Informacja, że Rosja odetnie Białorusi kroplówkę kredytów rozsierdziła Łukaszenkę


Rosyjska gospodarka wpada w turbulencje, ale stać ją jeszcze na przyduszenie Białorusi. Tyle, że Moskwie nie chodzi tylko o pieniądze, ale o cele polityczne.

W ciągu ostatniego weekendu rosyjski rubel poważnie osłabł. W moskiewskich kantorach za dolara trzeba było zapłacić 68 rubli. To efekt zapowiedzi nowych, amerykańskich sankcji, które uderzą przede wszystkim w rosyjskie finanse i gwarancje obligacji państwowych. Ale również efekt pośredni osłabienia, również po zapowiedzi sankcji, tureckiej waluty, liry. Jednak kłopoty sektora finansowego i perspektywa wzrostu inflacji, nie przeszkadzają Moskwie w zwiększaniu nacisków finansowych na Białoruś.

W piątek agencja Reuters podała, że Rosja zamierza od października ograniczyć dostawy bezcłowej ropy naftowej i gazu płynnego (LPG). Według agencji Moskwa miała już zablokować wypłatę Białorusi ostatniej transzy kredytu Euroazjatyckiego Funduszu Stabilizacji i Rozwoju, oraz wstrzymać przelewy środków z rosyjskiego kredytu dla Mińska (na sumę 1 mld. USD). Wstrzymane miały być również wpłaty do białoruskiego budżetu cła eksportowego za rosyjską ropę naftową. Rosja ma również nie zaoferować Mińskowi oczekiwanego, nowego kredytu w 2019 r.

Kredytowa pętla

Stan białoruskich finansów zależny jest od dwóch czynników: dochodów z reeksportu rosyjskiej ropy i produktów powstających z przetwarzania tej ropy, oraz stabilnego dopływu kredytów zagranicznych i sprawnego żonglowania długami. W 2016 r. ratując finanse Białoruś wzięła 2 mld. USD kredytu w Euroazjatyckim Funduszu Stabilizacji i Rozwoju (EFSR).

Oprócz Rosji do tej kontrolowanej całkowicie przez Moskwę instytucji należy Białoruś, Kazachstan, Armenię, Tadżykistan i i Krigistan. Wypłacane od dwóch lat transze kredytu pozwalały stabilizować białoruskie rezerwy walutowe. Z poziomu nieco ponad 4 mld. USD, który zabezpieczał jedynie półtora miesiąca importu, rezerwy mają urosnąć do 7 mld. USD w tym roku. Znaczący wkład w poprawę białoruskich rezerw miała, oprócz zastrzyków kredytowych, również koniunktura na rynku paliw.

Reeksport rosyjskiej ropy i produktów jej pochodnych jest kluczowy dla białoruskiej gospodarki. Źródło; belrynok.ru

Jeszcze dwa lata temu Białoruś miała kłopoty ze spłatą bieżących zobowiązań, np. obsługą długu w Międzynarodowym Funduszu Walutowym. Sytuacja poprawiła się, ale kosztem całkowitego uzależnienia od Rosji. W ubiegłym roku kolejne kredyty dała Alaksandrowi Łukaszence Rosja. Np. tuż po rosyjsko-białoruskich manewrach wojskowych Zapad 2017, Mińsk dostał 700 mln. USD na spłatę wcześniejszych zobowiązań wobec Moskwy.

Przekraczające 40 proc. PKB zadłużenie zagraniczne ciąży białoruskim finansom. Bez regularnych wpłat transz kredytów z Rosji (i instytucji takich, jak EFSR) białoruskie finanse bardzo szybko znajdą się w zapaści. Aleksandr Łukaszenka w czasie wizyty w zakładach Homsielmasz wściekał się na rosyjskie przedsiębiorstwa, które w nieuczciwy sposób konkurują na rynku z białoruską produkcją.

– Rosja zachowuje się jak barbarzyńca wobec Białorusi, a my nie jesteśmy ich wasalami – grzmiał w ubiegły piątek białoruski prezydent.

Czytajcie więcej:

Tego samego dnia ukazała się depesza Reutersa. A rosyjskie ministerstwo finansów ociągając się, późno wydało dość dziwaczny komunikat, że Moskwa nie wstrzymała wypłat kredytów dla Białorusi przeznaczonych na budowę elektrowni atomowej. I ani słowa o głównej przyczynie konfliktu: białoruskim reeksporcie rosyjskiej ropy naftowej. A to wyraźna groźba wobec białoruskiego przywódcy.

Docisnąć Łukaszenkę

Od początku roku do maja na Białoruś trafiło 18 mln. ton rosyjskiej ropy naftowej. Zgodnie z rosyjsko-białoruskimi umowami w latach 2017-2019 Mińsk ma prawo eksportować za granicę 6 mln. ton ropy. Warunki handlu ropą są o tyle korzystne dla Białorusi, że surowiec trafia z Rosji w formule bezcłowej. A rosyjskie cło eksportowe zamiast do budżetu Federacji, trafia do kasy Alaksandra Łukaszenki. W sumie 2,5 mld. USD, czyli nawet 5 proc. białoruskiego PKB. W praktyce jest to rodzaj dotowania przez Moskwę białoruskiej władzy i kupowania jej lojalności.

Tyle, że władze w Mińsku zaczęły rosyjskiej pomocy nadużywać. Zdaniem rosyjskich nafciarzy Białorusini za pomocą sieci dziwnych firm reeksportują rosyjską ropę (a także gaz płynny) na Zachód, przez kraje nadbałtyckie oraz Ukrainę. I to zarówno w postaci przetworzonej na paliwa i produkty ropopochodne, jak i surowej. Od początku roku białoruski reeksport wzrósł trzykrotnie i zdaniem Rosjan przekroczył umówione limity.

Wypuszczona poprzez Reutersa informacja o wstrzymaniu wypłat kredytów i możliwej blokadzie dostaw ropy jest być może tylko środkiem nacisku na Mińsk. Na pewno wywołała panikę, gdyż odcięcie dwóch najważniejszych źródeł dochodu postawiłoby bardzo szybko Białoruś w stan bankructwa. Zresztą Rosjanie już stosowali szantaż ekonomiczny wobec Mińska. Wstrzymywali wypłatę kredytów, kiedy Białoruś ociągała się z płaceniem za gaz.

Tym razem jednak nie chodzi tylko o pieniądze. Rosja ma kłopoty finansowe, ale na utrzymywanie tak ważnego sojusznika, jak Białoruś, zawsze znajdą się środki. Co innego, jeśli ów sojusznik za bardzo ogląda się na Zachód i znowu próbuje szantażować Moskwę wizją poprawy relacji z Europą. Wtedy dokręcenie źródła taniej ropy i petrorubli ma charakter wyłącznie polityczny.

Michał Kacewicz/belsat.eu

 

Aktualności