Na areszt skazano dwóch katolickich duchownych ze Zgromadzenia Księży Najświętszego Serca Jezusowego tzw. sercanów czarnych (SCI lub SCJ) Karę odsiadują w Baranowiczach. Zostali oskarżeni o udział w protestach powyborczych.
Ks. Eduard Sinkiewicz SCJ usłyszał wyrok 10 dni pozbawienia wolności, a ks. Alaksandr Fiadotau SCJ – 8 dni. Biełsat poinformował o tym brat ks. Eduarda, Walancin Sinkiewicz.
Ks. Eduard, który na co dzień pracuje w mieście Postawy w obwodzie witebskim, w pierwszych dniach sierpnia przyjechał do mieszkających w Baranowiczach rodziców. Przy tej okazji zamierzał również wziąć udział w wyborach w miejscu zameldowania. W niedzielę 9 sierpnia odwiedził go wieloletni przyjaciel, a zarazem współbrat, ks. Alaksandr. On również pochodzi z Baranowicz, a obecnie pracuje w Grodnie. Jak relacjonuje ojciec ks. Eudarda i jego imiennik – też Eduard, po niedzielnym obiedzie i głosowaniu duchowni postanowili pójść na spacer. Kontakt z nimi urwał się około 22.00. Rodzice i przyjaciele telefonowali pod numer alarmowy milicji 102, który jednak przez cały czas był zajęty.
W poniedziałek 10 sierpnia rano Eduard Sinkiewicz senior pojechał na baranowicką komendę, gdzie już wisiały listy zatrzymanych poprzedniego dnia osób. Znalazł tam nazwiska syna i jego kolegi. Duchowni znajdowali się w areszcie tymczasowym, gdzie też odbyła się rozprawa. Z powodu dużej liczby aresztowanych skazywano taśmowo. W piątek 14 sierpnia przeniesiono ich do aresztu śledczego, o czym brata ks. Eduarda powiadomił znajomy, który dzielił z nimi celę i został wcześniej zwolniony.
– Znajomy wyszedł bardzo przygnębiony. Opowiedział, że Eduarda i Alaksandra nie bili, ale przez cały czas poddawali presji psychologicznej i zabierali na niekończące się przesłuchania. Teraz, przed weekendem, milicja się boi, że ludzie znowu wyjdą na ulice, więc opróżnia areszt tymczasowy, by było gdzie wsadzać kolejnych. Znajomy twierdzi, że w areszcie tymczasowym nie biją. Strasznie znęcają się za to w śledczym. Sprzedawczyni, która pracuje w pobliskim sklepie powiedziała, że chce się zwolnić, bo nie może już wytrzymać krzyków i jęków dochodzących zza murów aresztu – opowiada Walancin Sinkiewicz.
Według jego słów, milicja i sąd zapewne wiedzą, że zatrzymani są osobami duchownymi.
– Mieli na sobie świeckie ubrania. Mój brat jest człowiekiem bardzo uczciwym i dobrym i nigdy nie wykorzystałby faktu, że jest księdzem, żeby poprawić swoją sytuację. Myślę jednak, że wszyscy i tak wiedzą, kim jest. Nie potrafię zrozumieć, dlaczego ich w ogóle zatrzymali. Czy księża, których bronią jest modlitwa, mogą stanowić jakiekolwiek zagrożenie?
Jak twierdzi Walancin Sinkiewicz, w Baranowiczach dochodzi do nieprawdopodobnych rzeczy. Do aresztu z Lachowicz przyjechał jeden z katolickich duchownych z wodą dla więźniów, ale funkcjonariusze na jego gest zareagowali wręcz z agresją. Ten się przestraszył się, że i jego mogą aresztować.
Znajomy opowiedział Walancinowi, że był w Baranowiczach na pokojowej akcji protestu, gdy nagle, jak spod ziemi, pojawili się OMON-owcy i zaczęli bić wszystkich wokoło. Rozpoznał on w jednym z nich swojego sąsiada z klatki obok, którego nawet nie podejrzewałby, że jest zdolny do tak nieludzkiego zachowania. Po Baranowiczach chodzą słuchy, że funkcjonariusze przed akcją otrzymują środki psychoaktywne.
– Matka Eduarda zbytnio przeżywa to, że go zamknęli. Wiadomo – jak każda matka. To ból, serce krwawi… Ja codziennie dyżuruję pod aresztem. Przygotowujemy z żoną paczki. Zanosimy je też księdzu Alaksandrowi, bo obydwoje jego rodzice już nie żyją – mówi Eduard Sinkiewicz senior.
Jak twierdzą bliscy ks. Eduarda, władze kościelne są poinformowane o zatrzymaniu duchownych.
ws,mb/ belsat.eu