Kalinowski i inni powstańcy styczniowi zostaną pochowani na Rossie w Wilnie. Władze Litwy nie mogą na razie spełnić prośby przedstawicieli białoruskiej inteligencji i oddać szczątków białoruskiego bohatera narodowego. Dlaczego? I jakie jest stanowisko władz w Mińsku?
Wilno szykuje się do uroczystego pogrzebu Wincentego Konstantego Kalinowskiego, przywódcy powstania styczniowego na ziemiach dzisiejszej Litwy i Białorusi. Delegacja z wicekanclerzem rządu na czele odwiedziła wczoraj cmentarz na Rossie. Restaurowana jest tam kaplica – panteon powstańców.
Równocześnie o przekazanie szczątków Kalinowskiego starają się przedstawiciele białoruskiej inteligencji. Chcą, by w kraju stanęło mauzoleum bohatera, które miałoby przypominać współczesnym Białorusinom o konieczności obrony ojczyzny do końca. Sygnatariusze listu uważają, że taki symbol jest potrzebny w czasach, gdy Białorusi zagraża połknięcie przez Rosję.
Ich zapędy studzą jednak władze Litwy.
– Niezbędna jest dyskusja na Litwie, ale także na Białorusi. Nie mówimy kategorycznie “nie”, ale obecnie ta kwestia nie jest rozpatrywana. Pogrzeb przywódcy i uczestników powstania odbędzie się w tej kaplicy – powiedział wicekanclerz Rządu Litwy Deividas Matulionis.
Uroczysty pogrzeb powstańców styczniowych odbędzie się 22 listopada. Weźmie w nim udział delegacja białoruskiej społeczności obywatelskiej i inteligencji twórczej, a także przedstawiciele oficjalnych władz w Mińsku. Udział białoruskiego rządu potwierdził już minister spraw zagranicznych Uładzimir Makiej podczas spotkania z szefem MSZ Litwy Linasem Linkevičiusem. Współorganizatorem uroczystości jest też Polska, a zaproszeni zostali na nią także przedstawiciele pozostałych państw byłej Rzeczpospolitej Obojga Narodów – Łotwy i Ukrainy.
Nie można liczyć na to, by przez te dwa miesiące Litwa zmieniła zdanie. Dyskusja na temat symboli narodowych zazwyczaj prowadzona jest na najwyższym szczeblu, a Kalinowskiego za swojego bohatera uważają zarówno Białorusini, jak Litwini i Polacy.
– Mówiąc szczerze, istnieje obecnie zagrożenie utracenia Białorusi jako niepodległego państwa. Kalinowski jako symbol antymoskiewskiego sprzeciwu, który walczył o niepodległą i wolną Białoruś, jest bardzo potrzebny krajowi, o który walczył – tłumaczy poseł litewskiego Sejmu Mantas Adamenas.
Jednak władze w Mińsku nie pałają uczuciem do bohatera narodowego, mówi prezes organizacji Białoruska Pamięć Narodowa Anatol Michnawiec.
– Skoro te szczątki zostały odnalezione, w białoruskim społeczeństwie musiała rozpocząć się dyskusja. Trzeba postanowić, co robimy dalej. Ale takiej dyskusji nie było. Co roku tam jeździliśmy, oddawaliśmy cześć Kalinowskiemu, prowadziliśmy rozmowy z Litwinami, jak to teraz będzie wyglądać. Ich reakcja była taka: białoruskie władze nie są zainteresowane, więc pochowamy ich w Wilnie – mówi Michnawiec.
Równolegle do dyskusji o pogrzebie powstańców styczniowych, Białorusini zaczęli mówić o problemie ich miejsca w białoruskiej pamięci narodowej.
– Mówienie o jakiejś państwowej polityce pamięci narodowej to mówienie o tradycjach sowieckich. Pamięci narodowej na Białorusi nie ma. Powstanie Kościuszki [insurekcja kościuszkowska], powstanie Kalinowskiego [powstanie styczniowe] i powstanie słuckie, białoruski ruch narodowy i tysiące bohaterów – wszystko to powinno być upamiętniane, ale władze państwowe tego nie robią – dodaje prezes Białoruskiej Pamięci Narodowej.
Jednak historia pamięta przypadki przenoszenia na Białoruś szczątków bohaterów narodowych. W 1910 roku do Połocka wróciły z Kijowa relikwie świętej księżniczki-mniszki Eufrozyny Połockiej. Na Ukrainę trafiły wcześniej z Jerozolimy, gdzie zmarła patronka Białorusi.
W ubiegłym roku ze szwajcarskiego Fryburga do Mińska sprowadzono prochy Magdaleny Radziwiłł. Potomkini potężnego rodu magnackiego uważała się za Białorusinkę i przed rewolucją bolszewicką wspierała białoruski ruch narodowy.
Istnieje też inicjatywa przeniesienia na łono ojczyzny klasyka białoruskiej literatury Maksima Bahdanowicza. Poeta, prozaik, krytyk literacki, historyk, tłumacz literatury niemieckiej i francuskiej spoczywa na anektowanym przez Rosję Krymie.
Julia Cialpuk, pj/belsat.eu