Dziennikarze z Brześcia Aleś Lauczuk i Miłana Charytonowa przeszli przez wszystkie sądowe instancje w poszukiwaniu sprawiedliwości – bezskutecznie. Ostatecznie ich skargi odrzucił nawet Sąd Najwyższy Białorusi.
18 marca dziennikarze zostali w brutalny sposób zatrzymani w Kobryniu przez milicyjnych tajniaków. Reporterska para wracała samochodem z akcji protestu przeciwko podatkowi dla bezrobotnych, który relacjonowała na antenie Biełsatu. Ich samochód został zatrzymany przez milicjantów, którzy brutalnie wyciągnęli ich z auta, zniszczyli kamerę, telefon i lampę oświetleniową. Jak relacjonowali, milicjanci grozili im śmiercią. Do tego zostali oficjalnie oskarżeni o „złamanie ustawy o mediach”, czyli pracę bez akredytacji oraz „niepodporządkowanie się poleceniom milicji”. W efekcie 13 kwietnia sąd w Kobryniu skazał ich na karę 2 tys. rubli. (4 tys. zł).
Współpracownicy Biełsatu postanowili zaskarżyć działania milicji:
– To był swego rodzaju eksperyment, który pokazał, że na Białorusi nie działają takie struktury jak sądy i prokuratura. Napisaliśmy skargi, gdzie się dało – do milicji, Komitetu Śledczego, prokuratury i wszędzie otrzymywaliśmy odmowy, naszymi skargami przerzucali się jak parzącym ziemniakiem. Przeszliśmy przez wszystkie instancje sądowe – Sąd Rejonowy w Kobryniu, Sąd Obwodowy w Brześciu, prezesa sądu obwodowego i Sąd Najwyższy. I choć nie wywalczyliśmy sprawiedliwości, wzywam Białorusinów do pisania skarg i gdy wasze prawa zostały naruszone, prędzej czy później da to wyniki – podkreślił Aleś Lauczuk w rozmowie z Biełsatem.
Dziennikarze teraz zamierzają walczyć o swoje prawa za granicą i przygotowują skargę do Komitetu Praw człowieka ONZ
Zobacz także:
jb belsat.eu