Urzędowe pismo otrzymał opozycyjny polityk Paweł Siewiaryniec, który domagał się też wyłączenia rosyjskich kanałów telewizyjnych. Odpowiedź przyszła z miesięcznym opóźnieniem.
Zgodnie z prawem, odpowiedź musiała być gotowa po dwóch tygodniach. W przypadku „skomplikowanego charakteru sprawy” – po miesiącu, ale nie później niż 19 stycznia tego roku.
Pismo podpisał wiceszef prezydenckiej administracji Walery Mickiewicz, który wyjaśnił w nim, że zaprzestanie transmitowania rosyjskiej telewizji będzie „niezgodnym z prawem ograniczeniem wolności słowa”.
Naszą telewizję nazwano w piśmie „zagranicznym środkiem masowego przekazu”, którego dziennikarze muszą być akredytowani przez białoruski rząd.
„Oczywiście nie należy oczekiwać od Łukaszenki realnej obrany niepodległości i pełnej wolności słowa dla niezależnych mediów. Wszystkie te kroki będzie musiała zrobić nowa władza. Ale odpowiedź potwierdziła, że reżim jak wcześniej, jak zahipnotyzowany królik przed dusicielem, patrzy na kremlowski ekran” – uważa Siewiaryniec.
Akcję poparcia Biełsatu zorganizowali przed gmachem administracji prezydenta pod koniec ubiegłego roku opozycyjni politycy i działacze społeczni. Wśród nich był też Paweł Siewaryniec, który przekazał urzędnikom dokument zawierający m.in. apel o zalegalizowanie działalności Biełsatu na Białorusi.
WD, belsat.eu