“Łukaszenka rządzi Białorusią od 25 lat, inicjatywa Wolna Białoruś organizuje koncerty od 13 lat. Nic się nie zmienia. Na Wschodzie bez zmian” – tak na ostatni koncert z cyklu “Solidarni z Białorusią” zapraszali jego organizatorzy.
Tegoroczny festiwal odbył się nie na jednym z warszawskich placów, a w klubie Mała Warszawa. W sobotę na scenę wyszli Daj darohu! i Piatla pristriastija z Białorusi, ukraińska solistka daKooka i łódzka grupa Alles.
Marcin Regucki i Paweł Strzelec z polskiego zespołu w rozmowie z Biełsatem przyznali, że o festiwalu usłyszeli po raz pierwszy, gdy odezwali się do nich organizatorzy.
– Sprawdziliśmy, kto grał wcześniej, jak to wyglądało i zadziwiło nas (i wciąż dziwi), że to ostatni koncert. Dlaczego to ostatni koncert, skoro sytuacja wcale się nie zmieniła? – pytają muzycy.
Muzycy dodają, że nie można liczyć na pokonanie reżimu Alaksandra Łukaszenki za pomoc muzyki.
– Polski zespół Guernica y Luno śpiewał kiedyś, że “Piosenkami nie wydłubie się oczu. Tekstem nie wyleczy się choroby” – dodaje Strzelec, cytując słowa piosenki “Punk rock nie umarł”.
Lider grupy Daj darohu! Juryj Stylski twierdzi, że taki festiwal jak “Solidarni” może zmienić sytuację na Białorusi “w może dziesięciu procentach”.
– Możliwe, że jakoś pokrzepi serca, ludzie podniosą głowy i będą trochę weselsi – mówi Stylski. – Tu w Polsce czujemy więcej ducha wolności, są inne warunki, nie ma granic.
Lider Piatli pristrastija Illa Czrapko-Samachwałau nie zgadza się ze stwierdzeniem, że na Białorusi nic się nie zmienia.
– Zmiany są zauważalne, ale mam wrażenie, że zdecydowanie w gorszą stronę. Powiedzieć, że sytuacja znajduje się w stagnacji, nie mogę. Wiele kwestii zmusza do zastanowienia się nad tym, co się dzieje. Słuchać o możliwej “miękkiej aneksji” państwa i możliwej utracie państwowości. Mam nadzieję, że to fałszywe przeczucie, ale jest takie – mówi muzyk.
Według niego, muzyka może zmieniać ludzkie wnętrza, działając bezpośrednio na każdego słuchacza.
– Muzyka jest w stanie uratować człowieka przed samobójstwem, przepraszam za najradykalniejszy przykład. Ale podchodzili już do nas fani, którzy o tym mówili. I to jest warte każdych pieniędzy. Gdy człowiek się nie zabił, może dalej istnieć jako jednostka, członek społeczeństwa, narodu, Białorusi.
Piatro Dudanowicz, właściciel sklepu “Modnaja ciszotka” (biał. “Modny T-shirt”), który sprzedawał podczas koncertu ubrania z atrybutami białoruskich zespołów, także nie zgadza się ze stwierdzeniem, że na Białorusi bez zmian.
– Obserwuję wiele zmian w lepszą i gorszą stronę. Na przykład rośnie cena piwa – śmieje się Dudanowicz.
Poprosiliśmy przedsiębiorcę o porównanie dwóch organizowanych w Polsce białoruskich festiwali muzycznych – “Solidarni z Białorusią” i studenckiego “Basowiszcza”. Obydwie imprezy w tym roku odbyły się po raz ostatni. Według ich stałego uczestnika, były to zupełnie inne festiwale.
– “Basy” były ważniejsze dla białoruskich muzyków. Z kolei celem “Solidarnych” było zainteresowanie Białorusią obywateli Polski.
“Muzyka może coś zmienić – i zmienia. Festiwale pomagały białoruskim rodzinom ekonomicznie: można było przyjechać na “Basowiszcza” i zrobić zakupy w Polsce – dodaje Dudanowicz.
Inicjatywa “Wolna Białoruś” odmówiła Biełsatowi skomentowania końca 13-letniej historii festiwalu.
Pierwszy koncert “Solidarni z Białorusią” odbył się przed wyborami prezydenckimi na Białorusi w 2006 roku – jako odpowiedź na prześladowanie opozycji, walkę z wolnymi mediami i organizacjami społecznymi na Białorusi. Obserwując kampanię przedwyborczą wspólnego kandydata opozycji Alaksandra Milinkiewicza, Polacy uwierzyli, że Białorusini mogą wywalczyć demokrację. Organizatorzy postanowili wesprzeć Białorusinów duchowo z Warszawy, a także zapoznać Polaków ze współczesną kulturą sąsiadów ze wschodu.
W ubiegłych latach w festiwalu brału dział gwiazdy polskiej i białoruskiej sceny muzycznej: Kasia Nosowska, Czesław Śpiewa, Lawon Wolski, Zmicier Wajciuszkiewicz, Pomidor/OFF, Lao Che czy Lapis Trubieckoj. Między występami muzyków, ze sceny padały słowa wsparcia od takich osób, jak Andrzej Wajda, Maciej Stuhr i Agnieszka Romaszewska-Guzy.
dd,pj/belsat.eu