Katarzyna Bonda: Na spotkania promocyjne „Okularnika” przychodziły bojówki ONR


Sprzedana w ponad 50 tys. egzemplarzy książka to chyba najlepszy sposób, by przyciągnąć uwagę polskich czytelników do problemów białoruskiej mniejszości w Polsce.  Bohaterowie “Okularnika” oglądają Belsat, dobrze znają dokumentalne filmy Jerzego Kaliny, słuchają Radia Racja i rozmawiają po białorusku. Akcja najnowszej powieści Katarzyny Bondy, toczy się w jej rodzinnych stronach, czyli w Hajnówce.

Książka nie tylko opowiada o codzienności polskich Białorusinów, lecz porusza kontrowersyjne tematy w białorusko-polskiej historii – pacyfikacji podlaskich wsi przez oddział antykomunistycznego podziemia pod dowództwem kpt. Romualda Rajsa „Burego”.  Fabuła jest częściowo osadzona w realiach powojennych, kiedy na Podlasiu członkowie antykomunistycznego podziemia nazywani dziś żołnierzami wykutymi dokonali pacyfikacji kilku białoruskich wsi. Zginęło w nich 79 osób, w tym ciężarna babcia autorki.

Śledztwo IPN potwierdziło, że odpowiedzialność za mordy ludności białoruskiej ponosi jeden z żołnierzy wyklętych Romuald Rajs “Bury”. Głównym motywem pacyfikacji było podejrzenie Białorusinów o współpracę ze służbami bezpieczeństwa Polski Ludowej i wrogie nastawienie do działaczy polskiego podziemia antykomunistycznego. Sprawę komplikuje fakt, że “Bury” i kilku jego żołnierzy  zostali oskarżeni o mordy na cywilnej ludności przez komunistyczne władze. Jednak na karę śmierci zostali skazani de facto również za walkę o niepodległość Polski. Białorusini szybko przystosowali się do życia w systemie komunistycznym. I obawiając się zemsty ze strony Polaków latami  milczeli nt. zbrodni często okłamując swoich bliskich.

W rozmowie z Belsatem Katarzyna Bonda opowiada, dlaczego “Okularnik” nie jest historią walki dobra ze złem, tłumaczy dlaczego wybrała białoruskie liceum, choć nie bardzo uważa się za Białorusinkę i co najbardziej ją przeraziło podczas wyjazdu na Białoruś.

 

Справка
Katarzyna Bonda – autorka najbardziej kasowych polskich kryminałów. Do swoich książek wprowadziła postać „profilera” – specjalisty odpowiedzialnego za stworzenie portretu psychologicznego przestępcy. Powieść „Okularnik” jest drugą częścią trylogii poświęconej przedstawicielce tej profesji-Saszy Załuskiej. W Hajnówce trafia ona na tradycyjny białoruski ślub stając się świadkiem nieoczekiwanych zdarzeń. Panna młoda zostaje porwana i przepada bez śladu. Jest to czwarte z kolei zniknięcie młodej kobiety w okolicy. “Okularnik” to slangowe określenie Mercedesa W210, który zawsze pojawia się w pobliżu miejsca porwania. Miasteczko staje się sceną krwawych porachunków, których przyczyna tkwi w niedawnej przeszłości i dotyczy powojennych pogromów białoruskich wsi na Podlasiu dokonanych przez antykomunistyczne podziemie.

Fotografia z profilu FB Katarzyny Bondy

 

Jak “Okularnika” odebrano w Hajnówce?

Ludzie mają dystans, biorą też pod uwagę, że jest to fikcja literacka. A ci, którzy walczą, by o tym temacie mówiono są mi wdzięczni. To jest zamknięty typ społeczności – małe miasteczko, o zaledwie ok. 20 tys. mieszkańców, gdzie wszyscy wszystko wiedzą i zaglądają sobie do okien. Jednak nikt o tym nie mówi, żeby się nie narażać. Mam na myśli to, co się stało w 1946 roku. Prawie 60 lat nikt o tym nie mówił, choć wszyscy wiedzieli.

Jednak w 1997 roku doszło do powtórnej ekshumacji, to ktoś musiał o tym powiedzieć?

Potrzebne było pojawienie się czwartej [powojennej – red.] generacji (ja jestem trzecią), żeby zaczęto o tym mówić. Chodziłam tam przecież do szkoły, do liceum i nigdy o tym nie słyszałam. Polscy Białorusini mają tendencje do tego, żeby być “dobrymi ludźmi”, miłymi, uległymi. Zawsze mnie to wkurzało. Przez to, że się zgadzają, kolaborują z różnymi opcjami, godzą się na pewne elementy konformistycznie, nigdy nie było sytuacji, że mogli mieć jakiegoś silnego sojusznika, ponieważ raz z tymi, raz z tamtymi, a najlepiej milczeć, no bo milczenie jest złotem, tak?

Ta sprawa nie ma opcji czarno-białej, że ktoś jest bardzo zły, a ktoś jest bardzo dobry i mamy tutaj zderzenie dobra ze złem. To nie są “Gwiezdne wojny”. To jest przestrzeń tak skomplikowana, dużo jest niuansów w tym wszystkim. Nie jest moim zadaniem analiza historyczna, ponieważ nie pisałam dokumentu. Użyłam tego elementu do rozegrania intrygi kryminalnej. A ona ma to do siebie, że oczywiście muszę te rzeczy zbadać, natomiast nie biorę odpowiedzialności za rozważania historyczne.

Kiedy odkopałam tę historię i zaczęłam rozmawiać z mamą, ona zasłaniała się niepamięcią, że miała wtedy kilka lat, a potem zaczęła wręcz się bać o mnie, choć to jest bardzo odważna kobieta i dosyć ekscentryczna jak na tamte warunki. Mówiła: “Nie rób tego, przecież to będzie sypanie soli na rany niektórym osobom”. Ale jak przeczytała książkę, zadzwoniła do mnie i powiedziała, że to jest najpiękniejszy dla niej prezent.

Справка
[vc_single_image image=”3″ img_size=”large”]

W 1946 r. Białorusini nie bali się postawić włądzy. Nie chcieli opuścić Polski w ramach repatriacji i wyjechać na sowiecką Białoruś.

Bo dla nich ziemia była najważniejsza. „Bo to jest mój dom, tutaj się urodziłem, tutaj się urodził mój dziad i ja tutaj zostanę”. I ten bunt skutkował choćby tym, że oni [polskie władze komunistyczne – red.] nie puściły za “Burym” oddziału pościgowego.

Już w tej chwili jest niezwykle trudno ocenić, co jest prawdą, co ideologią, a co subiektywnym elementem czyjejś pamięci. Wszystkie osoby, które cokolwiek pamiętały, już w większości nie żyją. Reszta najpierw próbuje się dowiedzieć, z której strony jesteś, i w zależności od tego przedstawiają różną prawdę. Jest to mega wkurzające, żeby nie powiedzieć brzydziej. Jak przychodzę i mówię, że jestem potomkinią kobiety, która również zginęła, to wtedy inaczej rozmawiają. Gdybym przedstawiła się jako ktoś inny, to by opowiedzieli inną prawdę. I dlatego nie są dla nikogo wiarygodni.  Ale fakt pozostaje faktem, pogromu dokonano, ludzi zamordowano, ileś wsi zniknęło z mapy.

Czy w Hajnówce rzeczywiście można spotkać białoruskich nacjonalistów, jak było napisane w zapowiedzi do Okularnika” w jednej z księgarni internetowych?

Tak, ale według mnie jak to Białorusini nie są za bardzo groźni. […] Jak z nimi rozmawiam, to oni są tacy jak z tych wierszy Krapiwy i Kupały [białoruscy poeci – red.], – chodzą w tych łapciach, to jest mniej więcej ten typ.

Dla mnie natomiast przerażające jest to, że tamtejsi ultra-Polacy to są ludzie  w większości pochodzenia białoruskiego. A jednocześnie oni jadą do[białoruskich – red.] wsi z okazji rocznicy pogromu i robią tym starszym osobom rodzaj młyna. Przyjeżdżają w swoich ciuchach, z wystrzyżonymi głowami, ustawiają się w szeregi, stoją i patrzą. Dla tych starszych ludzi to jest przypomnienie tego wszystkiego, co było.

[/note][vc_single_image image=”5″ img_size=”large”]

Справка

Dlaczego to robią? 

Młodzi potrzebują bohatera, potrzebują mieć autorytet. U siebie w domu nie mają autorytetu. Nie są w stanie pogodzić się z pewnymi rzeczami, na przykład, że mają rodziców, którzy rzeczywiście byli komunistami. Dlatego nie akceptują pewnych zdarzeń, które miały miejsce. Z tego wynika ten cały bunt.

Poza tym dochodzi bieda, często  na poziomie nędzy. Bezrobocie. Żadnych perspektyw. Frustracja rośnie. Większość z nich nawet nie ma wykształcenia. Jest jeszcze kwestia kompleksów, nie są w stanie sobie poradzić w dużym mieście. Te rzeczy rzutują na to, że młody człowiek potrzebuje kogoś wielbić, na kimś się wzorować, jest w takim wieku, że musi mieć jakiegoś idola.

Na przykład “Burego”.

Nie tylko, bo “Bury” nie żyje, “Bury” to awatar. Jest cała masa frustratów z pokolenia 30- i 40-, 50-latków czasem, którzy zostali wyautowani przez system, zajmują stanowiska niższe, aniżeli ich umiejętności i wykształcenie. A zostali wyautowani przez sitwę, ponieważ władzę z pokolenia na pokolenie trzymają te same osoby. I te sfrustrowane osoby werbują sobie młodą gwardię, która głosi, oczywiście, hasła szczytne: Bóg, honor, Ojczyzna. Musisz być zawsze gotów, ponieważ w każdej chwili może być wojna, ponieważ walczymy o prawdziwą Polskę, zobacz: żołnierzy wyklęci poświęcili swoje życie i ty też możesz zrobić to samo. Nadają sens swojemu życiu. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, jak wiele jest w Polsce takich osób.

[vc_single_image image=”7″ img_size=”large”]

I tu się dowiadują z “Okularnika”, że ich bohaterzy walcząc o niepodległość, popełnili zbrodnie.

Mówią, że żyjemy w różnych Polskach, że to jest niemożliwe, takie rzeczy się nie zdarzają. Niektórzy wręcz podważają dokumentację, że nie było czegoś takiego. Jak wychodzi, że wszystko jest oparte o materiały z IPN, zaczynają mówić, że to odwracanie kota ogonem.

Były takie sytuacje, jak jeździłam po Polsce z promocją “Okularnika”, że przychodziły na spotkania bojówki, na przykład ONR, czoś w większości wypadków ci ludzie nie czytali książki. Jeden z ciekawszych przypadków miałam w Wielkopolsce. Jak zobaczyłam szpaler takich osób, przypomniała mi się scena, którą opisuję w książce [jak młodzi narodowcy przyjeżdżają do wioski, gdzie mieszkają potomkowie zabitych podczas masakry – red.]. I rzeczywiście przyznam się, że obawa była. Było ich dużo, stali z założonymi rękoma, czuło się agresję, siłę.

Co Pani zrobiła? 

Po spotkaniu zaprosiłam ich na rozmowę do pobliskiej kawiarni. No i proszę sobie wyobrazić, że  z nich wszystkich pozostał tylko jeden, przywódca. Pozostałych rozmowa nie obchodziła, chcieli się nastukać. Ale ten ich przywódca był niezwykle łebski. Kiedy z nim rozmawiałam doszliśmy do wniosku, że te nasze ideały są podobne, ale podchodzimy do sprawy zupełnie inaczej. Rozmawialiśmy o “Burym”, który jest dla nich jakby postacią z komiksu, czyli nie ma żadnych cech negatywnych. Tak oni to postrzegają, że to nie jest człowiek, tylko bohater. Ale jeżeli się trafia na kogoś, kto zaczyna myśleć, to od momentu kompletnej agresji przechodzi się do szczerej rozmowy. Ten facet nigdy nie był w Hajnówce i być może ta “Narodowa Hajnówka”, która walczy o cześć “Burego”, dla niego prezentowała szczytne ideały i wręcz tępiłby tych Białorusinów, którzy są po drugiej stronie.

Справка
[vc_single_image image=”9″ img_size=”large”]

Czy w trakcie pracy nad książką oglądała Pani Biełsat?

Tak, korzystałam z programów, które macie na stronie internetowej. Bardzo ciekawy jest też ten film Kaliny o Fioniku [“Siewca”  red.].

Co sprowadziło Panią do IPN? Praca nad książką, czy jednak powody rodzinne?

Jak dowiaduję się o tym, co będzie mi potrzebne do fabuły, szukam do dokumentów źródłowych. Dopiero w IPN dotarłam do pewnych rzeczy, które doprowadzały mnie do coraz większych odkryć. Po tym pojechałam do tych wszystkich wsi, gdzie rozmawiałam z ludźmi. I to było masakryczne. Wtedy nawet nie brałam pod uwagę, że to wejdzie tak szeroko do fabuły, ponieważ książka była prawie gotowa, musiałam ją przepisać.

Jak się Pani dowiedziała, że ta historia ma związek z rodziną?

Wiedziałam, że babcia zginęła w czasie wojny, mówili mi, że zastrzelił ją niemiecki czołg. Kiedy pojechałam do tych wszystkich wsi (bo w książce jest tylko jedna, a było ich sześć czy siedem), w trakcie śledztwa klocki zaczęły się składać. Absurdalne jest, że byłam oszukiwana. I rodzi się Pani pytanie: dlaczego. Bo to, że “Bury” skasował tyle osób, że dokonywali z oddziałem tak strasznych rzeczy, to się działo, bo była wojna. To nie jest tak, że on był jedyny. Jest cała masa takich postaci, które jednocześnie są bohaterskie, a z drugiej strony robiły rzeczy tak bestialskie. Nie jest  moim zadaniem oceniać, czy on był bardziej bohaterem, czy bardziej mordercą. Dla mnie ważniejsze jest zaufanie do rodziny.

Rozmawiałam z facetem, który jest synem zamordowanego w pogromie. On chciał doprowadzić do ekshumacji zabitych wozaków. Tu niewiele takich ludzi, którzy mają odwagę coś robić. Ale jest to bardzo zamożny człowiek, który może sobie na to pozwolić. Opowiadał swoją historię i potem dał mi notatki. Robił je na potrzeby filmu, który nie powstał. Telewizja, która miała to robić, wycofała się, nie wiadomo z jakich przyczyn. Moja babcia była w siódmym miesiącu ciąży, miała 29 lat. Wszystko się zgadzało. To było straszne, co tam się działo w czasie pogromu, ale o wiele dla mnie straszniejsze są zeznania ludzi. Jak otworzyli IPN, ponownie zaczęto przesłuchiwać te osoby i to, co oni mówili, w jaki sposób próbowali się wymiksować od złożenia zeznań… Jak ktoś próbuje się wybielić, jak ktoś nie ujawnia prawdy i zaprzecza ewidentnemu popełnionemu złu…

 

Uważa się Pani za Polkę czy za Białorusinkę?

Nie wiem. Może zacznijmy od tego, że za bardzo nie jestem religijna, w przeciwieństwie do moich rodziców (tata już nie żyje). Dla nich wyznacznikiem narodowości była ziemia i wiara [prawosławna – red.]. Biorąc pod uwagę te rzeczy, to pochodzę z tamtej ziemi i pochodzę z tamtej wiary. Ale na razie jestem jak w stuporze, muszę się pozbierać. Na pewno mam taką mentalną skłonność, nawet biorąc pod uwagę, jakie książki piszę, w jaki sposób je opowiadam i jakie one są grube. Na pewno, to jest bardzo wschodnie. Bardzo lubię te bizantyjskie klimaty łącznie ze słoniną z cebulą [uśmiecha się]. Te wszystkie elementy we mnie są. Uważam, że jestem egzotyczna. A kim jestem narodowościowo? To jeszcze chwila.

Dlaczego chodziła Pani do białoruskiego liceum?

Bo było lepsze.

Łatwiej się było dostać na studia?

Dostałam się na trzy kierunki, ale nie dlatego, że skończyłam białoruskie liceum, a dlatego, że jestem świetna! Mam koleżanki, które poszły w tę, białoruską stronę, i to jest straszne. W szkolnej ławie miały czerwone paski na świadectwach, a ja nie. Jedna skończyła w Mińsku międzywydziałowe prawo międzynarodowe, druga studiowała germanistykę. I zostały w Hajnówce, jedna jest nauczycielką, druga przez dłuższy czas nie mogła znaleźć pracy. To jest zmarnowany talent. Bo ten papier, który otrzymała [dyplom o ukończeniu studiów wyższych na Białorusi – red.], nie znaczy tutaj wiele. Moja mama bardzo chciała, żebym jechała na Białoruś studiować, bo nie trzeba było zdawać egzaminów. Ale ja bardzo lubię wyzwania, więc w ogóle nie było takiej opcji.

Odwiedziła Pani kiedyś Białoruś?

Byłam raz na koloniach w Grodnie i raz w Mińsku na wymianie uczniowskiej. Ogólnie podobało mi się. To, co było dla mnie przerażające, że oni w ogóle nie rozumieli, co mówię po białorusku. Trzeba było z nimi po rosyjsku rozmawiać. To było straszne. Wspaniałe były te monumentalne budynki komunistyczne, te puste place. Nawet miałam taki pomysł, żeby jechać tam na wycieczkę kiedyś, ale jakoś to upadło.

Teraz już Pani  nie zamierza?

Nie wykluczam. Jeżeli będę pisała książkę, o której mówiłam [o pacyfikacji na Podlasiu  red.], to bardzo możliwe, że tam pojadę.

Inga Astraucowa, belsat.eu

Zdj. główne pochodzi z profilu FB Katarzyny Bondy

Aktualności