Rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow powiedział w czwartek, że koncerny internetowe nie powinny rozpowszechniać wezwań do demonstracji odbywających się bez zezwolenia władz i że takie działania mogą spotkać się z należytą odpowiedzią.
Pieskow skomentował w ten sposób ostrzeżenie ze strony prokuratury Moskwy dotyczące demonstracji zapowiedzianych na 31 stycznia przez zwolenników opozycjonisty Aleksieja Nawalnego. Prokuratura wystosowała ostrzeżenia pod adresem organizatorów demonstracji, a także pięciu koncernów internetowych.
Pytany o rewizje i zatrzymania wśród uczestników protestów z 23 stycznia, przedstawiciel Kremla odparł, że policja “wykonuje swoją pracę”. Podczas demonstracji doszło jego zdaniem do “rozlicznych naruszeń prawa Federacji Rosyjskiej”.
W ubiegły czwartek Roskomnadzor zażądał od popularnych serwisów społecznościowych TikTok i VKontakte, by usunęły apele skierowane do osób nieletnich o udział „w niezgodnych z prawem masowych akcjach protestu”. Również rosyjska prokuratura zażądała zablokowania stron internetowych z wezwaniami do udziału demonstracjach. Chodzi m.in. o akcje w obronie Aleksieja Nawalnego.
Szczególną mobilizację zwolenników Nawalnego można było zaobserwować na Tik-Toku, którzy cieszy się popularnością wśród młodych ludzi. Pojawiały się na nim setki filmików, które nawiązywały do ostatniego śledztwa fundacji opozycjonisty na temat tzw. pałacu Putina. Ich autorzy wzywali do wzięcia udziału w demonstracjach, a ich apele zyskiwały tysiące polubień i reakcji.
Demonstracje w obronie Nawalnego, osadzonego w areszcie w Moskwie, odbyły się w sobotę w ponad stu miastach Rosji. Policja zatrzymała 3980 osób. Wszczęto ponad 20 spraw karnych. W Moskwie w środę policja przeprowadziła serię rewizji, w tym w mieszkaniach Nawalnego i jego żony, Julii i zatrzymała cztery osoby, które mają status podejrzanych. Jedną z tych osób jest brat Aleksieja Nawalnego, Oleg.
jb/ belsat.eu wg PAP