Alaksandr Łukaszenka chce pokazać, że to co się dzieje w kraju, to nie wynik jego polityki, ale wynik wpływu czynników zewnętrznych, które chcą zdestabilizować sytuację – mówi Biełsatowi szefowa Związku Polaków na Białorusi.
– Jeżeli chodzi o niebezpieczeństwo ze strony Zachodu, to ta retoryka pojawia się nie pierwszy raz. Przy każdy wyborach prezydenckich pojawiają tzw. „siły zewnętrzne”, które rzekomo destabilizują sytuację w kraju – mówi nam Andżelika Borys. – Przy każdych wyborach władze Łukaszenki oskarżają Zachód. Dzisiaj oskarżają Polskę, Litwę, Wielką Brytanię…
Dzieje się tak – jej zdaniem – pomimo demonstrowania przez Polskę i UE chęci do dialogu i ocieplenia stosunków z władzami w Mińsku i z Łukaszenką.
– I oto reakcja Łukaszenki na ten dialog i ocieplenie – umocnienie pozycji wojskowych, wprowadzenie stanu gotowości bojowej wszystkich sił zbrojnych na granicy z Polską i Litwą. On nie zmienia swojej retoryki odnośnie Zachodu dlatego, że to w nim – w Zachodzie i demokratycznym świecie – widzi dla siebie zagrożenie. Przede wszystkim dla siebie – podkreśla prezes Związku Polaków.
Do tego Alaksandr Łukaszenka dostrzega też konieczność konsolidacji własnych sił i udowodnienia, że trzeba wprowadzić jakiś rodzaj stanu wyjątkowego w kraju. Stąd właśnie bierze się „rzekome zagrożenie” z Zachodu.
– W 2005 roku była bardzo mocna presja wywierana na Związek Polaków – kiedy nawet były aresztowania, kiedy zabierano nam Domy Polskie. Wtedy przedstawiano nas jako „piątą kolumnę”. Wtedy państwowe media mówiły, że kieruje nami Condoleesa Rice i że chcemy przyłączyć Grodno i obwód grodzieński do Polski – przypomina prezes Borys. – Wszystko to się powtarza po 15 latach. Znów jest Grodno, które „ktoś chce od kogoś oderwać”…
Chociaż, jak zauważa szefowa nieuznawanego przez władze w Mińsku Związku, polskie władze niejednokrotnie powtarzały, że ważnym elementem współpracy jest niepodległość Białorusi i jej integralność terytorialna. I na tym fundamencie swoją politykę budowała i Unia Europejska i Polska.
– Dlatego jakieś wydumane zagrożenia, że ktoś chce odbierać Grodno powtarzają się w każdej kampanii wyborczej – podkreśla Andżelika Borys. – Po pierwsze – władze ratują siebie i Łukaszenka ratuje siebie. Chce pokazać, że to co się dzieje w kraju, to nie wynik jego polityki, ale wynik wpływu czynników zewnętrznych, które próbują zdestabilizować sytuację.
Prezes ZBP skomentowała też dzisiejszą nominację – mianowanie przez Łukaszenkę na stanowisko szefa obwodu grodzieńskiego Uładzimira Karanika, dotychczasowego ministra zdrowia.
– Jeszcze dwa dni temu władze Grodzieńszczyzny za wszystko przepraszały i obiecywały, że będzie można organizować swobodne manifestacje. Trwało to tylko dwa dni. Potem demonstracji znów zabroniono – znów rozpoczęła się presja, kurs na zaostrzenie i przykręcanie śruby. I można było się spodziewać, że skutkiem tego będzie zmiana gubernatora, mera… Chociaż jest jasne, że to nie gubernator i mer podejmują decyzje. Jest jeden człowiek i jest „pion prezydencki”.
Prezes Związku Polaków na Białorusi jest przekonana, że nie ma znaczenia, czy będzie to Uładzimir Karanik, czy kto inny. Jej zdaniem to po prostu demonstracja, że jest zmiana i są ludzie, „którzy będą bezwzględniej wykonywać decyzje podejmowane w Mińsku”.
Notowała Iryna Darafiejczuk, cez/belsat.eu