Dziura na orbicie: Międzynarodową Stację Kosmiczną trzeba było załatać taśmą klejącą


Według jednej z wersji dziurę w poszyciu zacumowanego do niej Sojuza jeszcze na Ziemi zrobił niechcący jeden z pracowników rosyjskiej korporacji kosmicznej. A żeby sprawa się nie wydała, zakleił ją klejem.

Panie pilocie, dziura w… toalecie

Niepokojące sygnały z orbity nadeszły w nocy z 29 na 30 sierpnia. Przyrządy odnotowały spadek ciśnienia na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej (ISS), spowodowany wyciekiem powietrza. Jako pierwsi poinformowali o tym Amerykanie, więc początkowo przypuszczano, że awaria nastąpiła w ich segmencie.

Jednak niebawem szef rosyjskiej agencji kosmicznej Roskosmos Dmitrij Rogozin wyjaśnił – do wycieku doszło w jednym z przedziałów transportowego statku kosmicznego Sojuz MS-09, który przycumował do ISS w lipcu. Wykryli to wspólnie rosyjscy kosmonauci i amerykańscy astronauci, którzy za obiciem pomieszczenia ubikacji natknęli się na… dziurę wywierconą wiertłem.

Zdj. nasaspaceflight.com

Było na klej, będzie na taśmę klejącą

Wstępna wersja o zderzeniu z mikrometeorytem, którą na początku brano pod uwagę, wzięła więc w łeb. Tym bardziej, że jak wkrótce podały rosyjskie agencje informacyjne, do awarii miało dojść jeszcze na Ziemi.

Konkretnie – w rosyjskich zakładach korporacji kosmicznej Energia, której pracownik zrobił niechcący dziurę w poszyciu statku. A żeby sprawa się nie wydała, winowajca (który według niektórych powiadomień już przyznał się do winy), zakleił otwór klejem. Dzięki temu statek przeszedł test na hermetyczność.

Czytajcie również:

Ale już na orbicie „łatka” wypadła. I jak obliczyli członkowie załogi ISS, przez feralną dziurę stacja utraciła ok 40 metrów sześciennych, czyli 1/10 wypełniającego ją powietrza atmosferycznego. To nic krytycznego, podkreślają eksperci, ale gdyby wyciek trwał dalej, mogłoby się zrobić niebezpiecznie.

Na szczęście sytuację opanowano. Dziurę załatano tym razem kaptonową, termiczną taśmą klejącą. Załodze nic nie grozi.

Niechlujstwo czy dywersja?

Chyba, że potwierdzą się podejrzenia szefa Roskosmosu… Zaczął on bowiem wycofywać się z pierwszej wersji wydarzeń, według której przyczyną awarii było nieumyślne niechlujstwo.

– Wersja naziemna jest sprawdzana. Ale jest też inna wersja, której nie odrzucamy – oznajmił Rogozin.

Dmitrij Rogozin, szef agencji Roskosmos. Źródło: atomic-energy.ru

Jego zdaniem, nie jest wykluczone „zamierzone działanie w kosmosie”. Rogozin poinformował, że obok otworu zauważono „kilka prób użycia wiertła” na wewnętrznym poszyciu statku i teraz specjaliści muszą jednoznacznie ustalić, gdzie owe próby miały miejsce – na Ziemi, czy już na orbicie.

– Wiertła użyto niewprawną ręką, możemy odrzucić wersję o tym, że to jakiś błąd technologiczny.

Szef Roskosmosu obiecuje, że wewnętrzna kontrola w firmie bezwzględnie wykaże, kto chciał wyrządzić krzywdę statkowi i załodze.

– Dowiemy się, na pewno – obiecuje.

Zrobił dziurkę, bo chciał do domu?

A tymczasem muszą wystarczyć przypuszczenia i różne wersje wydarzeń. Np. taka, z którą wystąpił Maksim Surajew, były kosmonauta, a obecnie deputowany do Dumy Państwowej. Jego zdaniem dziurę w statku kosmicznym mógł wywiercić członek załogi z problemami psychicznymi, który… bardzo chciał do domu.

– Wszyscy jesteśmy żywymi ludźmi, wszyscy mogą chcieć do domu, ale ten sposób jest całkowicie niegodny. Jeśli zrobił to kosmonauta, a tego nie można wykluczyć, to bardzo źle – stwierdził Surajew. – Daj Boże, żeby to była wada produkcyjna, chociaż to też bardzo smutne. Takiego czegoś nie było w całej historii Sojuzów.

Czytajcie również:

cez/belsat.eu

Aktualności