Czy na uroczystościach w Jerozolimie w ogóle powinien przemawiać Władimir Putin – przywódca państwa, które po dziesięcioleciach od klęski III Rzeszy znów rozpętuje wojnę w Europie?
75. rocznica wyzwolenia Auschwitz przez Armię Czerwoną stała się – co brzmi szalenie smutno – zarzewiem nowego konfliktu w Europie Środkowej. Podczas uroczystości w Izraelu wystąpi Władimir Putin. Organizatorzy nie zgodzili się jednak na przemówienia innych planujących przemówienia prezydentów – Andrzeja Dudy i Wołodymyra Zełenskiego.
W związku z tym Andrzej Duda zrezygnował z wizyty w Izraelu. Wołodymyr Zełenski weźmie udział w uroczystościach, chociaż w wywiadzie dla izraelskiej prasy nie ukrywał, że wolałby tam również wystąpić.
Formalnie do izraelskich organizatorów nie można mieć żadnych pretensji. Występują jedynie przywódcy głównych państwa koalicji antyhitlerowskiej i Niemiec. Nie można przy tym jednak zapominać, że reprezentowana przez Władimira Putina Rosja nie jest Związkiem Radzieckim.
Dlatego logika Zełenskiego i Dudy jest w pełni zrozumiała. Polska to państwo, na którego terytorium rozpoczęła się II wojna światowa. Także obozy zagłady – w tym Auschwitz – hitlerowscy umieścili właśnie na terenie Polski. A większość Żydów, którzy zginęli w Holokauście, była obywatelami Polski i mieszkańcami trzech republik radzieckich – Ukrainy, Białorusi i Litwy.
Przy czym ukraińscy Żydzi stanowili zdecydowaną większość. Podkijowski Babi Jar został takim samym symbolem „Holokaustu od kul”, jak Auschwitz synonimem obozu zagłady. Właśnie dlatego Zełenski domagał się wystąpienia.
Oprócz tego, nie wykluczałbym też motywów osobistych. Ofiarami Holocaustu byli zarówno krewni Wołodymyra Zełenskiego, jak i krewni małżonki Andrzeja Dudy. Oraz krewni niżej podpisanego, co pozwala mi zupełnie inaczej spojrzeć na nieprotokolarne motywy obu prezydentów.
I przypomnieć o tym, że ci Żydzi, którzy przeżyli na terenach Polski i Ukrainy, zawdzięczali to nie tylko żołnierzom wyzwalającym obozy zagłady. Ale także zwykłym Polakom i Ukraińcom, którzy ryzykowali swoim życiem i życiem swoich bliskich. Wystarczy tylko przejść się po Yad Vashem, aby zobaczyć, ile tam jest „polskich” i „ukraińskich” drzewek, zasadzonych na cześć Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata.
Nie wiem, czy można regulować pamięć protokołem. Można długo dyskutować o tym, czy w ogóle powinien występować na uroczystościach w Izraelu Putin – przywódca państwa, które po dziesięcioleciach od klęski III Rzeszy znów rozpętuje wojnę w Europie? Jestem jednak pewien – gdybyśmy usłyszeli przemówienia prezydentów Polski i Ukrainy, to nadałaby one obchodom o wiele więcej człowieczeństwa.
Bo przecież czy nie dlatego wspominamy naszych bliskich i wszystkie ofiary Zagłady czasu II wojny światowej?
Witalij Portnikow, ukraiński dziennikarz i publicysta dla belsat.eu
Inne teksty autora – w rubryce “Opinie”.
(pj)
Redakcja może nie podzielać opinii autora.