Firmy budujące białoruską elektrownię atomową nie mają odpowiednich licencji


Dyrekcja utajnia przebieg prac nie tylko przed społeczeństwem, ale też samymi budowniczymi – rzekomo dla celów bezpieczeństwa.

Mieszkańcy rejonu ostrowieckiego – położonego wokół nowo budowanego obiektu przypominają o metodach ukrywania problemów konstrukcyjnych.

„Trzy lata temu była informacja, że pojawiły się szczeliny w podmurówce, którą kładli na budowie. I zaczęli tę podmurówkę wywozić po nocach i zakopali w kopalni piasku koło wsi Maćki” – mówi Mikołaj Ułasiewicz mieszkaniec wsi Woroniany.

Oficjalny optymizm

Administracja budowy widocznie w ten sposób chciała ukryć, że wystąpiły problemy. Podobnie stało się w przypadku innego wypadku. W lipcu br.  z wysokości kilku metrów podczas montażu spadł korpus reaktora. O czym najpierw poinformował miejscowy aktywista Mikałaj Ułachowicz. Władze, które przez kilka tygodni milczały, na koniec przyznały, że zdarzenie miało miejsce. Producent korpusu zobowiązał się do jego wymiany. Dyrekcja budowy zapowiedziała też, że rozwiąże kontrakt z podwykonawcą dokonującym feralnej operacji – rosyjską firmą „Siezam”. Jednak według nieoficjalnych źródeł – firma nadal wykonuje prace na budowie.

Jedyny w świecie wypadek upadku obudowy reaktora podczas instalacji, który miał miejsce w Ostrowcu mógł być spowodowany brakiem kwalifikacji podwykonawcy. By je sprawdzić  zwróciliśmy się do Biełbudcentru – narodowej agencji zajmującej się wydawaniem licencji dla firm budowlanych działających na Białorusi. Dokument taki musi otrzymać każdy wykonawca, również zagraniczny – i nawet najdrobniejszy podwykonawca. Jak poinformowano nas, licencji takiej nie otrzymała ani firma „Siezam”, ani moskiewski holding „Energoatominżyniring”, w której skład wchodzi pechowy podwykonawca.

„To jest wbrew prawu, ustawie i rozporządzeniom wydanym przez nasze ministerstwo. Jest to obowiązek” – podkreśla architekt Liawonij Zdaniewicz.

Wypadków było więcej

Niektórzy białoruscy podwykonawcy mogą pochwalić się licencją, jednak uprawniającą do przeprowadzania mniej skomplikowanych prac. Tymczasem na budowie tego typu jak elektrownia atomowa  wszyscy wykonawcy muszą posiadać licencje wyłącznie 1. kategorii. Jak wytłumaczył nam jeden z czterech głównych podwykonawców elektrowni – generalny inżynier spółki akcyjnej „Budauniki”, firma dopiero ubiega się o odpowiednią licencję.

„Posiadamy atestację 2. kategorii na wykonanie prac generalnych i obecnie znajdujemy się w stadium otrzymania licencji 1. kategorii” – tłumaczy główny inżynier „Budaunika” Aleksandr Tarnapowicz.

Firma działa na budowie od 2012 r. Na  początku wykonywała pomniejsze prace, ale dwa lata temu wygrała przetarg na wybudowanie szeregu kluczowych obiektów.

Specjaliści podkreślają, że białoruski system przyznawania licencji jest bardzo zbiurokratyzowany. Fakt, że przez dwa i pół roku jeden z głównych podwykonawców nie był w stanie go otrzymać nie musi świadczyć o jego niekompetencji. Niepokoi jednak, że władze są bezkompromisowe w kwestiach posiadania licencji u wykonawców na zwyczajnych budowach, a w przypadku elektrowni atomowej idą na kompromisy jeżeli chodzi o bezpieczeństwo. A wszystko po to, by zaoszczędzić czas i pieniądze.

Stanisław Iwaszkiewicz/Jb www.belsat.eu/pl/

Aktualności