Koronawirusowa defilada zwycięstwa?

Alaksandr Łukaszenka, ryzykując zdrowie i życie tysięcy Białorusinów, organizuje w Mińsku defiladę z okazji 9 maja – Dnia Zwycięstwa. To szaleństwo ma swój cel i przyczynę.

Przygotowania do Dnia Zwycięstwa idą w Mińsku pełną parą. W sieciach społecznościowych krążą np. informacje o poleceniach dla władz uczelni, by mobilizowały studentów na sobotnią defiladę. Potrzebni będą jako statyści, widownia, lub uczestnicy marszu. Pojawiły się nawet zachęty finansowe: dziesięć rubli za udział w „imprezie masowej” 9 maja od 9 rano do 12.

Przemarsz wojska i uroczystości w Mińsku będą największą imprezą masową na świecie w czasie pandemii. Są organizowane mimo sprzeciwu WHO i mimo strachu Białorusinów przed pandemią. Nawet wbrew temu, co robi Moskwa. Władimir Putin odwołał przecież defiladę na Placu Czerwonym, choć była ona dla Rosjan świętością, a dla Kremla fundamentem mocarstwowej narracji.

Opinie
Przez koronawirusa Putin traci defiladę i zwycięstwo. A może i twarz
2020.04.15 18:22

I właśnie z tego powodu Alaksandr Łukaszenka nie ustąpił. Żeby pokazać, że w odróżnieniu od prezydenta Rosji nie boi się koronawirusa, nie tchórzy i jest silniejszy. W rzeczywistości jednak białoruski prezydent ucieka w ignorowanie zagrożenia, bo nie ma wyjścia. Jest postawiony pod ścianą i jego granicząca z głupotą dezynwoltura w kwestii walki z pandemią wynika po prostu ze słabości państwa Łukaszenki.

Marsz z wirusem

Białoruski prezydent od początku światowej pandemii ignorował zagrożenie. Opowiadał różne, absurdalne teorie, m.in. że koronawirusa zabija wódka i sauna. Pokazywał się publicznie, wraz ze swoją liczną świtą. Grał w hokeja. Nawet, kiedy na Białorusi rosła liczba zachorowań i Białorusini na własną rękę zaopatrywali się w maseczki i sami wprowadzali zasady izolacji społecznej, władza działała odwrotnie. Urzędnicy ostentacyjnie ignorowali zagrożenie.

Normalnie funkcjonowała administracja, transport, grały ligi i odbywały się zawody sportowe. Łukaszenka oburzał się na zamykanie granic przez Polskę, Litwę i Rosję. Nazywał izolację ze strony sąsiadów niewdzięcznością. Równocześnie pandemia rozwijała się na Białorusi w zastraszającym tempie. Białorusini zaczęli się bać.

Na Białorusi jest już ponad 19 tys. oficjalnie potwierdzonych przypadków zarażeń koronawirusem. Od wczoraj przybyło 900 nowych zakażeń. Łącznie zmarło 112 osób. To oficjalne statystyki, które nie są wiarygodne, ale i tak pokazują znaczący wzrost przypadków. Dla porównania, w ponad trzykrotnie ludniejszej Polsce jest 14 431 przypadków zarażeń.

W drugiej połowie kwietnia Łukaszenka przestał mówić, że nie ma koronawirusa, bo go nie widać. We wczorajszym wystąpieniu prezydent sypał statystykami zachorowań.

– To dobrze, że diagnozujemy przypadki, pod względem testów na milion mieszkańców jesteśmy na drugim miejscu (…) – uspokajał prezydent i pochwalił się swoim odkryciem – Testy nie są teraz najważniejsze (…) Dziś poszliśmy w realnej walce o człowieka drogą doświadczenia, bo ważne są choroby płuc, wszystkie te covidy i koronawirusy prowadzą do zapalenia płuc, ludzie chorują na zapalenie płuc.

Łukaszenka chciał tym samym powiedzieć, że nie jest ważne doświadczenie innych państw w izolowaniu społeczeństwa, żeby wirus się nie rozprzestrzeniał. Nie, jego zdaniem najważniejsze jest leczenie najcięższych przypadków. Prezydent nadal zatem bagatelizuje zagrożenie, tyle, że robi to w nieco inny sposób. Podkreślając, że zmarło sto osób, ale być może nie wszyscy bezpośrednio z powodu koronawirusa. Czyli pandemia nie jest masowym zagrożeniem. Łukaszenka nie chce tego przyznać, skoro zamierza zorganizować w centrum Mińska największą imprezę masową na świecie.

Za droga kwarantanna

Przedstawiciel WHO w Mińsku wezwał, by nie organizować defilady. Władimir Żyrinowski, lider rosyjskiej nacjonalistycznej partii LDPR apeluje, by rosyjscy deputowani nie jechali do Mińska. Na białoruską defiladę nie pojadą nawet rosyjscy komuniści z KPRF. Tymczasem według białoruskiego prezydenta uroczystości w Mińsku uczyniłyby zadość sprawiedliwości historycznej, bo Białoruś “to republika, która najbardziej ucierpiała, żywy pomnik wojny”.

– Publicznie zapraszam do Mińska przywódców państw, choćby byłego Związku Radzieckiego – powiedział Alaksandr Łukaszenka podczas wizyty w Połączonym Instytucie Budowy Maszyn Białoruskiej Akademii Nauk.

Wiadomości
Łukaszenka zaprasza prezydentów na defiladę 9 maja
2020.05.05 19:22

Wcześniej białoruski prezydent drwił również z wahań rosyjskich władz, co do organizacji swojej parady w Moskwie, na którą zaprosili białoruskiego gościa. Nazwał zachowanie Rosjan „psychozą”. Sugerował też, że rosyjscy politycy masowo wyrażają chęć uczestnictwa w obchodach rocznicy pokonania Niemiec w Mińsku. Bez wątpienia Łukaszenka bierze rewanż na Putinie, za ostatni rok ciężkiej i pełnej upokorzeń ze strony rosyjskiego przywódcy batalii o tzw. integrację.

Nieustanne naciski, targi o cenę ropy i gazu oraz kredyty nie raz pokazały, że Łukaszenka jest petentem, a Putin rozdaje karty. Teraz, przynajmniej w tak ważnej kwestii, jak narracja o II wojnie światowej, Białorusin może wziąć symboliczny rewanż. Nie chodzi jednak tylko o pokazanie Putinowi kto ma więcej odwagi. Działania Łukaszenki wobec pandemii od początku podyktowane były chłodną, ekonomiczną kalkulacją. Jeszcze 20 marca w czasie wizyty gospodarskiej w przedsiębiorstwie Adani Łukaszenka przyznał, że białoruska gospodarka znajduje się na progu kryzysu.

– Co się tyczy kryzysu finansowego, to my już jedną nogą w kryzys weszliśmy – mówił wówczas białoruski prezydent i dodawał – Najważniejsze pytanie, czy uda nam się tę nogę wyciągnąć z powrotem, czy może wejdziemy w kryzys również drugą nogą.

Łukaszenka tym razem był szczery. Białoruś stanęła w obliczu światowego kryzysu całkowicie bezbronna. Z utrzymywaną przez państwo znaczną częścią niezreformowanej gospodarki. Z budżetem zależnym od zagranicznych (głównie rosyjskich) kredytów. W ubiegłym roku Białoruś na spłatę zagranicznych zobowiązań wydała 4,2 mld. USD.

Na początku tego roku rezerwy walutowe wzrosły wprawdzie i wynosiły ponad 9 mld. USD, ale to wciąż mało, w perspektywie kryzysu oraz uzależnienia budżetu od dochodów z eksportu surowców powstałych z przetwórstwa ropy i produkcji chemicznej. Magazyny pękają w szwach od taniej ropy i nie ma komu jej sprzedać. Wobec tych zagrożeń Łukaszenka pozostał bezbronny i samotny wobec Putina trzymającego w garści narzędzia wsparcia dla białoruskiej gospodarki: kredyty i umowy dotyczące cen ropy i gazu.

Wiadomości
Przegrana 1:9. Jak koronawirus wpływa na białoruskie rozgrywki ligi piłki nożnej
2020.05.06 11:26

Łukaszenka nie wprowadza oficjalnie kwarantanny, bo go na nią zwyczajnie nie stać. Należałoby ograniczyć pracę w kluczowych dla gospodarki wielkich zakładach petrochemicznych – np. w Nowopołocku, czy Mozyrzu. Trzeba byłoby ograniczyć działalność: bazarów, sklepów i transportu, co byłoby ciosem w słaby sektor prywatny dający jednak znaczącą część miejsc pracy. Wreszcie, zasady izolacji uderzyłyby w kampanię zasiewów, a w konsekwencji w zbiory. Upadłoby rolnictwo, które jest równie ważnym elementem gospodarki.

Ponieważ Białorusi nie stać na zatrzymanie gospodarki, prezydent wybrał drogę zaklinania rzeczywistości. Jest konsekwentny i nie może zrezygnować również z defilady. Przy okazji może pokazać Putinowi, że dał radę uczcić “Wielkie Zwycięstwo”. Tyle, że zaraz po tym „sukcesie” będzie musiał i tak porozmawiać z włodarzem Kremla o rosyjskim wsparciu dla Białorusi.

Michał Kacewicz/belsat.eu

INNE TEKSTY AUTORA W DZIALE OPINIE.

Redakcja może nie podzielać opinii autora.

Aktualności