Fachowa współpraca i wzajemna nieufność: rosyjskie media o wizycie polskich śledczych w Smoleńsku


Niemal cały ubiegły tydzień na miejscu katastrofy prezydenckiego TU-154 pracowała delegacja śledczych i prokuratorów z Polski. Towarzyszyli im przedstawiciele rosyjskich służb, którzy przyjęli Polaków gościnnie, ale ze sporą dozą ostrożności. Tak przynajmniej wynika z opinii mediów, które relacjonowały to wydarzenie.

Daleko posunięta ostrożność

– Tak jak i wcześniej, współpraca ze stroną polską przebiega na wysokim poziomie profesjonalnym – komplementowała specjalistów z obu państw rzeczniczka Komitetu Śledczego Rosji (SKR) Swietłana Pietrienko.

Opinię tę zgodnie cytowały nie tylko centralne wydania w Moskwie, ale nawet regionalna Smolienskaja Narodnaja Gazieta. Chociaż już np. branżowy Wojenno-Promyszliennyj Kurier napisał bez ogródek, że „polskich śledczych powitano z daleko posuniętą ostrożnością”.

– Do Smoleńska po raz kolejni przybyli śledczy z Polski, przy czym celu ich wizyty faktycznie się nie ukrywa. To znalezienie dowodów na to, że samolot Lecha Kaczyńskiego został zniszczony przez jakieś urządzenie wybuchowe – stwierdził w artykule „Naga prawda o samolocie Lecha Kaczyńskiego” publicysta Aleksiej Griszyn.

Jak przekonuje autor, „Warszawa uparcie trzyma się wersji, którą przyniosły kaczki dziennikarskie”.

– Śledczy nie są oczywiście niczemu winni – przyznaje przy tym łaskawie. – Robią, co kazano, ale strona rosyjska przyjęła ich z daleko idącą ostrożnością, graniczącą z lekkim szyderstwem. Lub trollingiem, jeśli ktoś woli.

Zlecenie z góry?

Któż więc kazał śledczym robić to co robią? Odpowiedź na to pytanie zna rządowa Rossijskaja Gazieta, która poinformowała, że „polski wektor” odbioru katastrofy nagle zmienił się po zmianie władzy w Polsce, czyli od 2015 roku, kiedy do władzy doszło Prawo i Sprawiedliwość oraz jego przywódca Jarosław Kaczyński.

– Właśnie od tej chwili temat tragedii smoleńskiej zaczęto gwałtownie upolityczniać. Polska zaczęła oskarżać Moskwę o próby ograniczenia dostępu do szczątków samolotu, chociaż obecnie Polacy oglądają wrak już po raz 12 – przekonuje autor materiału Iwan Pietrow.

Skupił się on też na działalności komisji Antoniego Macierewicza, która opublikowała „szereg raportów z własnymi wnioskami, gdzie jako główną przedstawiano wersję o tym, że polski samolot prezydencki uległ katastrofie wskutek serii zaplanowanych wybuchów na pokładzie samolotu lub innymi słowy, wskutek „aktów terroru”. Rossijskaja Gazieta przypomina także o ekshumacjach ofiar katastrofy, które miały podobno „wstrząsnąć społecznością międzynarodową”.

Portal gazeta.ru przytacza zaś (co prawda nie powołując się na ich źródło), dane badań opinii publicznej, z których ma wynikać, że tylko 20 proc. Polaków wierzy w oficjalną wersję tragedii. Pozostali są ponoć przekonani, że katastrofę lotniczą „zaplanowano zawczasu”. Zamieszany w to miałby być albo Donald Tusk, albo niezadowolone z polityki Lecha Kaczyńskiego władze Rosji.

Artykuł, w którym pojawiły się te wątki, zatytułowano „Czynnik zewnętrzny. Polski prezydent rozbił się pod Smoleńskiem z winy załogi – Polacy nie wierzą.

„Insynuacje i destabilizacja”

– Jednak nie dość tego, że żaden z faktów nie potwierdza tych spiskowych teorii dziejów, to specjaliści są przekonani: wnioski Międzynarodowego Komitetu Lotniczego (MAK) są przekonujące i logiczne – stwierdza gazeta. ru.

Na poparcie tego stanowiska, w jednej ze swoich innych publikacji portal przytacza też słowa cytowanej już Swietłany Pietrienko:

– Dla specjalisty znającego prawa fizyki i aerodynamiki będzie absolutnie jasne, że biorąc pod uwagę zaistniałe uszkodzenia samolotu, żadnego wybuchu być nie mogło.

Ta wypowiedź rzeczniczki SKR brzmi niemal jak nacechowana ironią aluzja do wniosków komisji Macierewicza, którego nazwisko pojawia się w kontekście wizyty polskich śledczych w Smoleńsku raz jeszcze. Ale tym razem Pietrienko nie bawi się już w zawoalowane aluzje. Komentując najnowszą wypowiedź byłego szefa resortu obrony – nt. możliwości podmienienia przez Rosjan „czarnych skrzynek” – Pietrienko nazwała ją wprost „insynuacją i próbą zdestabilizowania normalnego procesu pracy”.

– Można odnieść wrażenie, że pan Macierewicz w ogóle nie wie, o czym mówi – taką odpowiedź oficjalnej przedstawicielki Komitetu Śledczego Rosji cytuje m.in. wpływowa gazeta Kommiersant.

Macierewicz, May, Poroszenko…

A inne „poważne” media chętnie przytaczają niepochlebne reakcje użytkowników rosyjskiego internetu, którzy nie szczędzą złośliwości pod adresem polskiego polityka.

– Nominacja „Idiota roku”: W sieci ironizują z powodu „zamiany” czarnych skrzynek samolotu Kaczyńskiego – taki tytułem opatrzyła swoją informację uważana za konserwatywną i prawicową telewizja Cargrad.

To z kolei reakcja na wpis autorstwa Armena Gaspariana, popularnego publicysty, dziennikarza radiowego oraz autora popularnonaukowych książek o historii Rosji w XX wieku:

– Stęskniliście się za byłym ministrem obrony Polski Macierewiczem? Znów działa – napisał Gasparian na swoim profilu w Twitterze.

Zaproponował on też, aby polskiemu politykowi przyznać nagrodę „Idioty roku”, do której jego zdaniem już dawno pretendują Petro Poroszenko, Arkadij Babczenko, Theresa May oraz trzy państwa bałtyckie.

Być może rzeczywiście taka próba sprowadzania wszystkiego do absurdu jest jakąś metodą. Jednak wymienione towarzystwo wręcz nobilituje: prezydent Ukrainy oraz przywódcy Litwy, Łotwy i Estonii nieustannie ostrzegają Europę przed agresywną polityką Moskwy, brytyjska premier i jej rząd coraz skuteczniej udowadnia, że za zamachem z użyciem „nowiczoka”w Salisbury stały rosyjskie specsłużby, a w obawie przed dokonaniem w podobnego zamachu na niego, zbiegły na Ukrainę z Rosji dziennikarz Nowej Gaziety Babczenko musiał sfingować własną śmierć.

Wszyscy oni mają zasadne powody, by nie ufać Rosji, a więc jeśli zdaniem cytowanego przez rosyjskie media prześmiewcy jest wśród nich również miejsce dla Macierewicza i jego podejrzeń, to akurat to szyderstwo chybiło celu…

cez/belsat.eu

Aktualności