– Przez dwa dni uczestnicy [nielegalnej] manifestacji chodzą po stolicy, gdzie im się podoba, przemawiają. Nikogo przy tym nie biją ani nie pakują do wozów milicyjnych – napisał Juryj Drakachurst na portalu Radia Swaboda.
Według publicysty “ta uliczna wolność” była bynajmniej “nie dla Zachodu”, zwłaszcza że władze najwyraźniej nie czują teraz potrzeby wykonywania gestów w tamtym kierunku. Świadczą o tym m.in. ostatnie wybory do parlamentu, w którym nie znalazł się żaden przedstawiciel opozycji.
– Władze są zainteresowane sukcesem akcji, ponieważ chcą także zachowania niepodległości – uważa Drakachurst.
Podobną opinię wyraził wcześniej jeden z głównych organizatorów weekendowych akcji i ich lider Pawieł Siewiaryniec.
Protesty w sobotę i w niedzielę trwały po wiele godzin, a uczestniczyło w nich odpowiednio około tysiąca i ok. 600 osób. To relatywnie dużo, w porównaniu z akcjami, które odbywały się w białoruskiej stolicy w ostatnim czasie, jednak obiektywnie mało, biorąc pod uwagę, że w Mińsku mieszka 2 mln ludzi.
– Okazało się, że dzisiaj publiczna demonstracja na rzecz niepodległości i przeciwko integracji, jest mu (prezydentowi Białorusi Alaksandrowi Łukaszence) na rękę, wzmacnia jego pozycję polityczną – ocenił ekspert.
Jak przypomniał, w 1996 roku w odpowiedzi na podpisanie pierwszej umowy integracyjnej z Rosją na ulice Mińska wyszły dziesiątki tysięcy ludzi. Drakachurst wskazał, że wtedy “Łukaszenka integracji bardzo pragnął”.
– Teraz role zmieniły się, a dalsze zbliżanie z Rosją to bezpośrednie zagrożenie dla jego władzy. Integracja to dzisiaj scenariusz narzucony przez Moskwę, przy pomocy którego (Łukaszenka) stara się jak najwięcej z Rosjan “wycisnąć”, ale przy tym nie oddając ważnych elementów suwerenności – twierdzi komentator.
– Dla protestujących zapewne nieprzyjemna była świadomość, że – nawet wznosząc hasła przeciwko Łukaszence – wzmacniają jego pozycję. I Łukaszence zapewne również nie było przyjemnie wydać rozkaz, żeby tym razem demonstracji nie rozpędzać. Kto jednak powiedział, że jedność narodowa to coś przyjemnego? – zauważył Drakachurst.
Jak ocenił, przebieg protestów był wyjątkowo pokojowy, co jest zapewne efektem obawy przed możliwym zastosowaniem siły, ale też w niemałym stopniu “wynika z narodowego charakteru, kultury narodowej”. Uczestnicy protestów na Białorusi chodzą tylko po chodnikach, zatrzymują się na czerwonym świetle i zazwyczaj są bardzo zdyscyplinowani.
Było to widać w niedzielę, gdy przed ambasadą Rosji manifestanci stanęli naprzeciwko kordonu sił milicyjnych OMON, a Siewiaryniec apelował o spokój i niedopuszczenie do prowokacji.
Część ekspertów w Mińsku jest przekonanych, że złagodzenie przez władze podejścia wobec protestów jest krótkotrwałym działaniem taktycznym, wynikającym z potrzeby chwili i wkrótce powrócą one do tradycyjnych praktyk ich administracyjnego i siłowego ograniczania.
Uznając weekendowe akcje za przejaw jedności narodowej, Drakachurst przestrzegł przed “romantyczną oceną” ich roli, bo w istocie nie są one w stanie wpłynąć na przebieg negocjacji między Mińskiem i Moskwą.
– Jest bardzo prawdopodobne, że Rosja przejdzie teraz do planu B i wystawi Białorusi rachunek za niepodległość, zmuszając do jego zapłacenia – ocenił ekspert.
W sobotę w Soczi odbyły się kilkugodzinne rozmowy prezydentów Białorusi i Rosji Alaksandra Łukaszenki i Władimira Putina na temat pogłębionej integracji. Nie zakończyły się one jednak żadnym rozstrzygnięciem.
Dalszy ciąg rozmów prezydentów zaplanowano na 20 grudnia w Petersburgu. Początkowo jako możliwą datę podpisania programu integracji podawano 8 grudnia – 20. rocznicę podpisania umowy związkowej.
Od grudnia 2018 roku Moskwa otwarcie naciska na “pogłębianie integracji” z Mińskiem i uzależnia dalsze gospodarcze wsparcie dla Białorusi od realizacji zapisów umowy o powstaniu państwa związkowego z 1999 roku, które przewidują m.in. utworzenie wspólnych instytucji państwowych.
Oba kraje we wrześniu br. parafowały wstępny program działań w ramach integracji, który nie został dotąd upubliczniony. Ma on zostać uzupełniony o 31 “map drogowych” w różnych sektorach, a następnie cały pakiet dokumentów podpiszą prezydenci Białorusi i Rosji.
Według deklaracji władz białoruskich w obecnych negocjacjach nie ma mowy o integracji politycznej, a tylko o sprawach gospodarczych. Treść programu integracji nie została podana do wiadomości publicznej.
pj/belsat.eu wg PAP