Uczcili wspólnie pamięć niewinnych ofiar stalinowskich oprawców: w Homlu odbyło się spotkanie przedstawicieli trzech inicjatyw, które zajmują się poszukiwaniami miejsc masowych egzekucji.
– „Nikt nie jest zapomniany, nic nie jest zapomniane” – tak mówi się o tych, którzy walczyli podczas II wojny światowej. Ale rozstrzelani przez państwo sowieckie są dziś porzuceni, zapomniani i zakopani w ziemi. I warto, żeby o nich też wspominano, bo to bardzo wielu ludzi, którzy mają potomków mieszkających dziś na Białorusi – mówi Ihar Stankiewicz z inicjatywy „Kabylanki. Rozstrzelani w Orszy”.
Pod Orszą stalinowscy oprawcy mordowali niewinnych ludzi na Górze Kabylackiej, a pod Witebskiem – we wsi Chajsy. Pod Homlem miejsca, w których funkcjonariusze NKWD rozstrzeliwali swoje ofiary, znajdują się w pobliżu 9. kilometra szosy na Czernihów.
Przedstawiciele inicjatyw społecznych z Homla, Orszy i Witebska porozumieli się, że będą współpracować na rzecz przekazywania prawdy potomkom ofiar. Chociaż wciąż nie jest to prosta sprawa.
– Ludzie odczuwają strach przed tamtą władzą, która to robiła. I przed tą władzą, reżimem Łukaszenki, spadkobiercami tamtej władzy – wyjaśnia Jan Dziarżaucau z inicjatywy „Chajsy. Witebskie Kuropaty”.
Uczestnicy spotkania zaproponowali przygotowanie interaktywnej mapy miejsc egzekucji. Znalazłyby się na niej współrzędne GPS, nazwiska rozstrzelanych i ich zdjęcia.
– Trzeba wywołać taką falę, społeczną falę, która zaczęłaby zwracać się do władz i żądać, aby po pierwsze otwarto dla nas archiwa, a po drugie – poszukiwano miejsc egzekucji. I nawet jeśli ich nie znają (tak mówią, może tak jest), niechby dano społeczeństwu możliwość oznaczać te miejsca – dodaje Ihar Stankiewicz.
Według danych białoruskiego badacza zbrodni stalinowskich Ihara Kuzniacowa, w kraju znajduje się co najmniej 48 miejscowości oraz ponad 100 innych miejsc, gdzie odbywały się egzekucje tzw. wrogów narodu. Tylko w podmińskich Kuropatach spoczywają szczątki od 30 do nawet 250 tys. rozstrzelanych przez NKWD.
Wital Babin, cez/belsat.eu