni gładkolufowej.
Według portalu TUT.by do jednego z mieszkań przy ulicy Zasławskiej w Mińsku wrzucono granat z gazem łzawiącym. Ratownicy weszli do budynku w maskach przeciwgazowych.
Dwóch młodych mężczyzn zostało rannych w pobliżu Narodowego Teatru Opery i Baletu. Jeden z nich doznał obrażeń brzucha, a drugi – nóg. Prawdopodobnie był to efekt wybuchu granatu hukowego w bezpośredniej bliskości protestujących.
W Internecie opublikowano zdjęcie, wykonane prawdopodobnie w szpitalu, na którym widać nogę mężczyzny z oderwanym palcem.
Przynajmniej jedna osoba odniosła obrażenia na skrzyżowaniu prospektu Maszerowa i ul. Cimirazewa.
Na jednej z ulic Mińska milicyjna ciężarówka staranowała demonstranta. W kierunku osób biegnących na pomoc poszkodowanemu rzucono granaty hukowe. W tym incydencie miała doznać obrażeń jeszcze jedna osoba.
Przynajmniej jedną osobę do nieprzytomności pobili funkcjonariusze OMON-u.
Korespondentowi Radia Svaboda dyżurny oddziału ratunkowego powiedział, że bez zgody przełożonych nie może udzielać informacji na temat przywiezionych rannych i poradził, by ten zadzwonił ponownie rano. Chcąca zachować anonimowość pracowniczka pogotowia donosi, że 11 stołecznych stacji pogotowia ściąga na najbliższe dni po cztery dodatkowe karetki.
Autor zdjęć AW także został ranny odłamkiem granatu hukowego.