Defilada pokazała zależność białoruskiej armii od Rosji


Może to dobrze, że na defiladzie z okazji Dnia Niepodległości, oprócz czołgów i samolotów, pokazano traktory i lodówki. Bo jeśli chodzi o sprzęt wojskowy, Łukaszenka nie ma się czym pochwalić.

W dzisiejszej defiladzie z okazji dnia Dnia Niepodległości Białorusi w Mińsku wzięło udział 175 żołnierzy z rosyjskiej 76-tej Dywizji Desantowo-Szturmowej z Pskowa. Oraz po cztery rosyjskie myśliwce Su-30SM, bombowce taktyczne Su-34 i śmigłowce szturmowe Ka-52. To najnowocześniejszy sprzęt, jaki pokazano na dzisiejszej defiladzie. Udział Rosjan miał symbolizować tzw. braterstwo broni, ale i być demonstracją wobec Zachodu. Zwłaszcza, że w ostatnim czasie Mińsk dość bezpośrednio wysyła sygnały, że zacieśni współpracę wojskową z Rosją, a nawet będzie się starał o zwiększenie obecności rosyjskich wojsk na terytorium Białorusi, kiedy w Polsce i krajach nadbałtyckich pojawi się więcej żołnierzy NATO. Alaksandr Łukaszenka w ostatnich latach, a zwłaszcza po konflikcie na Ukrainie, sporo mówił o odbudowie potencjału armii białoruskiej. Obiecywał modernizację uzbrojenia. Dziś widać było, że się poddał. Nie stać go ani na modernizację, ani na samodzielne postawienie armii białoruskiej na nogi. Musi prosić Rosję o pomoc. A to będzie miało swoją, wysoką cenę.

Wojskowy złom

Dzisiejsza parada pokazała, że ogłoszona przez Łukaszenkę modernizacja białoruskiej armii idzie w ślimaczym tempie. Fundamentem sił lądowych jest wciąż sprzęt z lat 80. ubiegłego wieku. Głównie z ostatnich lat ZSRR. Starsze egzemplarze idą na złom, na sprzedaż, lub są sukcesywnie wycofywane do baz-arsenałów i konserwowane. Jak dużą wagę nawet w przypadku ograniczonego konfliktu mają takie bazy pokazała wojna w Donbasie. Zarówno Rosja, jak i Ukraina sięgały do zakonserwowanych, starych czołgów i posyłały je na front. Tymczasem Białoruś, w większym stopniu niż Ukraina czy Rosja, wyprzedaje sprzęt wycofywany z jednostek liniowych. Tak było np. z czołgami T-72B sprzedanymi do Armenii, czy wycofanymi T-80, które sprzedano do Jemenu.

Alaksandr Łukaszenka od lat obiecuje modernizację białoruskiej armii. Źródło: delfi.lt

Zresztą właśnie wojska pancerne są słabą stroną białoruskiej armii. Opierają się na przestarzałych już czołgach T-72, które mimo planów, nie są w odpowiednim tempie gruntownie modernizowane do standardu T-72 B3. Alaksandr Łukaszenka już dwa lata temu snuł plany, że białoruska armia ma postawić na szybkie i nowoczesne transportery opancerzone. Z planów niewiele wyszło. Zakłady mechaniczne w Borysowie modernizują wprawdzie przestarzałego BTR-70 do standardu BTR-70MB1, ale to wciąż konstrukcja, która była nowoczesna w czasach radzieckiej interwencji w Afganistanie w 1979r. Słabo opancerzona i uzbrojona w zaledwie 14,5 mm WKM. Podobnie jest z białoruską, głęboką modernizacją BRDM-2, czyli pojazdem rozpoznawczym Kajman.

Dlatego dla białoruskiej piechoty wciąż podstawowymi wozami bojowymi i transporterami są BMP-2 i BTR-70, uzupełniane skromnymi zakupami nowych, rosyjskich BTR-80 i BTR-82. Jak bardzo brakuje nowoczesnych transporterów przekonali się „elitarni” białoruscy żołnierze desantu. W ciągu ostatnich dwóch lat ze 103. Brygady Powietrznodesantowej z Witebska wycofano wozy desantu BMD-1. Zastąpione cięższymi, mniej mobilnymi transporterami piechoty, BTR-80. A „desantowe” moździerze samobieżne 2S9 zastąpiono holowanymi haubicami. Desant w praktyce bardziej przypomina dziś zwykłą piechotę zmotoryzowaną. Tym bardziej, że co nowsze pojazdy, takie jak rosyjscy Tigr, są przekazywane do jednostek specjalnych MSW, a nie do „elitarnych”pododdziałów armii.

Białoruś jak PRL

Słaba jest również sytuacja w lotnictwie. Starzeje się ono w bardzo szybkim tempie. Białoruskie siły powietrzne wycofały już z linii bombowce Su-24 i Su-27 i obecnie opierają się na parku dwudziestu czterech Migów-29 (prawdopodobnie sprawne jest kilkanaście maszyn) i tuzinie sprawnych, szturmowych Su-25. Sytuacji nie ratuje zakup kilku szkolno-bojowych, rosyjskich Jaków-130 i śmigłowców Mi-8MTW-5.

Białoruskie Migi-29 najlepsze lata mają już za sobą. Źródło: eadaily.com

Przełomem dla białoruskiego lotnictwa ma być, zgodnie z podpisanym rok temu kontraktem, dostawa tuzina najnowszych, rosyjskich myśliwców wielozadaniowych Su-30SM. Mińsk kupuje je za 600 mln. dolarów i mają być dostarczone przed 2020r. Stosunkowo najlepiej wygląda sytuacja w obronie powietrznej. Rosja dostarczyła w 2016r. cztery dywizjony systemów przeciwlotniczych dalekiego zasięgu S-300. Białoruś kupiła również baterie systemu przeciwlotniczego średniego zasięgu Tor-M2K. Rozbudowa białoruskiej obrony przeciwlotniczej leży jednak jak najbardziej w interesie Moskwy.

Ubiegłoroczne manewry wojskowe Rosji i Białorusi „Zapad 2017” doskonale pokazały, jakie są rosyjskie intencje. Białoruś zaczyna pełnić w planach Rosji rolę podobną do tej, jaką w koncepcjach Układu Warszawskiego pełniła Polska (oczywiście z pewnym zastrzeżeniami). Czyli zaplecza ewentualnego frontu i terenu bezpiecznego przerzutu rosyjskich sił w kierunku zachodnim. Do tego Białoruś musi być dobrze nasycona obroną przeciwlotniczą, radarami, oraz mieć dobrze przygotowaną logistykę transportową, bazy zabezpiecznia, oraz środki łączności.

Czołgi Putina nad Bugiem

Obecność rosyjskich komandosów z 76 Dywizji ze Pskowa jest bardzo symboliczna i pewnie taka miała być. Żołnierze z tej jednostki brali nieoficjalnie udział w działaniach na Ukrainie. Jest to również dywizja, która w czasie ewentualnego konfliktu będzie nacierała na republiki nadbałtyckie. Rosja i Białoruś bardzo intensywnie ćwiczą zresztą wspólnie swoje jednostki desantowe. Oprócz wojsk łączności, logistycznych i obrony powietrznej, współpraca rosyjsko-białoruska rozwija się najlepiej właśnie w dziedzinie wojsk aeromobilnych. W czerwcu białoruskie siły operacji specjalnych wspólnie z Rosjanami brały udział w manewrach „Słowiańskie Braterstwo 2018” w kraju Krasnodarskim. A tuż przed dzisiejszą defiladą, wczoraj w Mińsku gościło dowództwo rosyjskich wojsk powieterznodesantowych, z Nikołajem Ignatowem, zastępcą dowódcy tego rodzaju wojsk na czele.

Manewry “Zapad 2017” pokazały, że przerzut dużych ilości sprzetu to kosztowna operacja. Źródło: odf.by

Skala i intensywność współpracy Białorusi i Rosji na polu wojskowym jest tak duża, że deklaracji Mińska o prowadzeniu polityki neutralności nie należy traktować poważnie. Białoruś jest przecież członkiem bloku militarnego, jakim jest Organizacja Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym.

– Obecnie nie planujemy rozmieszczenia na terytorium Białorusi nowych, obcych baz wojskowych, ale patrząc w przyszłość, należy brać pod uwagę kroki, jakie podejmą nasi sąsiedzi – powiedział na początku czerwca białoruski minister spraw zagranicznych Uładzimir Makiej w czasie wizyty w Brukseli.

To niemal wprost, choć rzucona dyplomatycznym językiem sugestia, że temat stałej, rosyjskiej obecności na Białorusi jest dyskutowany. Z różnych przecieków w rosyjskich mediach wiadomo, że Rosjanie chcieliby mieć na Białorusi swoje magazyny, także z czołgami. Do takich wniosków doszło rosyjskie dowództwo po ćwiczeniach “Zapad 2017”. Przerzut znacznej ilości sprzętu na Białoruś udał się, ale szybciej by było przewieźć samych żołnierzy. Tak, aby sprzęt już czekał na miejscu. Oczywiście Mińsk będzie się targował i to nawet ostro i długo. Ale Łukaszenka ma coraz mniej argumentów. A na pewno nie ma ich w obszarze wojskowym. Dzisiejsza defilada, wbrew świętowanej niepodległości, pokazała całkowitą zależność Białorusi od polityki obronnej Moskwy. I to na każdym poziomie: dostaw i modernizacji uzbrojenia, planów taktycznych, szkolenia i koncepcji strategicznych.

Czytajcie również:

Michał Kacewicz/belsat.eu

Aktualności