Graniczna wojna między Białorusią i Ukrainą o Rosz ha-Szana zakończyła się kompromitacją Łukaszenki. Chciał zaszkodzić Zełenskiemu, a kolejny raz pokazał, że jest zdolny do wywołania całkiem niepotrzebnego, międzynarodowego skandalu.
Młody ortodoksyjny Żyd staje przed kamerą i pokazuje uniesiony w górę palec. Powtarza przy tym:
– Łukaszenka, Łukaszenka good, very good! – powtarza przy tym. Ktoś z boku podpowiada mu jak te same słowa brzmią po rosyjsku. – Oczień charaszo Łukaszenka! – dodaje.
Na koniec wymawia z trudem nazwisko prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego, po czym rzuca jakieś niezrozumiałe przekleństwo i ze złością depcze po podłodze. Ten filmik pojawił się w piątek na kojarzonym ze służbą prasową Alaksandra Łukaszenki kanale w komunikatorze Telegram. Kolportowały go potem w Sieci prorosyjskie profile.
Nagrany był najprawdopodobniej w położonym przy granicy ośrodku służb granicznych. Filmik jest doskonałym podsumowaniem zamieszania, jakie próbowały zrobić władze z Mińska. Tylko po to, by zaszkodzić wizerunkowo Ukrainie i zemścić się na Zełenskim. Jak w przypadku wielu ostatnich operacji „specjalnych” służb Łukaszenki, także i ta skończyła się kompromitacją. Ukraiński parlament wydał uchwałę o nieuznawaniu wyborów na Białorusi jako wolne i uczciwe, otwierając tym samym drogę do nieuznania Alaksandra Łukaszenki za legalnego prezydenta po upływie jego obecnej kadencji.
Zarzewie konfliktu pojawiło się, kiedy pod koniec sierpnia ukraińskie władze zdecydowały o zamknięciu kraju dla obcokrajowców z powodu rosnącej liczby przypadków zakażeń koronawirusem. Już wtedy ukraińskie media spekulowały, że decyzja dotyczy wprawdzie wszystkich cudzoziemców, ale chodzi w szczególności o jedną grupę. O ortodoksyjnych Żydów, którzy planowali tłumnie przyjechać na Ukrainę – głównie do świętego dla społeczności chasydzkiej Humania i grobu rabina Nachmana, oraz do Bracławia, skąd pochodził cadyk. Tradycyjnie co roku do tych miejsc przyjeżdżały, głównie na święto nowego roku Rosz ha-Szana, tysiące ortodoksyjnych Żydów. Pandemia koronowirusa pokrzyżowała jednak w tym roku te plany. Władze w Kijowie poważnie obawiały się przyjazdu tysięcy pielgrzymów z Izraela i USA.
W Izraelu utrzymuje się wysoka liczba zakażeń. Wczoraj ponad 2 tys., a od początku pandemii – 188 tys., czyli tak naprawdę podobnie jak na Ukrainie, która ma prawie pięciokrotnie większą ludność. USA z niemal 7 mln. zakażeń w ogóle należą niestety do światowych liderów pod tym względem. Decyzja kijowskich władz była więc zrozumiała i powszechnie znana. A jednak kilka tysięcy pielgrzymów wybrało się w drogę na… Białoruś. Licząc na to, że skoro nie mogą przylecieć na jedno z kijowskich lotnisk: Boryspol czy Żuliany, albo do Odessy, to przynajmniej spróbują dostać się na Ukrainę drogą lądową. Co ciekawe – chasydzi nie próbowali dostać się na Ukrainę z Polski, Słowacji, Węgier, czy Rosji, ale właśnie z Białorusi. Choć były niepotwierdzone informacje o próbach przedostania się nielicznych obywateli Izraela z Mołdawii.
Pierwsi chasydzi pojawiali się w punkcie granicznym Nowa Huta na początku września. Między 14 a 17 września białoruscy pogranicznicy wbili pieczątki wyjazdowe w paszporty 1216 obywateli Izraela… Jedną czwartą stanowili nieletni. Cała ta grupa była następnie zawrócona po ukraińskiej stronie. Zarówno ukraińska straż graniczna, jak i MSZ prosiły nie raz białoruskie władze, by nie rozpowszechniały informacji, że granica między Białorusią a Ukrainą jest otwarta.
Tymczasem Mińsk w swoich oficjalnych komunikatach nie przestrzegał, a nawet delikatnie zachęcał pielgrzymów z Izraela, by próbowali dostać się na Ukrainę drogą lądową. Izraelczycy utknęli na „ziemi niczyjej” między Białorusią i Ukrainą. Zaczęły się protesty, nerwowa atmosfera. Dyplomaci z Mińska, Kijowa i Izraela przerzucali się oskarżeniami. Administracja Łukaszenki wzywała Ukrainę do otwarcia zielonego korytarza i wpuszczenia pielgrzymów.
Nie wiadomo w jakim stopniu białoruskie służby specjalne (a może również rosyjskie) działały w celu zainspirowania środowisk orotodoksyjnych do przyjazdu na Białoruś i dalej, podejmowania prób przedostania się na Ukrainę. Taką wersję utrzymują ukraińskie władze.
– Oni (Białorusini – przyp. aut.) celowo i umyślnie pozwolili obywatelom Izraela na przylot na Białoruś przez lotnisko w Mińsku, wbrew swoim własnym przepisom (dotyczącym koronawirusa – przyp. aut.) (…) W ten sposób reżim Łukaszenki celowo doprowadził Izraelczyków do niebezpiecznej sytuacji – mówił Jegienij Jenin, wiceminister spraw zagranicznych Ukrainy.
Jasne jest jednak, że Mińsk próbował wykorzystać sytuację do wizerunkowego uderzenia w Zełenskiego. Zwłaszcza wobec wpływowych środowisk żydowskich, z którymi powiązana jest zresztą duża część ukraińskiego establishmentu politycznego i biznesowego. I szczególnie w sytuacji Ukrainy dość często oskarżanej o antysemityzm (np. w przypadku organizacji nacjonalistycznych). Do tego Kijów miał w ostatnich latach sporo zatargów z Izraelem dotyczących problemów na granicy tego drugiego. Np. Izraelczycy robili bardzo szczegółowe kontrole przylatujących do Tel-Awiwu Ukraińców, posądzając ich, że chcą podejmować się pracy „na czarno”. Ukraińska służba graniczna rewanżowała się dokładnym sprawdzaniem deklarowanych środków pieniężnych i zawracaniem przylatujących do Kijowa izraelskich turystów i pielgrzymów.
Teraz białoruskie władze przygotowały dla zawracanych z ukraińskiej strony chasydów miejsca noclegowe i dostarczyły im żywność. Próbując przy okazji cały czas wykorzystywać sytuację i oskarżać Kijów o nieludzkie traktowanie przybyszy. Napięta sytuacja ostatecznie rozładowała się, kiedy w piątek zaczęło się święto Rosz ha-Szana. Pielgrzymi z granicy pojechali do białoruskiego Pińska, również miejsca kultu, choć mniej znacznego niż Humań. I tam świętowali.
Białoruskie władze zakładały, że prowokując kryzys na granicy skompromitują Wołodymyra Zełenskiego. Miała to być demonstracyjna zemsta, m.in. za coraz ostrzejszą krytykę Łukaszenki ze strony Kijowa. Za nie dopuszczenie do wyrzucenia z Białorusi na Ukrainę Maryi Kalesnikawej. A być może i za sprawę „wagnerowców” w której ukraińskiej służby maczały palce. Jeśli tak, to skutki operacji okazały się słabe. Wybuchł tylko międzynarodowy skandal, a władza Zełenskiego, mimo że początkowo była ostrożna wobec białoruskich protestów, teraz zaczyna się radykalizować i ostro potępiać Łukaszenkę.
Inne teksty autora w dziale Opinie
Michał Kacewicz/belsat.eu
Redakcja może nie podzielać opinii autora.