Kłamliwy, nakręcony by szkalować Rosję i rosyjską energetyką jądrową – tak o „Czarnobylu” HBO opowiada kremlowska propaganda. I przygotowuje w odpowiedzi swój serial, w którym winny katastrofy w elektrowni był szpieg CIA.
Kiedy cały świat zachwycał się serialem HBO pt. „Czarnobyl”, rosyjskie media państwowe udawały, że nie zauważają fenomenu. W moskiewskich telewizjach zdawkowo wspomniano o poruszającym serialu, dotyczącym bądź co bądź, najnowszej i bolesnej historii Rosji.
A kiedy już stacja Rossija24 poświęciła amerykańskiej produkcji obszerny materiał, prowadzący Stanisław Natanzon wyliczał błędy, dochodząc do wniosku, że Amerykanie kłamliwie przedstawili historię tragedii. A na końcu kpił, że w serialu HBO brakuje tylko niedźwiedzi grających na akordeonie, by karykaturalnie pokazać Rosję.
Moskiewska gazeta „Argumenty i Fakty” nazwała zaś produkcję z USA karykaturą prawdy. Oburzenie ma swoją przyczynę. „Czarnobyl” obnaża przecież okrucieństwo i nieudolność sowieckiego systemu władzy. Tymczasem Władimir Putin kult dokonań ZSRR wmontował w dzisiejszą ideologię państwową.
Jednak już w 2014 r. w Rosji rozpoczęły się prace nad rodzimym „Czarnobylem”. Za pieniądze stacji NTV, oraz przy finansowym wsparciu rosyjskiego Ministerstwa Kultury powstaje dwunastoodcinkowy serial „Czarnobyl”. W ubiegłym roku był kręcony na Białorusi: w Mińsku, Słucku, Mołodecznie i innych miastach.
Rosyjski „Czarnobyl” też pokazuje historię tragedii Czarnobylskiej Elektrowni Jądrowej. Ale jego głównym wątkiem jest walka sowieckiego kontrwywiadu z agentem CIA. I w ten sposób rosyjska telewizja produkuje kolejny propagandowy obraz o tym, jak źli Amerykanie zaszkodzili ojczyźnie.
– Jedna z teorii głosi, że Amerykanie infiltrowali Czarnobylską Elektrownię Jądrową i wielu historyków nie zaprzecza, że w dniu wybuchu w elektrowni był obecny agent wywiadu wroga – mówił Aleksiej Muradow, reżyser rosyjskiej wersji „Czarnobyla”.
Tym sposobem głównym bohaterem w rosyjskiej wersji będą nie heroiczni i osamotnieni ratownicy, naukowcy, czy zwykli ludzie, ale grany przez Igora Pietrenkę podpułkownik kontrwywiadu KGB Andriej Nikołajew. Zaś katastrofy w elektrowni nie spowodowało asekuranctwo, nieudolność i nieludzka patologia sowieckiego systemu władzy. Lecz czający się wszędzie wróg z Zachodu. Rosyjska odpowiedź na produkcję HBO ma jednak jeszcze jeden cel: biznesowy. Będzie próbą ochrony wizerunku rosyjskiej energetyki jądrowej.
W branży tak czułej na opinie o zagrożeniu, jak energetyka jądrowa, wizerunek jest sprawą arcyważną. Po awarii w elektrowni w Three Miles Island Amerykanie poważnie przystopowali swój program budowy nowych siłowni. Katastrofy w Czarnobylu w 1986 r. i Fukuszimie w 2011 r. wpłynęły na wątpliwości co do bezpieczeństwa reaktorów. Niektóre kraje, jak Włochy, czy Niemcy, zdecydowały o odejściu od energetyki jądrowej.
Ale w świecie lawinowo rosnącego zapotrzebowania na energię, elektrownie jądrowe są nadal pożądane. Nawet w biednych i słabo rozwiniętych technologicznie krajach. Rosyjski państwowy koncern Rosatom doskonale wpisuje się w światowe zapotrzebowanie i od lat prowadzi ekspansję z rozmachem.
Już teraz Rosatom opanował 40 proc. światowego rynku budowy nowych elektrowni i reaktorów oraz 17 proc. rynku paliwa jądrowego. Buduje elektrownie i dostarcza reaktory do Chin, na Węgrzech, w Turcji, na Białorusi, w Bułgarii, krajach arabskich, Afryce czy nawet w Finlandii, czy Wietnamie.
Ostatnio Rosjanie podpisali kontrakt na dostawy paliwa dla słowackich elektrowni jądrowych. Portfel zagranicznych zamówień przekracza 100 mld. dolarów. Koncern, który powstał z przekształcenia dawnego, sowieckiego, a potem rosyjskiego Ministerstwa Energetyki Jądrowej, jest oczkiem w głowie Władimira Putina. Obok Rosniefti, Gazpromu, czy Rosoboroneksportu jest filarem rosyjskiej gospodarki.
I tu pojawia się serial „Czarnobyl”, który obnaża słabość sowieckiej potęgi technologicznej. Wprawdzie mówi o wydarzeniach sprzed trzydziestu lat, ale oczywiste jest, że rodzi pytania o bezpieczeństwo współczesnych, rosyjskich technologii.
– Jeszcze nie oglądałem „Czarnobyla”, bo nie wyszedł w całości, a pirackich kopii nie oglądam – powiedział na konferencji 4 czerwca Aleksiej Lichaczew, prezes Rosatomu.
Ale za prezesa głos już zabierają rosyjskie media. I wietrzą spisek wymierzony w rosyjską potęgę jądrową. Komsomolska Prawda napisała np., że „Czarnobyl” powstał z inspiracji zachodnich koncernów, konkurentów Rosatomu, by zaszkodzić wizerunkowi rosyjskiej energetyki.
Jedynie Aleksiej Nawalny próbuje tłumaczyć, że „Czarnobyl” nie jest atakiem na Rosję.
– Amerykanie i Anglicy z miłością opowiadają w tym serialu o prostych Rosjanach, ale nasi propagandyści i tak robią z tego atak na Rosję – opowiadał Nawalny w swoim wideoblogu.
Reakcje Kremla pokazują jednak, że amerykański serial o tragedii z 1986 r. jest bardzo prawdziwy. Że spiskowa paranoja schyłkowych lat sowieckiego imperium, jest bardzo podobna do tej, którą żyją dzisiejsze, rosyjskie władze.
Michał Kacewicz/belsat.eu wg themoscowtimes.com, kp.ru, ntv.ru