Rozpoczął się właściwy dzień wyborów parlamentarnych na Białorusi. Poprzedzało go trwające od wtorku głosowanie przedterminowe, które pozwoliło władzom na fałszerstwa.
Białorusini idą do urn zagłosować na kandydatów do parlamentu uważanego powszechnie za fasadowy i niedemokratyczny. Centralna Komisja Wyborcza nie dopuszcza do niego przedstawicieli opozycji. W izbie wyższej zasiadają kierownicy państwowych zakładów i instytucji (wybrani przez administrację), a w izbie niższej – głównie pracownicy budżetówki (formalnie wybranie przez obywateli). W obu izbach nie ma jednak frakcji, a sam parlament służy do tworzenia i ustanawiania zmian prawnych, których inicjatorem jest prezydent.
W związku z tym, “wybory bez wyboru” cieszą się małą popularnością. Ze względu na niską frekwencję, istniałoby ryzyko ich unieważnienia. Zapobiega temu CKW – organizując przedterminowe głosowanie i umożliwiając agitację w dniu wyborów. Do udziału w wyborach swoich podwładnych zmuszają też kierownicy urzędów i państwowych zakładów, wykładowcy i dowódcy wojskowi. Oficjalnie, już przed dniem wyborczym zagłosował co trzeci Białorusin.
Frekwencję zapewniają też komisje wyborcze w lokalach. Od wtorku obserwatorzy zarejestrowali setki wykroczeń. Mimo kontroli, komisje nawet dziesięciokrotnie zawyżają frekwencję. Zarejestrowany na wideo został przypadek wrzucenia naręcza kart do głosowania przez jedną osobę (zgłaszający ten fakt obserwator stracił akredytacją).
Przez 25 lat rządów Alaksandra Łukaszenki żadne wybory na Białorusi nie zostały uznane za demokratyczne.
pj/belsat.eu