Te niezwykłej urody jeziora mogłyby być białoruską atrakcją turystyczną. Ale nie są i być może nigdy nie będą. Dlaczego? Dowiecie się z tego filmiku. Kadry z powietrza naprawdę zapierają dech w piersiach…
Opublikowany przez Biełsat po polsku Środa, 1 sierpnia 2018
Piękne, choć niebezpieczne szmaragdowe jeziora Sińka i Zialonka pod Grodnem mogą zniknąć pod zwałami gruzu. Już teraz ścieżki rowerowe dookoła atrakcji zasypano wywrotkami cegieł i rur. W ten sposób władze Grodzieńszczyzny pozbywają się problemu – konieczności zapewnienia bezpieczeństwa nad “Grodzieńskimi Malediwami”.
Odkrywkowe kopalnie kredy Sińka i Zialonka od lat nie są wykorzystywane przemysłowo. Wypełniły się wodą, ich brzegi porósł las, a mieszkańcy Grodna pokochali je jako ulubione miejsca rekreacyjne. Zgodnie z przepisami, takie obiekty przemysłowe mogą być rekultywowane przez właścicieli (jeziora potrzebują zabezpieczenia urwisk, zejść do wody i wyrównania dna), a potem przekazane władzom lokalnym.
W tym wypadku było inaczej. Zbiorniki zostały oddane władzom Grodna bez wcześniejszej rekultywacji już w 2015 roku. Teraz w ramach “zabezpieczenia dojścia do wody” ścieżki i drogi dojazdowe zostały zablokowane gruzem budowlanym: pustakami, rurami i cegłami. Śmieci pochodzą głównie z pobliskiego państwowego zakładu taboru budowlanego Spiecautahaspadarka i również państwowego Kombinatu Materiałów Budowlanych (KBM).
Do otaczającego jeziora lasu miejskiego Pyszki wywieziono 30 wywrotek gruzu. Zawalono nim 200 metrów leśnej drogi.
– Na terenie KBM jest zakład przetwórstwa odpadów budowlanych. Po co wyrzucać gruz do lasu i niszczyć drogę? – pyta się Jauhien Filimonau z organizacji pozarządowej Ekamanitorynh.
– Jak się dowiedzieliśmy, gruz pochodzi z rozebranego osiedla wojskowego w Łapienkach. Zgodnie z prawem mogli to wszystko wysypać do wody, ale w żadnym wypadku nie w lesie – dodaje Filimonau.
Ekolog mówi, że rozmawiał już z kierownictwem KBM. Powiedziano mu, że pracownikom kombinatu “dopiekli” rowerzyści i motocykliści terenowi, dlatego zasypano drogę. Z czasem zakład ma wysłać ciężki sprzęt, by zepchnąć gruz do wody.
– Ale jak to zrobią, jeśli pomiędzy drogą i urwiskiem rosną drzewa? Chyba kosztem sosen i brzóz – zastanawia się Filimonau.
– Mój stosunek do zasypywania wyrobisk jest zdecydowanie negatywny – kontynuuje Filimonau. – Mówią, że kiedyś ktoś tam utonął, dlatego zbiorniki są niebezpieczne. Ale przecież bezpieczeństwo zależy od samych ludzi! W Niemnie też toną i w Jeziorze Jubilejnym. To co, je też zakopią? Te wyrobiska to cudowne miejsca, które warto uporządkować i wykorzystać ich potencjał turystyczny. A teraz są używane jako dzikie wysypisko.
Ekolog dodał też, że w Grodnie były już przypadki recyklingu odpadów budowlanych. Gdy rozbierano garaże przy ulicy Dzierzyńskiego, beton zmielono na tłuczeń, a deski na wióry – materiały te zostały ponownie użyte jako surowiec. W takim razie, zasypując jeziora gruzem, urzędnicy nie tylko niszczą przyrodę i marnują potencjał turystyczny, ale też marnują materiały budowlane, a więc są niegospodarni.
Zdjęcie: belsat.eu
Co więcej, problem z gruzem w lesie i jeziorach może stać wywołać międzynarodową aferę. Pięć lat temu las miejski Pyszki stał się miejscem realizacji projektu integracyjnego finansowanego przez Unię Europejską. Białoruś brała w nim udział wraz z Litwą i Łotwą. Za unijne środki nad brzegiem Niemna, ale także nad Sińką i Zialonką wybudowano drogi rowerowe, altanki i tablice informacyjne.
Ciekawe, czy unijni partnerzy Białorusi zostali poinformowani o tym, że dofinansowana atrakcja turystyczna jest przez państwowe zakłady wykorzystywana jako wysypisko śmieci?
AK, zdjęcie: Wasil Małczanau, pj/belsat.eu